Wykonanie
Zdarzają mi się czasem różne miłe rzeczy związane z moim blogiem. Raz mniej miłe, raz bardziej. Ta, o której napiszę, była jedną z tych najbardziej :)Pewnego dnia dostałam zaskakującego maila od Pani reprezentującej Restaurację Buffo w Warszawie. Owa Pani to MaGusta. Trafiła do mnie przez mojego bloga właśnie i po zapoznaniu się z jego treścią, postanowiła mnie zaprosić, żebym mogła spróbować nowego menu degustacyjnego i wspomnieć o tym na blogu. Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili miałam wątpliwości. Bałam się, że nie mam dostatecznej
wiedzy (w końcu nie zrobiłam
kursu gotowania) żeby opisywać profesjonalne potrawy. Kolejna obawa pojawiła się, kiedy przeszłam na dietę proteinową. Wykombinowałam, że jeżeli pójdę z Tatą, będzie próbował tego, czego mi nie wolno (mam zaufanie do Jego kubków
smakowych ;)Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam się skupić na menu degustacyjnym, ale muszę także wspomnieć o samym lokalu.
Mieści się oczywiście w tym samym
budynku co Teatr Buffo, jest bardzo sympatycznie urządzony, z ciekawymi grafikami na ścianach, idealnym oświetleniem (ani nie za ciemno, ani nie za jasno) i łagodną muzyką w tle. Miło się tam siedziało. Mój Tata zwrócił uwagę na wygodne krzesła :) Oprócz tego fantastyczna obsługa. I coś, co dla mnie osobiście jest najważniejszą rzeczą w każdej restauracji. Bez tego może być i świetne jedzenie i super obsługa, a i tak nie będzie mi się podobać. Toaleta. Z przykrością muszę stwierdzić, że już daaawno nie byłam w restauracji w tak schludnej toalecie. Chyba zacznę w innych miejscach przyklejać karteczki na drzwiach z napisem „Idźcie do Buffo zobaczyć jak powinna wyglądać toaleta i
weźcie z nich przykład!”. Pomijam już nawet sam przyjemny dla oka wystrój. Ale
absolutną podstawą jest nienaganna czystość i ładny(!) zapach unoszący się w toalecie.Przejdźmy do sedna. W końcu poszłam na degustację, więc zajmijmy się najważniejszym – jedzeniem.Dostaliśmy kartki z wydrukowanym menu degustacyjnym. W tym momencie Tata stwierdził, że trzeba było wziąć Mamę, bo tu więcej rzeczy jest dla Niej ;) Zmienił zdanie jak dostał jedzenie. Nagle okazało się równie dobre dla Niego :)PRZYSTAWKI
Krewetki tygrysie z
sałatką z
avocadoŁosoś wędzony z plackiem ziemniaczanym
Sałatka z
kurczakiem z
mango i
chilliNa dzień dobry, zaraz po napojach, dostaliśmy wielki talerz z przystawkami (każdy swój). Przeraziłam się ilością jedzenia, ponieważ była
mowa o miniaturowych wersjach posiłków. Wszystko tak pięknie wyglądało, że nie mogłam sobie odmówić i postanowiłam, że
będę próbować każdego dania mimo diety. Po jednym kęsie każdego składnika, a nie całe porcje, żeby tylko poczuć smak na tyle, aby móc go
potem opisać.Zawsze byłam optymistycznie nastawiona do przyrządzonych przez kogoś
krewetek. Mniej do własnoręcznego ich przygotowywania ;) Inne podejście miał Tata. Nie lubi
krewetek i już. Ale dzielny był i spróbował. Jak spróbował, zaczął żałować, że nie ma ich więcej :) Były po prostu rewelacyjne. Bez zbędnej panierki, z
pomidorem, w sosie, lekko słodkawe. Nieco gorzej miało się
avocado z
rukolą. To połączenie wydało mi się bezsmakowe, za to tłuste.
Krewetki same są zdecydowanie lepsze.Została jeszcze
sałatka. W pierwszej chwili zachwycił mnie sos z
mango.
Chilli nie poczułam. Niestety kawałek
kurczaka im dłużej go gryzłam, tym bardziej stawał się suchy. Bez sosu to już nie to.DANIE GŁÓWNE
Przejście do dań głównych oznacza kolejny wielki talerz z bardzo apetycznie wyglądającą zawartością i oddzielnie dwie sałatki.
