Wykonanie
Zaczęły mi się wakacje i już miałam wizję cudownych dwóch miesięcy, tfu! przepraszam,
trzech, spędzonych na słodkim nicnierobieniu. Ale ileż można? Pogapiłam się w sufit jeden dzień, drugi, trzeciego zrobiłam maraton spania: dzień zaczął się o 12, skończył trzy godziny później. Czwartego dnia już mi się to wypoczywanie znudziło i poczułam potrzebę dokonania wielkiego czynu.Więc poczłapałam do kuchni i upiekłam ciasto.Wolne, czyli książka w łapę, ciasto do
torebki i odkąd wreszcie wyjrzało słońce, codziennie obieram
kurs na kocyk i park. I podróżowanie. Tam i siam. Zaczęło się od Lublina. Z cudnym starym miastem, idealnym na letnie włóczenie się, odpoczywanie, poczucie, że hej, dziewczyno, nie musisz się wcale nigdzie spieszyć. Miasto z najbardziej apetycznym hasłem je promującym (czy miasta mają slogany?), jakie ostatnio widziałam. I z najcudowniejsżą kawiarenką na rynku, w jakiej przyszło mi ostatnio grzać twarz w słońcu w dzień i owijać się ciepłym kocem w ogródku wieczorem (Akwarela Cafe).
Potem była Warszawa. Mały romans z konsekwencjami. Były paczuszki z czarno-białymi
ciasteczkami, przewiązane wstążką, był ulubiony Czuły Barbarzyńca i huśtawka przyczepiona do sufitu do dyndania się, pakiecik książkowy przywieziony z Warszawy (lubimy pamiątki). Była ambitna wyprawa do muzeum narodowego, w którym najwięcej czasu i tak spędziłam w muzealnym sklepiku z książkami.
I - oczywiście! - spotkanie z Olą z 2 smaków i Anią z Bajkorady . Prze, przesympatyczne! :) Z pysznym
ciastem Ani, wesołą gromadką dzieciaków i ich nie mniej wesołym przedstawieniem, suszeniem przemoczonych butów suszarka do włosów i zabawkowym podskakującym pająkiem, który najwięcej frajdy sprawił nam, nie dzieciom.
Od lewej do prawej: Patrycja, ja, Klara, Emilka, duża Ola i mała Łucja,
Olek, duża Ania i mała EwaW temacie spotkań będąc, z jednego wylądowałam na drugim. Już na drugi dzień po przyjeździe byłam w Krzeszowicach, u Ulli . Na spotkaniu krakowskich blogerów kulinarnych. Byli Grumkowie, Renata i Rafał z Artkulinarii, Małgosia ze 100%
masła w
maśle, Bernadetta z jej kulinarnym pamiętnikiem,
Kasia, Rafał i Lucjan z Michalinka, Dorota, Piotr i
Trusia z Gertusi i gospodarze nasi zacni - Ulla, Jacek i puchata jak kulka Kluska :)
fot. GrumkiPiknik w Krzeszowicach upłynął pod hasłem "To
bób można jeść na surowo?!" i okrzykami zachwytu z pełną buzią nad czarnymi i żółtymi
malinami i czarnym
agrestem, którego smak jest sto
razy genialniejszy niż zwykłego
agrestu.
I tak oto jestem ze swoim
ciastem. Dawno nie udał mi się tak dobry
biszkopt. Może to dlatego, ze nim nie jest, choć tak smakuje. Ciasto ucierane, najprostsze na świecie, a puszyste jak
biszkoptowe i, co najlepsze, nie tracące puszystości nawet przez kilka dni. Nie wysycha (oczywiście, jeśli przez tydzień potrzyma się je na
stole bez przykrycia, nie ma siły, wyschnie, ale już grzecznie przykryte kuchenną ściereczką - nie). Chciałam załapać się na ostatnie
truskawki. Wymyśliłam sobie do tego krem
truskawkowy. Użyłam gotowego, pomyślałam, że a co mi tam. Ale jeśli mam być szczera, gotowe kremy do ciasta - bez rewelacji. Nadal wolę jednak zrobić krem sama, od podstaw. Chociaż D. i B. smakował. I K. też. I jeszcze A. Więc co kto lubi - jedni maja
opory, jak ja, innym bardzo smakuje. Tak czy siak - ciasto jest warte powtórzenia. Szkoda tylko, że już bez
truskawek. Ale ale, targi zaczynają za to czerwienić się i purpurowieć od
malin,
wiśni,
borówek,
śliwek,
zielenić od
agrestu. Lato ma najlepsze
owoce, bezapelacyjnie.
