Wykonanie
To był ciężki tydzień, uwierzcie...zaczęło się od tego, że w Poznaniu był Japoński tydzień a ponieważ szef Japończyk, wszystko skupiło się na Jadalni czyli moim miejscu pracy i w
sumie bardzo się z tego cieszę, ponieważ dostałam mały strzał, małego
kopa, który uświadomił mi, że mam dużo siły, że nie ma co się bać, że mimo tego iż to ciężki kawał
chleba to świetna, pełna twórczości praca, która oprócz tego, że uczy to jeszcze przynosi rezultaty i
daje spełnienie, na
przybycie Japońskich gości przygotowywałam 120 porcji
musów czekoladowych na
biszkopcie, dwa kolejne dni później kolejne 90 porcji więc trzeba było wykonać kawał roboty, dobrej roboty i muszę przyznać, że jestem z siebie dumna (oczywiście pomagał mi Dawid, kolega z ciepłej kuchni )Przez ostatni miesiąc pracowałam sama a mój dział zwany Patisierre jest dość ciężkim działem, tym bardziej, że nie jesteśmy tylko restauracją, w której czeka się na gościa jak na zbawienie, tutaj robi się wszystko w biegu, prawie jak na akord...liczy się szybkie tempo, dobra organizacja pracy, świetne zaplanowanie i umiejętność robienie najlepiej
trzech rzeczy w jednym czasie. Okazuje się, że te wszystkie rzeczy posiadam i wcale nie przeraża mnie ten czas, ten zegar wiszący na ścianie "wydawki", na którym godzina się nie zgadza celowo o dobre piętnaście minut by wykonać wszystko przed dwunastą... okazuje się, że potrafię sobie planować pracę na tyle dobrze, że o czternastej ze spokojem mogłabym zwijać manatki i gnać do domu ale ja nie!..ja muszę przygotować "coś" na kolejny dzień, by nie być w tyle za murzynami i nie jestem :) Zaczynałam pracę w Jadalni w styczniu tego roku, startowałam na pomoc kuchenną i jestem wdzięczna, że ten kto chciał mnie na stanowisko pomocy cukiernika nie pozwolił mi zmywać, dał mi szansę, dał mi pięć minut i mogłam pokazać co umiem robić choć bałam się strasznie, że sobie nie poradzę. Po
trzech miesiącach pracy na
cukierni dostałam mały awansik i mogłam piec to co zamarzyłam, drzwi dla mnie zostały otwarte i znów ruch moich działań się poszerzył... nie jestem profesjonalistką, nie umiem temperować
czekolady, nie próbowałam wielu rzeczy i pewnie wielu wielu nie umiem wykonać ale ważne jest, że chcę to robić, że kocham to robić i że inni to zauważają :) Dziś prawie po roku bo już niebawem mija ten wspaniały dla mnie rok, zostałam wyróżniona i nadano mi tytuł Zastępcy Szefa Patisierre, podnoszę swoje kwalifikacje z miesiąca na miesiąc i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, mam nadzieje, że cały czas
będę się rozwijać i dążyć do sukcesu:) A dziś zapraszam na pizzę, pyszną z trzema
serami i świeżymi jeszcze
grzybkami, które udało mi się jeszcze zakupić, uwielbiam to połączenie i polecam:)

Przepis własnySkładniki: na ciastoRozgrzewam piekarnik do 200'350g
mąki pszennej ( użyłam T750 )7g suchych
drożdży + 3 łyżki letniej wody+ 1/2 łyżeczki
cukru220ml letniej
wody1 łyżka
oliwy z oliwek1 łyżeczka
soliDrożdże wymieszać w osobnym garnuszku z
wodą i
cukrem, pozostawić do garowania.Resztę składników umieściłam w malakserze, gdy
drożdże lekko wyrosły wlałam je do pozostałych składników i wszystko miksowałam na wolnych obrotach do czasu gdy ciasto zaczęło odchodzić od ścian misy. Następnie wyłożyłam ciasto na oprószoną stolnicę, podzieliłam na dwie części i rozwałkowałam na wielkość blaszek. OdstawiłamSkładniki: na farsztrzy rodzaje
sera (
mozzarella,
camembert, lazur )400g
świeżych borowikówpapryczka chili cienko pokrojonakilka plasterków
czerwonej cebuli pociętej na piórkalistki świeżej
bazyliiGrzyby pocięłam na plastry, lekko podpiekłam na łyżce
oliwy z oliwek, oprószyłam
solą i
pieprzem.Rozwałkowane, wyrośnięte blaty pizzy wyłożyłam trzema rodzajami
sera, następnie
grzybami,
cebulą i
papryczką chili. Wsunęłam do piekarnika i piekłam 7-8 minut do zrumienienia