Polędwiczki często wychodzą zbyt suche. Te były idealnie soczyste i świetnie doprawione. Zaskoczyło mnie to, że żaden smak nie dominował, każdy był tak samo wyczuwalny, nie było za słono (jak to często bywa z
suszonymi pomidorami) ani mdło.Oboje z Tatą nie lubimy
wątróbki. Chyba jesteśmy w tej kwestii niereformowalni. Niemniej jednak, muszę przyznać, że była to najdelikatniejsza
wątróbka jaką kiedykolwiek
jadłam. I
jabłka nie były ani surowe ani rozmaślone, takie w sam raz. Fanom
wątróbki jak najbardziej polecam.Roladki
z piersi kurczaka były nadzwyczajnie soczyste. Bardzo podobało mi się jak smaki przechodziły powoli od łagodnej
mozzarelli do nieco pikantnego chorizo.
Polędwiczki wieprzowe nadziewane
szpinakiem i
suszonymi pomidorami w sosie z
sera gorgonzolaWątróbki cielęce z
jabłkiem i
cebulkąFilet z kurczaka nadziewany wędzoną
mozzarellą i chorizo
Przyznaję, że nigdy wcześniej nie odważyłam się spróbować sałatki ani z
serem gorgonzola ani z
gruszkami. Wiem, że jest to popularne połączenie, w tej chwili mam wrażenie, że nawet modne. Smakuje ciekawie, nie
powiem. Niestety dla mnie ta
sałatka jeszcze z
rukolą okazała się za ostra.
Gruszka nieco ją łagodziła, ale jednak dla mnie niewystarczająco. Natomiast Tacie nowe połączenie smaków przypadło do gustu.Druga
sałatka pozornie była bardzo podobna. Też składała się z
sałat,
sera i
owoców, a jednak było to zupełnie co innego.
Sałaty z sosem okazały się gorzkawe w smaku. Odrobinę ratowało je
winogrono. Natomiast ciepły
ser kozi w migdałach rozpływał się w ustach, a jednocześnie dzięki panierce można było troszkę pochrupać ;) Oryginalne połączenie.
Sałatka z
serem gorgonzola i
gruszkamiSałatka z
kozim serem w migdałach
DESERNa zakończenie przysługiwał nam deser. Jako zwolennicy
lodów waniliowych, tychże się spodziewaliśmy. Tym bardziej, że w regularnym menu widnieje taka pozycja jak
lody waniliowe z ciepłym sosem z czerwonych
porzeczek. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy gałka
lodów okazała się pomarańczowa (a może lekko cytrynowa?), a nie jesteśmy smakoszami
cytrusowych lodów. Sos bardzo smaczny (choć za
jeżynami także nie przepadamy) i kapka
bitej śmietany na całe szczęście niesłodzona. Czekając na
lody, trochę się zagadaliśmy i zapomniałam o zdjęciu jak już je dostaliśmy. Wykorzystaliśmy ten moment nieuwagi na mały eksperyment. Zamówiliśmy jeszcze jedną porcję deseru, ale tym razem z kulką
lodów…
waniliowych :) Tym razem nasze zaskoczenie było jeszcze większe, ponieważ połączenie
jeżyn i
cytrusów okazało się o wiele smaczniejsze, zdecydowanie wyrazistsze i ciekawsze.
Lody z ciepłym sosem
jeżynowymPodsumowując, menu degustacyjne jest świetnie. Oboje z Tatą się przejedliśmy, choć ja tylko próbowałam po troszeczku wszystkiego, Tata też nie zjadał całych porcji. Wiem, że z racji mojej diety to był olbrzymi grzech, ale ani odrobinę nie żałuję,
serio. Jeżeli istnieje możliwość zamówienia sobie tego właśnie zestawu, to oboje bardzo gorąco wszystkim polecamy. Koszt takowego to 79zł. Za taką ilość jedzenia, a także różnorodność potraw i smaków, to naprawdę nie jest dużo. Poza tym spokojnie najedzą się 2 osoby. Jeśli inne potrawy, z regularnego menu, są równie smaczne (w co nie wątpimy), to myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.