Wykonanie
Sobotnie popołudnie spędziłam w stołecznej restauracji Le Cedre . Podobnie, jak przy poprzedniej okazji testowania menu, znalazłam się tam dzięki uprzejmości serwisu Uroda i zdrowie .Z kuchnią arabską zetknęłam się oczywiście nie po raz pierwszy, ale zawężenie tematu do specjałów z obszaru Libanu, jawiło mi się wyjątkowo atrakcyjne. Ten
kraj kojarzył mi się przede wszystkim z pięknym, rozłożystym drzewem cedrowym, a jego kuchnia z królestwem przystawek. Mezze faktycznie odgrywają istotną rolę i trudno wyobrazić sobie bez nich prawdziwą libańską ucztę. Niezwykle bogactwo i różnorodność tradycyjnych potraw należy natomiast przypisać dziejom historycznym - w kuchni widoczne są silne wpływy osmańskie, francuskie oraz fenicjańskie. Potrawy serwowane w Le Cedre wspaniale to odzwierciedlają.
Wnętrza restauracji są świetnie osadzone w arabskim klimacie - orientalne, przytulne i dużo mniej kiczowate niż może to wynikać z dokumentacji fotograficznej. Dominuje boczne, przyćmione oświetlenie, tworzące przyjemny nastrój, ale nie stanowiące, niestety, korzystnych warunków do robienia zdjęć.Lokal jest całkiem spory i składa się z kilku pomieszczeń. Spodobał mi się pomysł wydzielenia loż z miękkimi sofami, w których w kameralnej atmosferze można spędzić czas z rodziną lub znajomymi.Na specjalne życzenie i za dodatkową opłatą istnieje możliwość zamówienia fajki
wodnej (75 zł) oraz tańca brzucha (350 zł ).
Obsługa lokalu nie zachwyca, ale jest w zupełności poprawna, więc czepiać się nie zamierzam. Spełnia swoją podstawową rolę tj. pojawia się na czas i udziela wszelkich informacji na temat menu. Brakowało mi jednak uśmiechu oraz wrażenia, że dla gości to oni są gospodarzami tego miejsca.
Jak już wpominałam, libańska dieta bazuje na przystawkach. Najwyższa
pora zajrzeć więc do menu, gdzie faktycznie znajdziemy ich całe mnóstwo. Każdą potrawę możemy zamówić z osobna, ale ciekawym rozwiązaniem są zestawy dań, ułożone wg. klucza: zimne przystawki + ciepłe przystawki + danie główne + deser. Takie menu możemy otrzymać w różnych wersjach ilościowych, dostosowanych do liczby osób konsumujących.
A oto jak przedstawiało się moje zamówienie:MENU SOUR dla 2 osób (130 zł) + DESERNa pierwszy ogień poszły:zimne przystawki
czyli 10 miseczek z cudowną zawartością + spora ilość ciepłego
chlebka pita:1. Mdaradara -
ryż i
soczewicą z prażoną
cebulą2. Tabbouleh - narodowa surówka z
natki pietruszki3. Khiar bil Laban -
jogurt ze swieżym
ogórkiem,
miętą i
czosnkiem4. Hommous - puree z
cieciorki libańskiej z sosem
sezamowym5. Moutabbal - pasta z pieczonego
bakłażana z sosem
sezamowym6. Labneh - libański
ser kremowy na bazie
jogurtu7. Loubieh bil Zeit - gotowana zielona
fasolka z
pomidorami i
cebulą8. Shanklisk - domowy
ser libański na ostro9. Taouk - kawałki duszonego
kurczaka z warzywami10. Tajine - pasta z
łososia w sosie
sezamowymMiseczki wyglądają niepozornie, ale w każdej porcja jest naprawdę spora i spokojnie wystarczy dla 3 dorosłych osób. Moimi faworytami w stawce okazały się: domowy
ser libański na ostro,tabbouleh (jak na fankę
natki przystało) oraz labneh - kolejność nieprzypadkowa. Leciutko rozczarowały mnie pasty, ale ogólnie, całość uznaję za różnorodną, ciekawą i zdecydowanie smaczną.Po zimnych, na
stól wjechały p rzystawki na ciepło, a wśród nich:
1. Fatayer -
ciasto francuskie nadziewane
szpinakiem2. Sambousik Jebne - ciasto smażone nadziewane
serem3. Lahem Bel'ajin - pieczone ciasto nadziewane mielonym
mięsemTaki zestaw to coś pomiędzy kruchymi pierożkami i wytrawnymi
ciasteczkami z trzema rodzajami nadzienia. Wskazanie lidera nie jest latwe, ale jeśli muszę, stawiam na przystawkę ze swojsko brzmiącym wyrazem w nazwie ;-). Jednak dwie pozostałe również były bez zarzutu.Nadeszła
pora na danie główne:
1. Kousa Mehchi -
cukinia nadziewana
mięsem jagnięcym, duszona w
sosie pomidorowym2. Shish Taouk - szaszłyk z
kurczaka3. Kofta Halabijeh - grilowane szaszłyki z mielonej
jagnięciny4.
Ryż orientalnyCo tu dużo mówić, przystawki zrobiły swoje, więc na tym etapie byłam już naprawdę solidnie nasycona, jednak kusila mnie
jagnięcina, którą na codzień jadam szalenie rzadko. Muszę powiedzieć, że się nie zawiodłam, bo w obydwu wcieleniach smakowała znakomicie.Natomiast szaszłyk z
kurczaka był ..soczystym szaszłykiem z
kurczaka, ale rozwodzić się nad nim raczej nie ma sensu. Czy widzicie to białe coś na półmisku? Wygląda jak
chrzan albo
majonez....... a jest ...musem z
czosnku,
oliwy i soku
cytryny - bardzo ciekawy smak i świetnie komponujący się z daniem dodatek. Na pewno spróbuję odtworzyć taki sos na użytek domowy we własnej kuchni. Przeciwwagą dla łagodnego (tak!) musu
czosnkowego, była nieprzyzwoicie ostra, paprykowa harissa.Zwieńczenie wizyty, jak zwykle, stanowił deser:
1. Baklava -
ciasto filo przełożone masą na bazie
miodu i
orzechów2. Ousmanllieh -
ciastko nitkowe z kremem budyniowym, polane
syropem różanym i posypane
pistacjamiBaklavę wszyscy znamy, choć pewnie nie wszyscy lubimy. Ja jestem jej umiarkowaną entuzjastką, więc trudno mi o sprawiedliwą ocenę, tej którą zaserwowano mi w Le Cedre. Skupię się więc na ousmanlieh, które było niezmiernie pozytywnym zaskoczeniem. Muszę się przyznać, że generalnie nie jestem fanką arabskich słodkości, jednak w tym przypadku konsumowałam z prawdziwą przyjemnością - chrupiące ciasto nitkowe, wypełnione aksamitnym kremem budyniowym, a na wierzchu odrobina różanego
syropu oraz pistacjowa posypka. Żyć, nie umierać. Ech..Kuchnia libańska w Le Cedre jest szalenie różnorodna, oferuje bogactwo smaków, kolorów i aromatów. Dodatkowo, atmosfera panująca w restauracji sprzyja celebrowaniu posiłków oraz delektowaniu się jedzeniem . Połączenie tych cech tworzy na kulinarnej
mapie stolicy jedno z tych miejsc, które warto odwiedzić.Al. Solidarności 61 ( vis-à-vis misiów )Warszawatel. 22 670 11 66