ßßß Cookit - przepis na Moi kuchenni pomocnicy

Moi kuchenni pomocnicy

nazwa

Wykonanie

... czyli spis moich sprzętów i drobiazgów z szuflady ułatwiających zajęcia kuchenne.
I. Sprzęt:
1. Thermomix - mimo, że mam go ponad 10 lat i jest to największa maszyna w mojej kuchni, to nie używam go w tej chwili zbyt często.
Największą wadą jaką ma mój model (bo nowy już podobno tej wady nie ma) jest fakt, że nie można w nim robić niewielkich porcji, a takie najczęściej są mi potrzebne.
Dlatego w momencie, gdy kuchnia zaczęła mnie bardziej wciągać zdecydowałam się na zakup blendera z przystawkami.
Thermomix wykorzystuję teraz sporadycznie, nawet był okres kiedy go schowałam, ale po remoncie kuchni znalazło się miejsce na blacie, więc stoi. Odkąd go mam robię w nim 2 razy do roku ciasto i masę makową do świątecznych makowców, często wykorzystuję go do wyrobu domowego adwokata w różnych smakach (to jeden z niewielu alkoholi, które lubię), w sezonie grillowym robię zupy krem z papryki, pieczarek, sałaty, zielonego ogórka jako dodatek do grillowanych smakołyków.
Najbardziej brakuje mi w nim możliwości dobrego zmiksowania koktajli.
Żeby się tak stało muszę zrobić dużą porcję (ponad 1 litr), a takiej na co dzień nie potrzebuję. Mniejsze porcje po prostu się w tym modelu nie blendują dostatecznie i czasem najpierw zaczynam w nim, a potem domiksowuję ręcznie, co nie jest ani wygodne, ani też, pomimo podwójnej pracy, takich efektów jakich bym oczekiwała, nie przynosi.
Dlatego ostatnio zaczęłam myśleć o zakupie małego kielichowego blendera specjalnie do koktajli, a szczególnie zielonych szejków, które się trudniej blenduje niż koktajle z samych owoców.
Co z tego wynikło przeczytajcie w punkcie 4:)
2. Sokowirówka - kiedyś używana codziennie, zwłaszcza w okresie zimowym i wiosennym, kiedy jest mało świeżych owoców. Potem, kiedy zaczęłam się stosować do zasady, żeby soków nie pić zimą (bo wychładzają) chowałam na zimę i wciągałam późną wiosną. W tym sezonie zimowym od czasu do czasu robiłam soki, najczęściej z marchewki z burakiem, selerem, czasem jabłkowy. Generalnie mogłabym się bez niej jednak teraz obyć, bo koktajle, czyli zmiksowane całe owoce i warzywa, wypierają u mnie soki.
3. Blender - mam jeden z bogatym wyposażeniem (Braun) i drugi (Bosch) w postaci rączki z pojemnikiem.
Ten drugi kupiłam bo stępiły się ostrza w rączce miksującej pierwszego, a wymiana kosztowałaby mnie prawie tyle co nowa rączka, więc kupiłam nową o większej mocy.
W blenderze najczęściej wykorzystuję właśnie rączkę do miksowania (głównie zupy i koktajle, choć do koktajli, jak już wyżej wspomniałam, lepszy moim zdaniem jest blender kielichowy), a poza tym często korzystam z małego pojemnika z własnym nożem, w którym mogę zmiksować niewielkie ilości bakalii, past, cebuli itp.
Używam też trzepaczki do ubicia białka i bardzo sporadycznie dużego pojemnika z wymiennymi wkładami do siekania, ścierania, krojenia itp. bo tam już wchodzą w grę duże ilości, a ja takie robię rzadko.
4. Personal blender - znalezienie blendera o małej pojemności okazało się niełatwym zadaniem, bo rynek zdominowały te o poj. 1 . 5 litra.
W trakcie szeroko zakrojonych poszukiwań dowiedziałam się, że jest coś takiego jak personal blender (bardzo popularny w Stanach), czyli blender składający się z silnika i pojemnika (ew. większej ich ilości), w którym robi się pojedynczego szejka. W dodatku po zrobieniu szejka pojemnik można zamknąć i zabrać ze sobą np. żeby wypić w pracy lub po zajęciach fitness.
Bomba! Od razu mi się ta idea niezwykle spodobała.
Niestety, ten, który by mi najbardziej odpowiadał, czyli o dużej mocy, kubkach o różnej pojemności i dobrym materiale, z którego jest zrobiony, jest, przynajmniej dla mnie, za drogi, a w dodatku sprowadzić go można tylko ze Stanów, co wiąże się ze sporymi kosztami, i przesyłki i ew. celnymi.
Nie zdecydowałam się na jego zakup, bo aż tak zdeterminowana to nie jestem;)
Kupiłam inny, o mocy 300 W, co okazało się za mało, żeby uzyskać aksamitną strukturę koktajlu, ale wystarczająco, żeby koktajl w końcu nie miał dodatków w postaci nie zmiksowanych kawałków owoców czy warzyw, jak to często zdarzało się w moich koktajlach do tej pory.
Daje radę również pokruszyć lód i mrożone owoce, bo posiada tryb pulsacyjny (a nie każdy taki ma).
Na ten moment jest więc wystarczająco mnie satysfakcjonujący, choć myślę o dokupieniu kubka z lepszego materiału i mniejszej pojemności (mój ma 750 ml, więc do zrobienia koktajlu jest idealny - piję ok. 1/2 litra dziennie, ale do zabrania ze sobą ciut za duży, wystarczyłby 300-400 ml).
