Wykonanie
Dzisiaj zapraszam Was w podróż do Wietnamu, zapraszam Was na rosół, który od wielu lat jest na szczycie "jedzeniowych list przebojów". Rosół o którym się
mówi na salonach, rosół który działa cuda.
Mogło mi się wiele rzeczy w Wietnamie nie podobać, mogłam
mieć pecha co do pogody, do ludzi jakich spotkałam na drodze, choć trafiłam też na wielu wspaniałych. Mógł mnie ten chaos i hałas doprowadzać do szału, choć była w tym pewna
magia. Wciąż nie wiem, czy mi się tam podobało, czy tez nie.
Jedno wiem na pewno, bez dwóch zdań, jedzenie jest tam rewelacyjne. Myślę nawet, że lepsze niż w Tajlandii czy Malezji, choć ciężko dokonywać takich porównań. Kuchnia wietnamska jest tak bogata, że Cesarz Wietnamu Gia Long nie jadał tej samej potrawy dwa
razy w ciągu roku, a śniadanie musiało składać się z piećdziesięciu potraw do wyboru. Kuchnia wietnamska to także wspomnienie po Indochinach, połączenie kuchni indyjskiej, chińskiej i francuskiej. To chrupiące
bagietki nadziewane pastą z
krewetek i doprawione
imbirem, to mocna
kawa z mlekiem, słodkości w
cukierni na
rogu niesamowicie parnej i głośnej ulicy, to zupa krem z
kraba i
szparagów, to przepyszne omlety na śniadanie, to obecność delikatesów, gdzie można kupić pasztet z
kaczki i
suszone śliwki . Kuchnia wietnamska uważana jest przez specjalistów za jedną z najzdrowszych na świecie.
Narodowa potrawą jest zupa Pho, rodzaj rosołu z
makaronem ryżowym. Pho( wymawia się Fe lub Fo) to
wywar z
wołowiny lub
kurczaka i ich kości, gotowany przez wiele godzin na małym ogniu. Pho podawana jest z plastrami sparzonej
wołowiny lub
kurczaka i z dużą ilością
zieleniny. Smak zupy zależy od rejonu i
pory dnia . Na północy zupa jest podawana z minimalną ilością przypraw i niewielką ilością warzyw, ale z dużą ilością
mięsa i sam
wywar jest bardziej treściwy, czym dalej na południe zupa zyskuje na aromacie, na atrakcyjności, robi się bardziej słodka, bardziej kwaśna, bardziej słona, bardziej urozmaicona, spotyka się też Pho z
jajkiem, zazwyczaj serwowana w
porze śniadaniowej, co na północy jest nie do pomyślenia. Wietnamczycy jedzą tę zupę na śniadanie, obiad i kolację, wierzą w jej tajemną moc, wierzą że zupa
doda im siły i zachowa w dobrym zdrowiu. Coś w tym musi być, bo nigdzie na świecie nie spotkałam tak silnych mężczyzn, zbudowanych jak ze stali, a wiem co mówię, bo wiele godzin spędziłam na motorze obejmując w pół małego Wietnamczyka, a że
droga była kręta i niebezpieczna to ściskałam mocno. Inny mały Wietnamczyk wciągnął mnie na łódź pociągnięciem jednej ręki, a dodać muszę, że pewnie ważę tyle co cała wielodzietna rodzina Wietnamczyków. No dobra dorzućmy jeszcze sąsiadów.
Mówią też, że zupa uzależnia i ja w to wierze, bo odkąd wróciłam z Wietnamu, to choćby nie wiem co, muszę taki rosołek zjeść przynajmniej raz w miesiącu i za każdym razem czuje się po niej wspaniale, czuję przypływ energii i sił witalnych, czuję ogień i czuję
wodę, ziemia drży mi pod nogami. Ale nie ma się co dziwić, skoro w tej zupie znajduje się pięć żywiołów, które są kluczem do długowieczności i spokojnej głowy.coś kwaśnego symbolizuje drzewocoś słonego symnolizuje
wodęcoś gorzkiego symbolizuje ogieńcoś słodkiego symbolizuje ziemięcoś
ostrego symbolizuje metalO filozofii pięciu żywiołów można sobie poczytać więcej w fachowych książkach i czasopismach , dosyć to ciekawe i bardzo przydatne przy tworzeniu zbilansowanej diety. Polecam. Ale wróćmy do gotowania Pho. Niestety nie zawsze mam ten porządny
wywar z
wołowiny, czy z
kury, dlatego zazwyczaj gotuję na piersiach z
kurczaka. Polecam każdemu tę zupę nie tylko na zimowe wieczory.
