Wykonanie

O tym jak bardzo uwielbiam warsztaty
pisałam już nie raz. Możliwość poznania nowych przepisów i nowych kulinarnych trików podnieca mnie tak, że gdy tylko w skrzynce pojawia się zaproszenie na kolejną edycję odpisuję bez wahania „jadę!”. Oczywiście złośliwi i anonimowi (no ba!) powiedzą to co powiedzą. Ale kto by się nimi przejmował. Nie
jadę dla nich ale dla siebie.Tyle tytułem wstępu a teraz opowiem Wam o fantastycznym miejscu wypadowym pod Warszawą – hotelu Marina Diana w Białobrzegach (tuż za Nieporętem). Położony około 40 km od centrum Warszawy posiada własną plażę oraz przystań.
Widoki urzekają od razu. Nawet ja byłam pod wrażeniem a zwykle nie zachwycam się hotelami bo wszystkie są takie same.


Niestety nie posiadam zdjęć samego hotelu bo nie on był bohaterem tamtego dnia. Zdecydowanie bardziej pociągało mnie fotografowanie jedzenia, które przygotowywaliśmy na warsztatach z
Tabasco i Kikkoman. To drugie warsztaty tej
marki na których miałam przyjemność uczestniczyć i po raz kolejny znakomicie poprowadził je Grzesiu Łapanowski. I znowu złośliwi powiedzą, że nie ma się czym podniecać bo wszystkie warsztaty z Grześkiem są takie same i po prostu „wieje kulinarną nudą”. Gdyby nie jego charyzma lista uczestników pewnie byłaby mniejsza. Nic bardziej mylnego gdyż specjalnie na te warsztaty Opracował specjalne i ciekawe menu wykorzystując oczywiście produkty sponsora. Było smacznie, inspirująco i na pewno nie monotonnie.




Na sam początek był chłodnik. Prosty bo
ogórkowy. Szybki. Orzeźwiający. I o to chodziło bo temperatura dochodziła do 30 stopni. Nawet moja córka – słynny niejadek, zjadła całą miseczkę

Tabuleh z
jagnięciną z grilla i
jogurtem to druga propozycja obiadowa tego dnia. Idealne danie dla miłośników
kolendry bo na jego przygotowanie poszły chyba 3 duże jej pęczki. Wbrew pozorom danie bardzo łatwe w przygotowaniu, szybkie i idealnie nadające się na sezonowego grilla.

Warsztaty nie mogłyby się obejść bez burgerów z grilla. Tym razem przygotowaliśmy
mięso z
winem,
tymiankiem i
rozmarynem. Do tego grillowany
chleb,
masło czosnkowe (z pieczonego
czosnku). Ciekawostką była
konfitura daktylowa na wytrawnie z
octem oraz surówka z czarnej (purpurowej)
marchwi z
musztardą i
vinegretem. Długo mogłabym opisywać to danie gdyż były to najlepsze burgery jakie do tej
pory jadłam.

Dania z grilla przodowały i nie mogło zabraknąć dobrej jakości
wołowiny. Oto grillowany
antrykot ze
szparagami,
kurkami oraz salsa verde z
pomidorów.

Grillowany
pstrąg z palonym
masłem i
sosem sojowym podane na purree z
kalafiora. Jak widać na fotografiach to drugie danie, które smakowało mojemu niejadkowi.
Kaczka z kolorowymi
marchewkami, nasturcją oraz pieczonymi
orzechami była kolejną przystawką. Osobiście żałowałam, że były to tylko porcje degustacyjne bo ostatnio
kaczka jest moim
mięsem numer 1.Na koniec zaserwowano nam deser. Niestety nie mam jego zdjęć bo się nie załapałam nawet na kawałek pieczonego
banana. Tak to jest gdy na warsztatach wychodzisz na chwilęNa dzisiaj to tyle bo wpis byłby nieziemsko długi. Za jakiś czas podrzucę następną część w której opiszę rozrywkę jaką nam zaserwowano. Nie jest to tajemnica i
mogę powiedzieć, że chodzi o żeglowanie. Po raz pierwszy w życiu wsiadłam na łódkę z własnej woli. Ja! Chorobliwie nieodporna na bujanie, z chorobą morską i bez aspiracji do uprawiania jakiegokolwiek
sportu.