Wykonanie
Dawno mnie nie było. Przepraszam. Część z Was pewnie zna moją historię z aparatem. Dla tych co nie znają, krótka relacja usprawiedliwiająca przerwę w blogowaniu:Wybierając się na wakacje pożyczyliśmy od kumpla autko.Autķo w piątek po południu w drodze powrotnej zastrajkowało. Zastrajkowało na skrzyżowaniu gdzieś w Warszawie. Po uiszczeniu niemałej opłaty odholowali je 300 metrów dalej do warsztatu.Nie wiadomo było ile potrwa naprawa, ale wiadomo było że tanio nie będzie.Zdezorientowani wzięliśmy z samochodu
piesę, dokumenty, aparat i zastanawialiśmy co dalej ze sobą począć.Na szczęście przygarnęła nas znajoma weganka. Napoiła nas
piwem, wypchała nasze brzuszki pysznym jedzonkiem i takie tam.Ale wiadomo ,,
ryba i goście na trzeci dzień śmierdzą", szczególnie że goście nie wzięli sobie z autka czystych ubrań na przebranie.Dlatego nie ukrywam, że bardzo ucieszył nas telefon z warsztatu (w sobotę po południu), że awaria ogarnięta i możemy zabierać autko. Odetchnął też z ulgą właściciel samochodu (a i zapewne nasza zbawicielka).Stres zszedł.Z
bólem serca zostawiliśmy odpowiednią kwotę w warsztacie, wsiedliśmy do samochodu, przytuliłam pieseczka i ruszyliśmy umordowani stresem i przygodami do
domku.Szanowny małżonek w końcu postanowił, że najwyższa
pora zrzucić fotki na kompa. A tu pupa, Nikodema (imię naszego aparatu) wcięło jak Bolka trampki przed meczem.Podejrzewamy, że w warsztacie oprócz pieniążków zostawiliśmy też Nikodema.Pan z warsztatu oczywiście twierdzi, że żadnego aparatu w życiu na oczy nie widział, ale niestety to jedyne miejsce gdzie mogliśmy go zostawić.Zwariowaliśmy. Biuro rzeczy znalezionych, gumtree, olx, wszelkie warszawskie grupy ogłoszeniowe. Wszędzie zostawiłam ogłoszenia. Nasza kochana zbawicielka
Madzia rozkleiła też ogłoszenia w pobliżu rzeczonego warsztatu. Tydzień ogłoszeniowego szaleństwa.Wiedzieliśmy, że zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy i trzeba się w końcu pogodzić ze stratą.I teraz najlepsze:Tydzień temu Małżonek odbiera telefon. Pan z serwisu rzecze: ktoś oddał aparat.Nikodem wrócił do domu.Dzisiaj przepis na przepyszną
sałatkę, której zdjęcie zalegało na aparacie od jakiś dwóch miesięcy i szczęśliwie (tak jak i inne zdjęcia) przetrwało całą przygodę.Składniki:1
czerwona papryka1 krucha
sałata10
oliwek (ja preferuję zielone)5 kromek
razowego chleba2 ząbki
czosnku5
orzechów włoskich3 łyżki
oliwy z oliwek (lub innego
oleju który stosujecie)2 łyżki
soku z cytrynynatka z
pietruszkisól i
pieprzPrzygotowanie:Przygotować grzanki:Kromki
chleba podpiec na patelni na oliwie/oleju. Natrzeć rozgniecionym
czosnkiem i pokroić w drobną kostkę.Przygotować warzywa i
orzechy:Oczyścić z pestek i pokroić w kostkę
paprykę, umyć i poszarpać na małe kawałki
sałatę, pokroić w cząstki
pomidory,
orzechy drobniutko posiekać.Przygotować sos:Do naczynia wlać
sok z cytryny, odrobinę
wody,
oliwę,
sos sojowy, dodać
sól i
pieprz. Dokładnie wymieszać.Wymieszane w salaterce przygotowane warzywa, grzanki,
oliwki i
orzechy zalać sosem, wymieszać i udekorować
pietruszką.Przepis pochodzi z książki Kuchnia Weganska, 300 przepisów na zdrowe i smaczne daniaautorstwa Agnieszki Olędzkiej.


Smacznego!