Pho Ga - wersja ekspresowaSkładniki:Kawałek
kurczak ( pierś, udka, skrzydełka)
makaron ryżowyszczypiorszalotkaczosneknatka kolendryświeży
imbirkolendra mielonaziarna
kopru włoskiego
cukieranyżgoździkisos rybnysos sojowylimonkapapryczka chilikiełki fasoli lub inneZaczynamy od grillowania/ pieczenia
szczypiorku(najlepszy ten duży)
szalotki i
czosnku.
Szczypiorek przekrawamy wzdłuż,
szalotki obieramy i przekrajamy na pół,
czosnek obieramy z suchej skórki i odkrawamy ogonek.
Dwie piersi wkładamy do garnka, posypujemy łyżką zmielonej
kolendry, dodajemy dwie gwiazdki
anyżu, cztery
goździki, płaską łyżeczkę ziaren
kopru i trzy grube obrane plastry
imbiru, jedną
papryczkę chili, którą nacinamy i usuwamy nasionka. Zalewamy to gotującą
wodą z czajnika i gotujemy, aż
kurczak będzie gotowy. Wyciągamy
kurczaka, żeby się nie rozgotował, dorzucamy świeżej
kolendry, łyżkę
cukru i gotujemy jakieś pół godziny. Na koniec dodajemy dwa porządne chlusty
sosu rybnego. Zupa już gotowa. Trzymamy na ogniu, niech sie nam lekko pyrgoli.
Gotujemy
makaron i gorący wkładamy do miseczek, zalewamy
wywarem, dodajemy
kiełki, posiekany
szczypiorek,
chili i
kolendrę oraz wyciskamy sok z połowy
limonki na jedną porcję zupy ,odrobinę
sosu sojowego do smaku i kawałki
kurczaka. Gotowe, próbujemy, smakujemy. Jeżeli czegoś wam brakuje, smak jest niewyraźny, to na łyżkę sypnąć trochę
cukru podlać to
sosem rybnym i pokropić
limonką, dodać do zupy. Powinna być idealna. A teraz czas na przyjemności, zaczynamy zabawę pod tytułem roboczym: "jak zjeść tę zupę, zeby się nie "ufaflunić" na maxa?"
A więc zapominamy o manierach i bon ton. Zrobimy to na wietnamski sposób, no prawie na wietnamski, bo możemy użyć widelca zamiast pałeczek. A więc, bierzemy miseczkę w dłoń i pałeczkami/widelcem wyjadamy kawałek
mięska, trochę
makaronu, trochę kiełek, bierzemy porządny łyk zupy. Delektujemy się w ciszy. Teraz przystawiamy miseczkę do brody, a widelcem podrzucamy
makaron z dodatkami wprost do jamy ustnej. Drobna uwaga, należy się powstrzymać od gadania podczas czynności podrzucania , bo łatwo się udławić. Przetestowałąm to na sobie. Powinna już nam zostać sama zupa, którą pomału dopijamy, wycieramy brodę mankietem i juz po wszystkim, zupa zjedzona.
Dodam jeszcze, że w Wietnamie na goracy
makaron kładzie sie cieńkie jak papier kawałki surowej
wołowiny lub
kurczaka i zalewa wrzącym rosołem. Ja tego w domu nie robie, bo nie potrafię ukroić takiego cieńkiego plastra
mięsa, przez który widać świat.A Wy? Jaką kuchnie najbardziej lubicie, oczywiście nie licząc polskiej, bo ta jest nam najbliższa
sercu:)