5. Toster - stoi na ladzie i jest zawsze pod ręką, bo kiedyś używałam go codziennie do podpiekania pieczywa, teraz rzadziej, bo pieczywa jadam mało, ale jak tylko jem, to wkładam do tostera (eliminuje wilgoć przede wszystkim, pomijając już pyszny smak takiej spieczonej kromeczki)
6. Waga i pojemnik na obierki, o których już wcześniej pisałam. Ten ostatni to chyba największy mój kuchenny hit, zawsze jak z niego korzystam, to się cieszę, że go mam;)
7. Garnek do gotowania na parze - mam naczynie do gotowania na parze w Thermomixie, ale jakoś się nie przyjęło gotowanie w nim.
Garnek kupiłam 2 lata temu i od tej pory całe lato i jesień paruję warzywa; nawet go nie chowam, tylko po umyciu zostawiam na kuchence, żeby był gotowy na następny dzień.
Garnek jest zwykły stalowy z dwoma wkładami, ale najczęściej używam jednego.
8. Wok - kupiłam, bo mi się od dawna podobał, ale już w momencie zakupu miałam wątpliwości czy będę go używać, bo mam dwa poręczne rondelki i nie widziałam specjalnej różnicy między nimi a wokiem.
A jednak używam i bardzo lubię, ma akurat idealną jak na moje potrzeby pojemność, wygodnie się nim posługuje i po prostu lubię w nich dusić/smażyć:)
9. Suszarka do sałaty - kupiłam ją dawno temu i długo nie używałam. Wydawała mi się zbędnym gadżetem zajmującym dużo miejsca w lodówce. Ale postanowiłam dać jej szansę i zaczęłam z niej korzystać 2 lata temu i odtąd się z nią w sezonie na zielone nie rozstaję!
Jest genialna! Odsącza wodę na tyle, że sałata jest od razu idealna do jedzenia, a jednocześnie nie wysycha, ani nie gnije przechowywana w suszarce kilka dni. Zajmuje sporo miejsca w lodówce, ale warto:)
10. Zaparzacz do herbaty - opisany w tym poście niestety mi się stłukł, dostałam inny, ale wiórka rooibosa przedostawały się przez plastikowe sitko, więc nie byłam z niego zadowolona.
I oto kilka dni temu udało mi się upolować poniższy i to jest jeszcze mój ulubieńszy niż ten pierwszy:)
Znów zaparzam mojego rooibosa z wielką przyjemnością!
11. Młynek do kawy - nie używam go do kawy, a do mielenia ziaren, czyli przede wszystkim siemienia lnianego (należy używać zawsze świeżo zmielonego), kaszy jaglanej, gryczanej czy płatków owsianych na mąkę itp.
12. Mini piekarnik - to mój najświeższy (jeszcze się nie zdążył rozgościć) nabytek, nad którym debatowałam od jakiegoś czasu.
Mam oczywiście piekarnik w kuchence, ale często nie chce mi się go rozgrzewać, żeby zrobić coś niewielkiego np. zapiec jajka na śniadanie, albo upiec kilka muffinek.
Mam nadzieję, że pomysł z zakupem mini piekarnika okaże się trafiony - napiszę o tym wkrótce:)
Dopisek: recenzja piekarnika tutaj .
II. Drobiazgi:
1. Nóż z piłką, który mam od dość dawna i nie sądziłam, że to jakiś firmowy nóż, znany i cieszący się bardzo dobrą opinią.
Myślałam zawsze, że po prostu się trafił taki no name o wybitnych właściwościach i użyteczności, bo przecież tak się zdarza. Tymczasem niedawno się dowiedziałam, że to nóż światowej sławy producenta scyzoryków Victorinox. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na napis na trzonku.
W każdym razie nóż nad noże i 90 % krajalniczych prac kuchennych wykonuję przy jego udziale. Pozostałe to nóż szefa kuchni (prezent od męża), którym posługuję się dość niezgrabnie (i imponują mi spece od tych noży, którzy operują nimi po mistrzowsku) i mały nożyk w typie kozika.
2. Obieraczka tej samej firmy co nóż. Też nie miałam pojęcia, że to firmowa i bardzo polecana, tylko zachwycałam się nią, że taka zwykła, a udała się wybitnie;)
Mam ją kilka lat i obieram nią wszystko, poza może bananami;)
Mam też obieraczkę firmy Borner, która to firma specjalizuje się w szatkownicach. Skusiłam się na nią zachęcona jej wieloma możliwościami. Można bowiem wydrążyć za jej pomocą środki jabłek, oczka ziemniaków, ma mini nożyk do nacinania skórek cytrusów i ich obierania oraz końcówkę do wycinania dekoracji na warzywach i owocach. Tylko ma jedną wadę: jest dla mnie jako obieraczka mało poręczna przez tę długą i nieergonomiczną rączkę (służy właśnie do drylowania jabłek). Dlatego korzystam z innych jej funkcji, a obieranie nią sobie odpuszczam.
3. Podstawka pod łyżkę do mieszania potraw - użyteczny gadżet, bo brudzi się podstawkę, a nie pół lady odkładając łyżkę gdzie popadnie.
4. Tygielek do rozpuszczania czekolady na parze - kupiłam dawno temu w Tchibo i dobrałam do niego odpowiedniej wielkości garnuszek - taki zestaw spełnia swoją rolę znakomicie i przyjemnie mi się w nim topi czekoladę:)
Komentować i dodawać swoje pomysły w tym temacie można tutaj :)
Źródło:http://zdrowa-kuchnia-sowy.blogspot.com/p/moi-kuchenni-pomocnicy.html