ßßß Cookit - przepis na O mojej diecie i rozmiarach ludzkiej głupoty

O mojej diecie i rozmiarach ludzkiej głupoty

nazwa

Wykonanie

UWAGA: nie otrzymuję żadnych gratyfikacji ani nie jestem w żaden sposób powiązana z firmami, których produkty tu polecam - one jedynie pomogły mi schudnąć, toteż nie widzę powodu, dla którego miałabym informację o tym zachować jedynie dla siebie.
I się można czasem zdziwić.
Ponad 5 lat żyłam ze świadomością, że oto wymyśliłam genialną, bo prostą, przyjemną i - co najważniejsze - diabelnie skuteczną dietę, i że kiedyś zarobię na niej majątek, dzięki któremu osiedlę się w Portugalii, w prowincji Algarve i będę żyła długo i szczęśliwie, a tu przedwczoraj okazało się, że ktoś ją wymyślił przede mną! Dietę, nie Portugalię ani Algarve, żeby nie było. Znaczy wyważyłam otwarte drzwi!
Zonk.
Jak się jednak okazało niezupełnie, bo po dorwaniu się do netu, żeby poczytać o "mojej" diecie natrafiłam na informacje, które wprawiły mnie w niebotyczne, bezbrzeżne wręcz zdumienie. No i teraz nie wiem, czy moja dieta jest jednak moja, czy kogoś zupełnie innego...
Dieta, dzięki której udało mi się schudnąć w ciągu 15 miesięcy 68 kg i utrzymać niską wagę ponad wymagane trzy lata bez efektu joja, to nie żaden cud, tylko wprowadzenie w życie zaleceń od lat głoszonych przez dietetyków. One naprawdę działają. Cóż z tego, kiedy mało kto je stosuje, bo albo w nie nie wierzy, albo ich nie rozumie, albo stosować nie potrafi, albo i to wszystko naraz.
Oto jak zrobiłam to ja wziąwszy pod uwagę wszystkie
TRZY PODSTAWOWE ELEMENTY ODŻYWIANIA czyli
1. CO JEŚĆ?
Żadne produkty żywieniowe nie są zabronione (nic, co ludzkie nie jest nam obce!), ale:
- niektóre wymagają ograniczeń większych, niż inne:
cukier, sól, biała mąka i widoczny tłuszcz zwierzęcy
- te cztery powinny gościć na stole zarówno grubasa, jak i osoby szczupłej zupełnie wyjątkowo - nigdy jako podstawa diety - są nie tylko tuczące, ale w dużych ilościach zwyczajnie niezdrowe,
- po niektóre zaś trzeba sięgać częściej, niż robiło się to dotychczas:
warzywa, owoce, ryby, oliwa z oliwek, orzechy i pestki
to produkty na polskich stołach pojawiające się zbyt rzadko, a mające cały szereg właściwości wręcz zbawiennych dla diety odchudzającej i w ogóle zdrowia.
Jak to u mnie wygląda w praktyce?
Unikam słodzenia napojów, sprawdzam skład nabywanych produktów i z kilku podobnych wybieram te, które mają mniejszą zawartość węglowodanów/cukrów prostych. Kiedy już koniecznie muszę, używam słodzików (niestety nie mam innego wyjścia, gdyż jestem uzależniona od słodkiego).
Część spożywanej codziennie soli zastępuję innymi przyprawami, jednak - uwaga - nie gotowcami, w których często znajdują się sól, tłuszcz i różnego rodzaju sztuczne polepszacze smaku, a czystymi ziołami/korzeniami - mam ich w szufladzie ponad 30.
Zamiast klasycznej soli używam niskosodowej:
Kupuję pieczywo z mąki z wysokiego przemiału szukając takiego, które ma podany typ. Wybieram najczęściej ten o oznaczeniu 2000. Podobnym kryterium - pełne ziarno - kieruję się przy wyborze makaronów.
Ryż preferuję ciemny - ma więcej substancji odżywczych i dłużej się go trawi, niż biały, dzięki czemu też na dłużej zaspokaja głód.
Staram się jeść raczej chude mięso i wędliny - polędwicę cielęcą, wołową, schab, drób - kurczaka i indyka, kiełbasę szynkową.
Kupując różne gotowe produkty sprawdzam ich skład i wybieram te o minimalnej dla danego rodzaju produktu zawartości tłuszczu.