Ciasto
truskawkowe z krememSkładniki:4 duże
jajka (albo 5 małych)szklanka
cukru200 g
masła50 g
olejułyżka
soku z cytryny2 szklanki
mąki pszennej2 płaskie łyżeczki
proszku do pieczeniapół szklanki
mlekaowoce:
truskawki i
agrestsrebrne perełki
cukrowe do dekoracji (niekoniecznie)
truskawkowy krem do ciast Delekty
Przygotowanie:Formę do ciasta wysmaruj
masłem i dokładnie wysyp
bułką tartą – także na bokach formy. Oddziel
białka od
żółtek.
Białka ubij na sztywną pianę, po czym, nie przerywając ubijania, dosypuj stopniowo
cukier. Ubijaj do momentu, kiedy piana będzie lśniąca i gęsta, a
cukier w większości rozpuszczony. W rondelku roztop
masło i wlej je razem z
olejem i
sokiem z cytryny do
białek. Wymieszaj. Stopniowo dodawaj po jednym
żółtku. Wsyp
mąkę zmieszaną z
proszkiem do pieczenia. Na końcu wlej
mleko i wymieszaj na gładką masę (najlepiej mikserem). Ciasto będzie dość rzadkie. Wylej je do przygotowanej wcześniej formy. Wstaw do piekarnika i piecz przez godzinę w temperaturze 170 o C. Po upieczeniu ostudź, następnie ciasto przekrój szerokim i
ostrym nożem (albo specjalną żyłka do
tortów) tak, aby powstały dwa cieńsze placki. Na jednym z nich rozsmaruj warstwę kremu (przygotowanie wg instrukcji na opakowaniu - możesz przekładać też
bitą śmietaną), przykryj drugim plackiem, znowu nałóż krem i udekoruj
owocami.Smacznego!
Stefania Grodzieńska, Kłania się PRL
A. wyjechała do domu, a przed wyjazdem zostawiła u mnie jakże cieszący oko balast - książki! Jedną, dwie, trzy, trzydzieści. Zrobiłam miejsce na półce, poukładałam kolorami.
Stoją i się na mnie patrzą. Nie dało się nie wziąć pierwszej z brzegu. I fajnie, że akurat tą pierwszą była Grodzieńska. Zaczytałam się w jej felietony tak, że jak otwarłam książkę zaraz po usadowieniu się w pociągu, tak po wyjściu z niego cała już była przeczytana. Dokładnie taka, jak lubię: zabawna, z "moim" humorem, nie przegadana, krótko, zwięźle i na temat. Przyjemne z pożytecznym. Gdzie ta pożyteczność? Wreszcie zrozumiałam o co chodzi w PRLu. Nie encyklopedycznie, słownikowo, patetycznie i patriotycznie - ale tak po ludzku, codziennie.I zaczęłam podziwiać tych, którzy PRL potrafili obśmiać, śmiechem wytknąć niedorzeczności, bo dla mnie to był taki absurd, że aż momentami nie do uwierzenia.Mam dla Was jeszcze jedną niespodziankę. Konkursową. Nie ja tym razem organizuję, ale Zwegowani, ja za to pomagam wybrać zwycięzców :) Do wybrania są torby termiczne, a wszystko, co trzeba zrobić, to upichcić wegetariański lunch. Po szczegóły kliknij tutaj .