Wykonanie
Miałam dużo
jabłek. I dużą ochotę na szarlotkę. A zanim się do niej zabrałam, zdążyłam zrobić już muffinki z
jabłkami,
jabłkowe naleśniki i babcine
jabłka zapiekane w piecu. Naturalną koleją rzeczy przyszedł więc czas na szarlotkę.Ale nie chciałam robić takiej zwykłej: ciasto-
jabłka-ciasto. Ewentualnie
cynamon albo
wanilia. Nabrałam ochoty na kosmicznie pyszną, taką z
bezą lub - jeszcze lepiej - z miękką i puszystą
bezową pianką. Jak chmurka. Wygrzebałam odpowiedni przepis, upewniłam się, że dobry i do dzieła!
Z dumą wyciągnęłam stolnicę (zawsze jestem dumna, jak wyciągam moją stolnicę, bo zawsze chciałam ją
mieć, a kupiłam dopiero w zeszłym roku). Wysypałam
mąkę, część wylądowała na czarnym fartuszku przewiązanym wielką białą kokardą wielkości mojej głowy, dorzuciłam zimne
masło i mieniące się kryształki
cukru. Nóż w ruch i do roboty. W jednej chwili przypomniało mi się jak ciasto robiła zawsze moja babcia. Ja wtedy zawsze siedziałam obok niej i tylko się przyglądałam. Nigdy nie pomagałam. Siedziałam i się gapiłam, choć znałam każdy ruch babcinych rąk na pamięć. Pamiętam też, jak się zarzekałam, kiedy babcia mówiła mi, żebym patrzyła uważnie, bo kiedyś mi się to przyda, a ja, 6-letnia dziewczynka, prychałam, że w życiu mi się nie przyda, bo ja nie
będę gotować. A dzisiaj wyrabiając ciasto nie mogłam się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się do siebie pod nosem - bo robiłam to dokładnie tak samo, jak moja babcia. Te same czynności, identyczne ruchy rąk i nawet to samo zeskrobywanie ciasta nożem ze stolnicy. Choć przecież można ją umyć. Ale babcia zawsze najpierw oskrobywała.Jednak trochę mi z tej 6-latki zostało. Bo chociaż od tamtego czasu nauczyłam się gotować, to nadal nie lubię tego robić. Uwielbiam piec, ale nie przepadam za gotowaniem.Efektami mojej wypieczonej frajdy jest cudownie pachnąca, jeszcze lekko ciepła domowa szarlotka, z wysoką pianką, jaką zawsze chciałam zrobić i z całą górą
jabłek pomiędzy nią a warstwą
orzechów włoskich i kruchym
ciastem. Pachnie i smakuje - obłędnie! I odkryłam fajny trik na piankę - będzie wysoka i nie klapnie, jeśli po ubiciu
doda się do niej 2 łyżki
mąki ziemniaczanej.
Szarlotka z
bezową pianką(inspiracja)Składniki na 1 dużą szarlotkę:kruchy spód:2 szklanki
mąki1 i ½ łyżeczki
proszku do pieczenia1 łyżka
cukru waniliowego½ szklanki
cukru pudru200 g schłodzonego
masła4
żółtkabułka tartanadzienie:1 kg twardych, słodko-
winnych jabłek1 szklanka grubo zmielonych lub posiekanych
orzechów włoskich1-2 łyżki
cynamonupianka:6
białek1 i ½ szklanki
cukru pudru2 łyżki
mąki ziemniaczanejPrzygotowanie:1. Rozgrzej piekarnik do 170 stopni C. Usyp z
mąki na stolnicy kopczyk, dodaj do niego
cukier puder,
cukier waniliowy,
proszek do pieczenia i
masło. Posiekaj wszystko nożem, a następnie porozcieraj dłońmi, aż
masło będzie w malutkich kawałkach.2. Wbij
żółtka i całość zagnieć rękoma. Rozwałkuj ciasto na prostokąt (jeśli masz prostokątną blachę) lub kółko (analogicznie – okrągła forma do ciasta) i przełóż do formy. Podociskaj ciasto do brzegów, żeby pozbyć się powietrza. Nie wykorzystuj całego ciasta – odłóż sobie trochę do starcia na tarce na wierzch ciasta (już na piankę).3. Spód posyp obficie
bułką tartą (
bułka wyłapuje sok, który wypływa z
jabłek podczas pieczenia i dzięki temu ciasto nie rozmięknie). Następnie wysyp równomiernie
orzechy, na nie poukładaj
jabłka i całość posyp
cynamonem.4. W misce ubij
białka, stopniowo dodając
cukier, na sztywną pianę. Na końcu dodaj
mąkę ziemniaczaną i delikatnie wymieszaj łyżką. Nałóż pianę na wierzch ciasta.5. Na pianę zetrzyj na tarce o dużych oczkach kawałek ciasta, który ci wcześniej został.6. Wstaw do piekarnika, piecz ok. 30-40 minut, aż ciasto się zrumieni.
Tim Harford - Sekrety ekonomii, czyli ile naprawdę kosztuje Twoja kawa?
Jestem gotowa wielbić każdą książkę, która jest choć trochę ekonomiczna, a która jednocześnie nie wlatuje z głośnym świstem przez moje okno. Mało, Sekrety ekonomii jest nawet momentami zabawne. Za to w większości ciekawe i - co jest dla mnie megawielkim plusem we wszystkich książkach - nieprzegadana. Nie znoszę wodolejstwa. A tutaj go nie ma. Jest za to niezła literatura napisana zrozumiałym
językiem, pełna przykładów obrazujących prawa ekonomii (nie wierzę, że to piszę, ale zdążyłam się nawet kilka
razy wciągnąć, co jak na stuprocentową humanistkę pozbawioną jakiejkolwiek sympatii dla ekonomii, jest sukcesem takim, jak dla kogoś, kto umie ugotować tylko
wodę na
herbatę, jest upichcenie finezyjnych francuskich makaroników z karmelową skorupką). Chociaż tak sobie też myślę, że jeśli ktoś nie studiuje na jakimś ścisłym kierunku albo po prostu za takim nie przepada, to nie wyciągnie z książki Harforda tyle, co jej zagorzały zwolennik. Mówiąc prościej: jak ktoś woli coś innego, książkę przeczyta, może nawet polubi. Natomiast umysły ścisłe Sekrety ekonomii pokochają, docenią i pozostaną im one w głowie na bardzo długo.