Pieczywo smaruję niezawierajacą nasyconych kwasów tłuszczowych, jak masło, ani izomerów trans, jak margaryny twarde, margaryną miękką:
zajrzyj -> Flora light
Zamiast śmietany stosuję serki homogenizowane - nawet najbardziej tłuste mają mniej tłuszczu, niż najchudsza śmietana, a w przeciwieństwie do większości jogurtów, są gęste, jak lubię.
Do kawy i gotowania używam mleka 0,5%. Dlaczego nie beztłuszczowego? Bo takie pozbawione jest witamin rozpuszczalnych w tłuszczach - A, D, E i K czyli stanowi de facto zabarwioną na biało wodę.
Żółty ser, który kupuję to:
Tak często, jak tylko się da, komponuję posiłki z warzywami, przy czym zwracam uwagę na to, żeby to właśnie warzywa obok białek, stanowiły istotną część dania, a nie skromny do niego dodatek.
Ryby jem jak najtłustsze i w każdej postaci - są bodaj najwartościowszym pokarmem świata. Chętniej sięgam po morskie i niehodowlane.
Smażę na oleju rzepakowym, który najlepiej znosi obróbkę w wysokich temperaturach, ale równie często używam oliwy z oliwek, przy czym do smażenia - tej nie z pierwszego tłoczenia.
Jeśli to tylko możliwe usmażone produkty odsączam z nadmiaru tłuszczu za pomocą ręczników papierowych, z zup zaś zbieram, po zastygnięciu, tłuste oka.
Unikam panierek i potraw przyrządzanych na głębokim tłuszczu.
Do podprawiania sosów stosuję mąkę kukurydzianą - zagęszcza dwukrotnie silniej, niż pszenna i nie wymaga zasmażania.
Codziennie spożywam jedną, góra półtorej porcji owoców oraz łyżkę orzechów i pestek - nie więcej, ponieważ owoce mają dużo cukrów prostych, a orzechy i pestki są wysoko kaloryczne.
2. JAK JEŚĆ?
Regularnie, 5-6 razy dziennie, pić 1,5 do 2 l płynów.
Jak konkretnie robię to ja?
Jem co 3 godziny, z co najwyżej półgodzinnym odstępstwem od ustalonej pory posiłku.
Planuję co i o której godzinie skonsumuję, żeby nie dopuścić do zbyt dużej przerwy i pojawienia się uczucia głodu. Taki system sprawia, że nie mam potrzeby ani czasu podjadać.
Posiłków nie popijam, żeby nie rozcieńczać soków trawiennych i nie rozciągać niepotrzebnie żołądka. Piję między posiłkami. Ponieważ nie lubię pić stosowane przeze mnie reguły sprawiają, że o tym nie zapominam i że wypijając dokładnie tyle płynów, ile powinnam, (ok. 1,5 - 2 l dziennie) nigdy nie jestem spragniona.
Rano jem posiłki węglowodanowe, podczas dnia węglowodanowo - białkowe, na wieczór zaś białkowe, niemniej oczywiście jeśli pojawi się potrzeba zmiany tej kolejności (podróż, praca, nagłe i niespodziewane okoliczności), dostosowuję się do sytuacji.
Mój program żywieniowy wygląda mniej więcej tak:
I ŚNIADANIE - godz. 7.00 - miska mleka z płatkami i muesli własnej roboty
II ŚNIADANIE - godz. 10 . 00 - kanapka z czymś tam i warzywami/sałatka warzywna/omlet z dodatkami/jajecznica
PRZEGRYZKA - godz. 13.00 - owoce
OBIAD - godz. 16.00 - cokolwiek mi się zamarzy, byle z sensem
KOLACJA - godz. 19.00 - serek wiejski z dodatkami lub bez/serek homogenizowany/twaróg/sałatka mięsna/sałatka rybna
Piję:
wodę źródlaną niskozmineralizowaną niegazowaną, kawy - zbożową, naturalną, herbaty - czarną, zieloną, czerwoną, owocowe, czasem - rzadko, bo zakwasza organizm - colę light i zupełnie wyjątkowo - w dzień szczególnej aktywności fizycznej albo kiedy czuję, że zjadłam za ubogo - nie więcej niż 1 szklankę - soków owocowych bez cukru (kalorie lepiej jeść, niż pić).
