Wykonanie
C. zawsze mnie budzi przed wyjściem do pracy. Nie, nie robi tego celowo - zachowuje się cichutko, nie zapala światła w pokoju, w którym śpię,
daje mi tylko całusa w czubek głowy (bo zazwyczaj więcej
spod kołdry nie wystaje), i wychodzi. A mi w momencie, kiedy on zamyka drzwi, oczy otwierają się szeroko, i tak sobie leżę. Wczoraj ze sobą walczyłam - kto to słyszał, żeby wstawać przed siódmą, kiedy człowiek nie musi...? Ułożyłam się wygodnie, pooglądałam sufit, poprzytulałam Ptysię, ale po pół godzinie mi się znudziło. Nie było rady - wstałam, zrobiłam sobie pachnącej
imbirem herbaty, i rozpoczęłam bardzo przyjemny dzień. Słonko świeciło, wiatr zgubił się gdzieś w lesie, i nawet Ptysia dała się namówić na spacer dłuższy niż kilka metrów.Dzisiaj odpuściłam wiercenie się w łóżku, i wstałam od razu. Niestety, świat jest zachmurzony i ponury, ale humoru mi to nie zepsuje.
Plany na dzisiaj ambitne, zobaczymy, co z tego będzie.
Póki co widzę wszystko w różowych barwach, mimo wszechobecnej szarości.Jakiś czas temu pomagaliśmy się przeprowadzać mojej koleżance. Upiekłam
ciasteczka dla jej synka - zawsze szybciutko zjada wszystkie słodkości, które im zanoszę, więc to sama przyjemność. Tym razem jednak nie do końca trafiłam - namiętnie bowiem wydłubywał z
ciasteczek rodzynki. Na zarzut mamy, że przecież je lubi, rezolutnie odpowiedział: Nie, to ty lubisz
rodzynki. I jak tu z tym dyskutować...?Jeśli więc
rodzynek nie lubicie, możecie je pominąć. Zamiast możecie dać więcej
żurawiny, jakieś
orzechy, albo smażoną
skórkę pomarańczową, którą proponowano w oryginale, a którą wolałam pominąć, bo bałam się, że mały smakosz będzie kręcił nosem.
Ciasteczka pomimo
rodzynek zostały skonsumowane, więc wnioskuję, że musiały smakować. Dorośli wcinali, aż się okruszki sypały.
Ciasteczka bowiem nie są zbyt słodkie, trochę chrupiące, w środku miękkie (po kilku dniach w puszce). Z lukrem wyglądają zachwycająco - jeśli ktoś ma chęci, można je jakoś ładniej udekorować. Ja postawiłam na prostotę.I tak, celowo nie nazwałam ich pierniczkami, tylko dosłownie przetłumaczyłam nazwę z książki Småkager: kræs for slikmunde . Bo przecież początek lutego to nie czas na pierniczki... Ale stwierdziłam, że lepiej teraz niż na Wielkanoc. Więc są pyszne
ciasteczka miodowe z
bakaliami - może ktoś z Was skusi się jeszcze przed tegorocznym Bożym Narodzeniem...?

Składniki:(na 25-30 sztuk)150 g
miodu50 g jasnego
brązowego cukru50 g
masła1
żółtko1 łyżeczka
kakaoskórka otarta z 1
cytryny2 łyżeczki
przyprawy do piernika250 g
mąki pszennej2 łyżeczki
proszku do pieczenia100 g mielonych
orzechów laskowych75 g
płatków migdałowych50 g
rodzynek50 g
suszonej żurawiny1 łyżka
mlekalukier:200 g
cukru pudru1
białko1 łyżeczka
rumuMiód,
cukier i
masło rozpuścić w garnuszku, ostudzić. Dodać
żółtko,
kakao,
skórkę z cytryny i
przyprawę do piernika, dokładnie wymieszać.
Mąkę przesiać, wymieszać z proszkiem,
orzechami laskowymi,
migdałami,
rodzynkami i
żurawiną. Dodać do masy, zagnieść. W razie potrzeby dodać
mleko.Z masy uformować kulę, zawinąć w folię spożywczą i chłodzić w lodówce przez 1 godzinę.Schłodzone ciasto wałkować na grubość 5 mm, wycinać koła o średnicy 7-8 cm. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w niewielkich odstępach.Piec w 180 st. C. przez 12-15 minut.Wystudzić.
Cukier puder,
białko i
rum umieścić w misce. Miksować na najniższych obrotach miksera, aż masa będzie gładka i gęsta. Lukrować ostudzone
ciastka, odłożyć do zastygnięcia lukru.Przechowywać w szczelnej puszce lub słoiku.Smacznego!A tak w ogóle to chyba czas na śniadanie...