Wykonanie

Z Gdańska wyjechałam już jakiś czas temu, ale dopiero teraz zebrałam się, żeby napisać o moich kulinarnych wrażeniach z Trójmiasta. Siłą rzeczy skupię się na miejscach w
mieście, w którym mieszkałam, ale pozostałe oczywiście nie zostały pominięte;) Mam całkiem dużo do napisania, więc skupię się najpierw na słodkościach.Warto zacząć od
cukierni T. Deker Patissier & Chocolatier, których jest aż 9 w Trójmieście. O czymś to świadczy, bo to naprawdę miejsce, które trzeba odwiedzić. Sama byłam tam trzy
razy, ale chętnie wybrałabym się tam i czwarty. Chyba chodzi o chęć wypróbowania jak największej liczby kusząco wyglądających wypieków, które niestety czasem okazują się tego niewarte. Niektóre są według mnie zbyt słodkie i mdłe (przykładem może być ciasto
bezowe z lemon
curd i przereklamowany, zbyt korzenny sernik
cynamonowo-
miodowy) albo wręcz niesmaczne, jak strudel wiedeński (ale to
wina jabłek, bo niektóre ich kawałki były wręcz niezjadliwe), ale większość jest bardzo dobra, np. na torcik
mango-
malina,
tarta brulee z
wiśniami czy macarons. Dlatego naprawdę polecam pójść (a raczej pojechać, bo wszyscy lokalni mieszkańcy pewnie już byli, więc pozostali muszą udać się do Trójmiasta) i przekonać się samemu.



Ciekawym miejscem jest też Manufaktura
Słodyczy Ciuciu na ulicy Długiej w Gdańsku (a także na ul. Bohaterów
Monte Cassino w Sopocie). W Łodzi nie ma takiego sklepu, więc spacerując po starówce, tym chętniej tam weszłam. Można wybrać wśród wielu smaków landrynek i lizaków. Dzieci są wniebowzięte;) Ja zdecydowałam się na mieszankę
cukierków w słoiku. Niektóre smaki są naprawdę dobre, ale nie ma się czym zachwycać, jak to tego typu
słodyczami. Ale przez szybę można zobaczyć, jak pracownicy od podstaw je wytwarzają, więc miejsce jest warte odwiedzenia.



Z kolei do Fajnych Bab na ul. Świętojańskiej 70/71 w Gdańsku wręcz trzeba się wybrać. Jeśli lubicie cupcakes, na pewno będziecie pod wrażeniem. Wśród pięknie i starannie udekorowanych babeczek w wielu smakach (m.in. tiramisu czy
kokosowym) na pewno znajdzie się coś dla siebie. Kremu na każdej jest sporo, ale na jednym rodzaju było go wyjątkowo mniej, więc zdecydowałam się na ten smak. Akurat był to lawendowy, więc idealnie się złożyło;) Był pyszny. Jedynym mankamentem jest mała powierzchnia lokalu, w którym brak miejsca na stoliki. Można usiąść na wyłożonych poduszkami parapetach, co przydaje mu uroku, ale nie jest zbyt wygodne.


W ostatnim dniu mojego pobytu w Trójmieście byłam w
MITTE Chleb i
Kawa na ul. Rzeźnickiej 47 w Gdańsku. Szkoda, że nie wcześniej, bo pewnie wpadałabym tam częściej. A przynajmniej bym chciała, bo niestety miałam tam dość daleko. Zazdroszczę okolicznym mieszkańcom, bo chętnie na co dzień kupowałabym ten pyszny
chleb na zakwasie w dobrej cenie (zwłaszcza
razowy czy włoski). Na
drogę wybraliśmy
ślimaka ze
szpinakiem i
serem oraz pasztecik z
kapustą - oba smaczne, choć dla mnie odrobinę za słone, a pasztecik dodatkowo zbyt kwaśny, ale to rzecz gustu. Ze słodkich propozycji mają np. pączki czy
ślimaki z
rodzynkami, przynajmniej tego dnia. Na plus przemawia również wnętrze, które jest całkiem przytulne, a do tego miła obsługa.



Raz na obiad wybrałam się do
Avocado vegan & eco . To wegetariańskie i wegańskie bistro położone na ul. Wajdeloty 25/1. Jeszcze o nim napiszę, na razie wspomnę tylko o deserze - przełożonym
konfiturą wiśniową i posypanym
orzechami włoskimi cieście
czekoladowym z
chili. Było bardzo smaczne, choć wydawało mi się, że odrobinę przesadzono z ilością tej
przyprawy. Ja akurat lubię ostre jedzenie, więc nie zwróciłam na to specjalnej uwagi, bo było poza tym bardzo wilgotne i pełne smaku. Chętnie spróbowałabym innych wypieków, np.
cynamonowych bułeczek, wuzetek czy tart, może kiedyś;)

Na koniec tej części przedstawiam francuską restaurację A la française na ul. Spichrzowej 24/1 w Gdańsku. Zjadłam tam (ostatni w Trójmieście) obiad, ale napiszę tylko o deserach, bo to część poświęcona słodkościom;) Ja wybrałam macaronsy -
pistacjowy,
waniliowy i malinowy. Wszystkie o niezbyt wyrazistym smaku i bardzo małe. Moi towarzysze
mieli więcej szczęścia:
cytrynowe crème brûlée (które niestety trochę podeszło
wodą) i
krem czekoladowy posypany pokruszonym naleśnikiem Gavotte były bardziej udane. M.in. dlatego polecam tę restaurację, a więcej o niej w następnej części mojej relacji z Trójmiasta.