Do smażenia używam patelni aluminiowych anodowanych pokrytych teflonem (R) Professional z serii Favorit z Ikei:
Mam je już ponad 2 lata i sprawują się doskonale. Można na nich smażyć na bardzo małej ilości tłuszczu lub nawet i bez niego. Można je też używać w piekarniku, bo mają metalowe rączki. Te patelnie to niekwestionowane królowe mojej kuchni. Zaryzykuję twierdzenie, że bez dobrej patelni każde odchudzanie jest z góry skazane na niepowodzenie. A przynajmniej niezbyt miłe. Dla mnie na pewno, bo ja lubię smażone.:)
3. ILE JEŚĆ?
Zależy to od wielu względów - płci, wieku, wzrostu, trybu życia - generalnie najważniejsze jest to, żeby posiłki były zbliżone do siebie wagowo.
Rzecz, w mojej opinii, fundamentalna. Dlaczego? Bo grubasy jedzą oczami. I nie potrafią sobie ustalać racjonalnych porcji jedzenia w taki sposób, w jaki robią to osoby szczupłe. Poza tym lubią dokładki - coś, co dla pięknej figury jest zabójcze. Z drugiej strony bardzo często będąc na diecie ulegają pokusie głodzenia się. Ustalenie sobie gramatury posiłków załatwia oba te problemy naraz. Jak również problem trzeci - wskutek utrzymywania żołądka stale w jednakowym rozmiarze - wstawania od stołu z bolesnym uczuciem niedosytu.
Ustalenia maksymalnej wagi zjadanej porcji dokonałam u siebie metodą doświadczalną. Wiedząc co i jak jeść stopniowo ograniczyłam masę spożywanych pokarmów do takiej ilości, żeby chudnąć i robić to w optymalnym ale zdrowym tempie. W moim wieku i z moim - przyznajmy to - leniwym trybem życia okazało się, że nawet jedząc lekko tyję już po przekroczeniu 330 g/posiłek x 5 dziennie, jednorazowo nie mogę zaś zjeść go mniej, niż 250 g. Dlaczego? Bo wtedy liczba spożywanych przeze mnie kalorii byłaby niższa, niż liczba niezbędna do zachowania wszelkich podstawowych procesów życiowych.
Korzystając z jednego z kalkulatorów obliczających podstawową przemianę materii (BMR):
zajrzyj -> Kalkulator BMR
można łatwo zorientować się w jakich mniej więcej widełkach kalorycznych porusza się każdy z nas. W moim przypadku jest to obecnie ok. 1500 - 2000 kcal dziennie. Mniejsza niż 1500 podaż kalorii skutkowałaby stopniowym spowolnieniem metabolizmu (co w dłuższej perspektywie, kiedy ma się do zrzucenia sporo kilogramów, grozi w którymś momencie spadkiem czy nawet brakiem efektów odchudzania, tudzież - jojem po jego zakończeniu), większa zaś - tyciem. Jak widać nie mam dużego pola do manewru. Jest to spowodowane głównie tym, że nie ćwiczę. Choć również i wiekiem.
Słowem - chudnę mniej więcej 1 kg/10 dni jedząc 5 x dziennie po 250 g, co daje porcję 1 kg i 25 dkg pożywienia i jednocześnie ok. 1400 - 1600 kcal na dobę czyli naprawdę całkiem sporo. No w każdym razie głodna nie chodzę.
Konkludując...
To co opisałam powyżej, w swoich najgłówniejszych założeniach przypomina funkcjonującą już dietę zwaną "garściową":
zajrzyj -> Dieta garściowa
Co mnie natomiast tak zdumiało, kiedy poczytałam sobie o niej w necie trochę więcej?
Pojawiające się tu i ówdzie ostrzegawcze sugestie, jakoby polegała na obowiązku jedzenia posiłków mieszczących się w... zaciśniętej pięści (sic!). Nie wiem co mają w głowach osoby piszące takie teksty, ale w pięści mogą mieć co najwyżej rozduszonego, koktajlowego pomidorka...
Zdjęcia produktów pochodzą ze stron:
http://uhaliny.pl
http://www.e-piotripawel.pl
http://www.opinie.senior.pl
Zdjęcie patelni pochodzi ze strony:
http://www.guardian.co.uk
Źródło:http://lekki-blog.blogspot.com/2011/01/o-mojej-diecie-i-rozmiarach-ludzkiej.html