Wykonanie
Znam taki gatunek dzieci, które przy uwielbieniu dla
surowej marchewki, absolutnie nie znoszą jej w formie przetworzonej. Żadne surówki, czy to z
jabłkiem,
miodem,
cynamonem, czy z
kapustą kiszoną, nie wchodzą w grę.
Marchewka duszona wywołuje "blee", a tę w klasycznej polskiej "
sałatce jarzynowej" zjedzą pod warunkiem, że jest na tyle drobno pokrojona, by nie dało się jej z owej sałatki "wydłubać". Czasami dadzą się omamić "słoneczkami" w zupie, czy
młodej kapuście, ale nic poza tym. I ja ten marchewkowstręt rozumiem! Głęboko szanuję i jestem pełna zrozumienia. Nie łapię tylko jak owe dzieci potrafią ją wcinać na surowo ;) a dziś piekę babeczki
marchewkowe .
W szczenięcych latach
marchewką można mnie było z domu wygonić. Żadne tam zupy
marchewkowe,
pure, czy inne formy znienawidzonego warzywa we mnie nie wchodziły. Wybierałam zatem wersję "na surowo" i czym prędzej się
marchwi pozbywałam. Na szczęście udało mi się
mieć przez kilka lat całą
serię chomików, świnek
morskich tudzież innych gryzoni, które owo paskudztwo za mnie zjadały.Na początku stycznia odkryłam
Melissę Laveaux i tego samego dnia "wzięło mnie" na coś
marchewkowego. Zanim poczytacie dalej, posłuchajcie jej Needle in the hay ... (klik na strzałeczce)Mimo silnie zakorzenionego marchewkowstrętu, kilka lat temu, dałam się namówić na zjedzenie zupy marchewkowej - kremowej, gęstej, z lekką nutą
pomarańczy, podawanej z
jogurtem bałkańskim.
Potem ktoś przemycił
marchew w półmisku grillowanych warzyw - zjadłam chyba przez nieuwagę. I oto zaczęłam skłaniać się ku różnym formom jej podawania. Surowa wciąż imho nadaje się wyłącznie dla chomika tudzież dzieci z tej
dziwnej rasy ;0) A
marchewka z kuminem i harissą, nawet całkiem mi posmakowała. Chyba najszybciej przyszło mi jednak uznać, iż surowa jest świetnym dodatkiem do różnego rodzaju ciast - dzięki swej naturalnej
słodyczy, niezbyt intensywnemu smakowi i naturalnej zdolności zatrzymywania wilgoci. Dopiero po ciastach z
marchewką wydarzyły się w mojej kuchni te z dodatkiem
cukinii,
buraków, czy
batatów.
Bardzo często, wracając od dziadków, maleńtasy opowiadały o zachwycającym w smaku cieście
marchewkowym, którymi babcia ich karmiła. Opowieści owe na tyle mnie zaintrygowały, że dałam się skusić na "kawałeczek na wynos", a
potem sama zaczęłam je piec. Czasami w keksówce jako ciasto, ale najczęściej w formie babeczek w papilotkach, które tak świetnie pasują do lunchboxów i doskonale smakują na drugie śniadanie.Babeczki są miękkie, wilgotne. Trzymane pod przykryciem przez wiele dni utrzymują świeżość i idealnie nadają się do mrożenia.
Potem tylko kilka chwil na rozmrożenie w mikrofali i można wkładać do
śniadaniowego pudełka. z podanych proporcji wyjdzie ok 30szt sporych babeczek4
jajka lub 3 podwójne280g
cukrułyżeczka ekstraktu
wanilii350g
mąki2 płaskie łyżeczki
proszku do pieczenia350g
surowej marchewki startej na drobnej tarce250g
oleju1/2 łyżeczki
cynamonu100g
suszonych żurawin60g
migdałów w słupkach
Jajka utrzyj z
cukrem i
wanilią na puch. Miksując na wolnych obrotach, stopniowo dodawaj
mąkę wymieszaną z proszkiem, na przemian z
olejem i
marchewką. Dodaj
bakalie i lekko wymieszaj.Przekładaj łyżką do foremek na babeczki wyłożonych papilotkami - do 3/4 wysokości. Piecz ok 15-20 minut w 180°C - do suchego patyczka, ale pilnuj, by nie przesuszyć.Jeśli zamiast babeczek wolisz piec w formie, przełóż ciasto do blachy lub dwóch keksówek wyłożonych papierem do pieczenia i piecz ok 40-50 minut w 180°C - również sprawdzaj ciasto za pomocą patyczka.Babeczki studź na kratce i gdy będą już zimne, posyp obficie pudrem. Ciasto możesz ozdobić lukrem albo wzorem z rozpuszczonej białej lub ciemnej
czekolady - wg gustu. Ja po prostu posypuję pudrem.Pycha!