Wykonanie
Dzisiaj kolejny dzień bez
mięsa i wiecie co? Bardzo mi się te dni podobają, bo jest wtedy tak, jakoś bardziej kolorowo. Oczywiście nie zaprzestaniemy jeść
mięsa, co to, to nie, nigdy w życiu! Według naszej opinii człowiek nie powinien robić nic wbrew swojej naturze. Skoro nasi przodkowie zadawali sobie trud, żeby polować na zwierza z dzidą, łowić
ryby na włócznię i zbierać
grzyby,
zioła i
jagody w strasznym lesie to, znaczy, że tego potrzebował organizm. A im możemy zaufać w 100%, bo żadne reklamy, żadne mądre książki o zdrowym jedzeniu i cudownych dietach ich nie mamiły, żadne pisma z
modą i urodą nie zadawały im
kłamu w twarz celem zbicia fortuny na reklamodawcach z przemysłu spożywczo-kosmetycznego. Kochani nie dajmy się oszukiwać, obejrzyjmy się za siebie, jak jedli nasi dziadowie, nasi rodzice, wróćmy do czasów gdzie
cukier osładzał życie, a nie był "białą śmiercią", a
boczek przyprawiony
ziołami sprawiał, że zimą było nam cieplej, a nie wywoływał wyrzutów sumienia i zbiorowej
paniki wśród "gazetowych dietetyków". Sama wiem, jak ciężko jest wrócić na ten właściwy tor , zwany UMIAREM , bo to jest jedyna słuszna
droga do zdrowego i szczupłego życia. Dlaczego piszę o umiarze? W sobotę rozmawiałam w pracy z moją firmową dietetyczką i opowiadam, zadowolona z siebie, jakie to sałatki zdrowe
jadłam, tu pomidorek, tam
sałatka,
filet z indyka,
marchewka tarta, pasztet z
fasoli i tu zamilkłam czekając na pochwałę - źle, za dużo warzyw! - usłyszałam i zbaraniałam - jak to, za dużo? - pytam zdziwiona. No i tu właśnie usłyszałam, że we wszystkim musi być umiar, to raz, a dwa, warzywa potrzebują tłuszczy i
białek, żeby się prawidłowo rozkładać, są warzywa czy
owoce, które wytwarzają (
szpinak na przykład) toksyny szkodliwe dla naszego zdrowia i trzeba ograniczać jego spożycie. No to co mam jeść - zapytałam zrezygnowana- jedz wszystko co lubisz, tylko z umiarem i licz kalorie. No właśnie, a z tym umiarem , to najgorzej, bo przecież duży
schabowy wygląda ładniej na talerzu, niż mały
schabowy, prawda?No, ale wróćmy do przyjemniejszej części programu. Wzięłam sobie słowa koleżanki do
serca i postanowiłam trochę odpocząć od
zielonej sałaty. Chciałam zrobić naleśniki, proste i pożywne, w sam raz na obiad, jednak coś mnie podkusiło, żeby je trochę ubarwić i przerobić na racuchy, a że racuchy z
jabłkami nie należą do moich ulubionych, to przerobiłam je na egzotykę. No i wyszły, jakby to powiedzieć....hmmnm...jakby to wyrazić, żeby oddać ich smak - o!mam - wyszły zajebiście dobre! Zapraszam na przepis, pamiętajcie tylko, żeby jeść z umiarem!
Składniki:1 szklanka białej
mąki1 szklanka
płatków owsianych1/2 szklanki wiórek
kokosowych1
jajko1/2 łyżeczki
proszku do pieczenia z odrobiną
sodymaślankamiód2
bananyolejMieszamy ze
sobą suche składniki, dodajemy
jajko i dolewamy
maślanki, aż nam się
zrobi ciasto wyglądające jak "na placki ziemniaczane" W zależności od gęstości
maślanki, będzie to około 2 szklanek. Dodajemy łyżkę
miodu, lub
cukier oraz pokrojonego
banana, odstawiamy na jakieś 15 minut, żeby nam się
płatki dobrze namoczyły i spulchniły. Rozgrzewamy
olej i smażymy na średnim ogniu jedną stronę i drugą stronę na małym, trochę dłużej. Oczywiście każdy ma swój sposób, ale według mnie, placuszki - racuszki są wtedy bardzo chrupkie i idealnie złote. Polecam smażyć na
oleju kokosowym. Z takiej porcji wyszło mi 7 racuchów. Tym razem dałam
banana i wiórki, ale następnym razem dodam
ananasa lub
brzoskwinie. Racuchy podajemy z
cukrem pudrem, lub z
czekoladą. Smacznego, będziecie zachwyceni!