Wykonanie
W weekend walentynkowy, a dokładnie w sobotni wieczór wybraliśmy się do jednej z naszych ulubionych restauracji, czyli do Britannica Steakhouse, która
mieści się w Hotelu Kuracyjnym w Gdyni Orłowie. W zeszłym roku również spędziliśmy tu Walentynki (relacja), więc wiedzieliśmy, że będzie naprawdę romantycznie i pysznie. Jak było w tym roku? Rozwińcie wpis i zobaczcie :).



W restauracji atmosfera była niezwykle czarująca i romantyczna. Grała piękna muzyka na żywo, a restauracje odpowiednio przystrojono różami i nastrojowymi świecami. Przygaszone świata stworzyły cudowny klimat.






Z okazji Walentynek przygotowano specjalne menu, sprytnie jednak przemycając niektóre dania, które będą serwowane niebawem w nowej karcie menu.

Na przywitanie zaserwowano nam karafkę
czerwonego wina aromatyzowanego
pomarańczą i
sokiem z
granatu.

Ucztę rozpoczęliśmy moją ulubioną przystawką, czyli tatarem - t atar wołowy/kurki/jajko przepiórcze . Estetyka podania dania przerosła moje oczekiwania! Coś pięknego!
Ziołowa kruszonka z
musztardą pełną ziaren
gorczycy,
cebulką, listkami nasturcji i
kiełkami sakura (specjalnie sprowadzanymi dla restauracji) prezentowały się niczym leśne runo na talerzu z łupka. Tatar odpowiednio posiekany zaserwowano w słoiczku, bardzo pomysłowo. Do dania zaproponowano nam
olej lniany lub rzepakowy.



Drugą przystawką była kolorowa
sałatka z żółtymi
burakami,
solirodem,
płatkami róży,
kozim serem,
miodem i listkami botwiny . Lekka, przyjemna, balansujące smaki - słony
soliród ze słodkim
miodem i delikatnymi
buraczkami fajnie się dopełniały.


Kolejnym, bardzo mocnym punktem menu okazała się zupa na
bulionie wołowym i
piwie podana z krążkiem
cebulowym,
prażoną cebulką i
ziemniakiem truflowym . Na uwagę zasługuje forma podania, najpierw podano nam talerz "z wkładką, a następnie z butelki po
piwie nalewano zupę. Zupa była niezwykle intensywna w smaku, przepyszna!



Przejściem do dania głównego, które oczyściło nasze
kubki smakowe była
galaretka z zielonej
herbaty zaserwowana z sosem z
limonki i tequili. Nigdzie jeszcze nie spotkaliśmy takiego przerywnika, bo zazwyczaj jest w formie
sorbetu. Pomysłowość szefa kuchni znowu na wysokim poziomie.


Piątym
taktem było danie główne - łosoś/ beluga/ marchew/
chleb razowy/ kawior/
żółtko . Moja ulubiona
ryba na danie główne, więc nie mogło być źle.
Łososia zaserwowano na aromatycznym puree z
marchewki z nutą
pomarańczy i na czarnej
soczewicy (która przypomina
kawior belugi).
Rybę zdobiła kruszonka z
chleba, a na talerzu znalazł się jeszcze
kawior z
łososia. Pyszna kompozycja i bardzo sycąca.
Łosoś dla mnie był odrobinę za długo przeciągnięty.



Na deser w zasadzie zabrakło mi miejsca :). Marchew/kardamon/miód/czekolada/sól/cytryna - nie
będę ukrywać, że myślałam o zwykłym
marchewkowym cieście, ale szef kuchni znowu mnie zaskoczył. Na
stole zobaczyłam miseczkę z rosnącą na ziemi/cieście
czekoladowym marchewkę - owa
marchewka nie surowa, podgotowana (kolejny zaskok). Pod
spodem kolejne pyszne warstwy, by na dnie znaleźć
marchewkowe pole :). Na górze ampułka z sosem do wyciśnięcia, taka zabawa :).


Do deseru
czerwone wino z nutą
cynamonu, który podpalono, dzięki
czemu uwolnił swoje cudowne aromaty.



Czy można chcieć więcej? Nie... wyszliśmy w dobrych nastrojach, z pełnymi brzuszkami, zaskoczeni po raz kolejni pomysłowością szefa kuchni, doceniając obsługę na jeszcze wyższym poziomie. Brawo restauracja Britannica Steakhouse w Hotelu Kuracyjnym, uwielbiamy Was :). Do zobaczenia :)