Wykonanie
Od początku wiedziałam, że kuchnia węgierska nie do końca jest w naszym stylu. Moje chłopaki nie znoszą
papryki, ja ją bardzo lubię, ale za to nie do końca lubię tłuste jedzenie. Moje kulinarne wspomnienia z pobytem w tym
kraju kilkanaście lat wcześniej to zupa
ryba, w której pływała głowa - sam widok skutecznie zniechęcił mnie do spróbowania.Wiedziałam jednak, że to jedyna okazja to spróbowania chociaż niektóych potraw. Na pierwszy rzut poszła zupa gulaszowa - dla mnie rewelacja. Ostra (dlatego też córcia odmówiła jedzenia po pierwszej łyżce), z dużą ilością
mięsa (to był dla małżonka jej plus) i niestety też tłuszczu. Mimo to jednak bardzo miło ją wspominam.
Potem był langosz - smaczny, ale jak już gdzie indziej
pisałam, nasze placki ziemniaczane to przy nim danie dietetyczne. Mój
synio był nim jednak zachwycony. Następnie gulasz - taki sobie. To znaczy nic szczególnego, robimy w Polsce podobny, chociaż dużo mniej tłusty. Córcia namiętnie jadła naleśniki, jak się później dowiedziałam to też specjalność tej kuchni. Za to bardzo posmakowały nam mini-funki. Byłam przekonana, że to typowy deser węgierski, w końcu wtykali w te pączusie flagi węgierskie. Jednak poszperałam tu i tam i odkryłam, że to amerykański wynalazek, a
Węgrzy po prostu bardzo te pączusie polubili. Zresztą nie dziwię się.Na deser postanowiliśmy spróbować podobno popisowych
słodyczy z Debreczyna. Wyczytaliśmy w przewodniku, że w tym
mieście TRZEBA zjeść Tort Dobosza i Mignony. Gdy się tam udaliśmy trafiliśmy akurat na początek obchodów święta kwiatów. Dla mnie to był raj. Stoiska,
kramy z przeróżnymi
ziołami, roślinami. Malutkie sadzonki kwitnących papryczek,
liść laurowy i o dziwo
zioło CURRY. Powąchałam i pachniało dokładnie tak jak słynna mieszanka. Żałuję, że nie mogłam kupić - roślinka i tak nie przetrwałaby podróży.



Ale wróćmy do
słodyczy. Przeszliśmy większość deptaku, zaglądaliśmy w każde menu i
tortu nie było. Wreszcie jakiś kelner się nam nami zlitował i bardzo łamaną angielszczyną (
Węgrzy generalnie nie rozmawiają w tym
języku - przynajmniej w tym rejonie, gdzie my byliśmy) powiedział nam w któej restauracji serwują ten tort. Kiedy tam dotarliśmy czekała na nas niespodzianka. Tort w kawłkach był już wyprzedany, mogliśmy kupić jedynie w całości. (Mieliśmy ogromne problemy w dogadaniu się i gdyby nie jedna z klientek, która zaoferowała pomoc, w życiu nie dowiedzielibyśmy się dlaczego nie chcą nam sprzedać
tortu, który stoi za ladą). Na szczęście były Mignony. Zamówiliśmy z mężem po jednym, dzieci chciały
lody. Kiedy myszki pojawiły się na naszym stoliku zabraliśmy się do konsumpcji. Dodam, że kocham
słodycze,
mogę zjeść tabliczkę
czekolady na raz. Jednak ta mysz to już przesada - tak słodkiego deseru jeszcze nie
jadłam. Do tego wcale nie było to smaczne. Małżonek zostawił ogon swojej myszy, a ja zmusiłam się do zjedzenia całej (czego do tej
pory żałuję).

Totalnie zasłodzeni postanowiliśmy wrócić na parking. W drodze do samochodu zobaczyliśmy jednak kolejną cukiernię. Zapytaliśmy i niespodzianka. Pani kelnerka, studentka 5 roku, mówiąca bardzo przyzwoicie po angielsku, powiedziała, że tort się skończył, ale zadzwoni do szefowej i zobaczy co da się zrobić. Za niecałe 20 minut tort wylądował na naszych stolikach. Wyglądał cudnie. A smak? Dużo mniej słodki od mignonów, ale czy wart tego całęgo zachodu? Chyba niekoniecznie. Dobry, ciekawy, ale bez rewelacji. Mimo wszystko podaję przepis, który znalazłam na necie (przepis nie jest przeze mnie wypróbowany, na zdjęciach tort z debreczyńskiej
cukierni).

ŹródłoSkładniki na 16 porcji:CIASTO:● 6
jajek● 6 łyżek
cukru waniliowego● 6 łyżek
mąkiKREM:● 20 dag
kawy● 25 dag
cukru● 5 dag
kakao● pół
laski wanilii● 25 dag
masłaKARMEL:● 10 dag
cukru● 5 dag
masłaWykonanie:Ciasto:
żółtka utrzeć z
cukrem waniliowym do białości. Powoli, łyżeczka po łyżeczce, wsypywać
mąkę. Dodać ubitą z
białek pianę i delikatnie wymieszać.■ W tortownicy wyłożonej natłuszczonym pergaminem upiec 6-8 cienkich krążków. Każdy krążek piec około 15 minut w temp. 200°C.Krem:zaparzyć mocną
kawę, dodać
kakao (lub
czekoladę),
cukier i
wanilię. Gotować, aż zacznie gęstnieć, cały czas mieszając. Gdy na powierzchni pojawiają się pęcherze, krem jest gotowy. Zdjąć z ognia, przestudzić, dodać
masło i utrzeć na gładką masę.Kremem (trochę odłożyć) smarować cienko krążki ciasta, nakładając kolejno jeden na drugi, przycisnąć. Boki wyrównać nożem.Karmel:
cukier rozpuścić w 150 ml
wody na małym ogniu. Zwiększyć płomień, nie mieszać i gotować, aż
syrop zbrązowieje. Dolać trochę
wody, wymieszać, żeby
syrop się rozpuścił, dodać
masło i odparować. Karmel musi zgęstnieć tak, by po ostygnięciu nie twardniał całkowicie.Odłożony krążek ciasta pokroić na 16 jednakowych trójkątów. Każdy szybko polać karmelem. Na obwodzie
tortu wycisnąć 16 kulek z odłożonego kremu i oprzeć na nich ukośnie trójkąty pokryte karmelową glazurą.