Wykonanie
Lubicie wpadać w zachwyt? Ja tak bardzo, że zaczynam być uzależniona od poszukiwań - kęsa doskonałej gęsiej
kiełbaski, najlepszego
chleba na zakwasie, plastra cudownie dojrzałego
awokado, czy szklanki soku z czerwonych
pomarańczy pachnących Sycylią. Ale nie myślcie sobie, że tylko jeść i jeść, otóż jestem coraz bardziej wkręcona w odkrywanie win. Bywam na degustacjach, kolacjach komentowanych i spotkaniach z winiarzami. Jednego dnia znajdę butelkę doskonałą, innym razem dyskretnie wylewam kolejne kieliszki do wiaderka. A czasami zdarza się, że z zachwytu spadają mi kapcie. Któż bowiem jeśli nie ja, wciąż nie-znawca, absolutnie nie-enolog, nawet nie-wybitny-smakosz win, ma szansę wpadać w nieustające zachwyty nad nowymi odkryciami w kieliszku? Za 20 lat, jak już
będę wszystko wiedzieć o winach, nie tak łatwo
będę otwierać oczy z zachwytu. Tymczasem koniecznie, ale to koniecznie wznieście ze mną toast cudownym
winem musującym prosto ze Słowenii !

Mam dla Was ciekawostkę muzyczną. Oczywiście miłośnicy Słowenii, czy chociażby ich drużyn
sportowych rozpoznają utwór bezbłędnie - to Zdravljica, czyli "Toast". Utwór powstał pod koniec XIX wieku, a rozpoczyna się słowami o końcu winobrania i kolejnym udanym roczniku
słodkiego wina, które wlewa ogień w żyły, rozpędza nieistotne
troski i z rozpaczy wzywa nadzieję . Czyż nie piękne rozpoczęcie pieśni na cześć wina? I tu ciekawostka - siódma zwrotka Zdravljica jest hymnem narodowym Słowenii. Jak można zatem nie napić się słoweńskiego wina?Na zaproszenie polskiego importera słoweńskich win, Urski Leban, właścicielki VinoVita, byłam niedawno na degustacji słoweńskich win musujących. Za bąbelkującymi
winami w
sumie nie przepadam. Pierwsze, które piłam to oczywiście Russkoje Igristoje,
potem były prawdziwe
szampany, hiszpańskie cava, czy osławione
Moet et Chandon. Na Sylwestra kupienie sensownego
wina musującego graniczy z cudem - ani toto smaczne, ani pasujące do potraw, ot przykry obowiązek, by wznieść toast bąbelkami o północy - no przynajmniej tak mi sie dotychczas wydawało. Ale oto, dzięki Ursce i spotkaniu z Miha Istenićem, którego trunki piliśmy, moje postrzeganie win musujących zasadniczo się zmieniło.Na spotkaniu w warszawskiej restauracji Strefa, w przyjemnych okolicznościach wnętrza i zawartości talerza słuchaliśmy opowieści o historii słoweńskiego winiarstwa, którą snuli: Urska Leban, Ambasador Republiki Słowenii Pan Robert Krmelj, ale przede wszystkim właściciel winiarni Miha Istenić . Historia
winnicy Istenić, obecnie jednego z najlepszych słoweńskich producentów win musujących, rozpoczęła się w 1968 roku, gdy jej założyciel Janez Istenič w Stara Vas na Bizeljskem, z sierpniowego zbioru wyprodukował swoje pierwsze
musujące wino i nazwał go od imienia najstarszej córki - Barbara - urodzonej 28 sierpnia 1968 roku.Ale opowieść o "penine", co po słoweńsku oznacza "
wino musujące" z
winnicy Istenić trwała o wiele dłużej niż ten jeden kieliszek Baśki, w której się zakochałam.

Powitano nas bardzo przyjemnym aperitifem, który stanowiło półwytrawne Vila Istenić (100% Chardonnay) podane z
lodem, świeżym
ogórkiem i
miętą. Kolejne
wino - Barbara, cudownie komponowało się z przystawkami - cevice z
tuńczyka z
awokado i
sałatą z
rukoli, fig i
koziego sera. Barbara okazała się moim ulubionym
winem tego popołudnia - rześka, delikatna, cudowna! W zasadzie Barbara smakowałaby mi do wszystkiego, a co najciekawsze (no dla mnie przynajmniej)
wino kosztuje tylko 44zł!

Do dań głównych, czyli piersi
kaczki na
dyniowym pure oraz pieczonego
sandacza z
cieciorką i
zielonym groszkiem podano mocno, mocno wytrawne No.1 cuvee speciale, które z kolei powstało na cześć założyciela
winnicy, Janeza Istenič, swego czasu wybitnego bramkarza jugosłowiańskiej drużyny piłki nożnej (no tak nosił na koszulce numer 1). Co ciekawe, to właśnie
wino w "World Encyklopedia od Champagne & sparkling
wine" wyżej oceniane niż pewien bardzo znany trunek z bąbelkami -
Moet et Chandon.A
potem podano deser, wspaniały mus z
mascarpone z
sosem śliwkowym i
lodami pistacjowymi, do którego w kieliszkach pieniło się półwytrawne, pełne w smaku, z lekką nutą
brzoskwini Desiree . I gdy już żegnałam się z gospodarzami, zaserwowano różowe szczęście - Vila Rose z
lodem i kandyzowanym
imbirem.Pięć pełnych bąbelków kieliszków i tyle radości - moje dwa ulubione do Barbara i No.1 cuvee speciale i wiecie co, w tym roku toast noworoczny
będę wznosić słoweńskimi
winami!

Miałam kilka lat temu okazję zachwycić się
winami chorwackimi z południowej Dalmacji, ale nic, kompletnie nic nie wiedziałam o historii winiarstwa w Słowenii, która ma ponad 2.000 lat - wiele dobrego dla rozwoju winiarstwa w tym regionie zrobili Rzymianie. Dziś winnice są jednym z ciekawszych elementów krajobrazu Słowenii. W
mieście Maribor rośnie szczep najstarszej na świecie szlachetniej winorośli (stara
trta), mającej ponad 400 lat - z jej
owoców wciąż produkowane jest
wino. Słoweńcy mają też własne święto Marcinowe na 11 listopada - Martinovanje - to dzień, w którym "sok zamienia się w
wino" i
pija się najmłodsze
wino ze świeżych zbiorów.

Podobnie jak
wina szwajcarskiego w zasadzie nie uświadczysz poza Szwajcarią, tak 90% produkcji
wina słoweńskich jest spożywana w samej Słowenii. Oczywiście są to
wina coraz bardziej rozpoznawane i cenione na świecie, jednak Słoweńcy po prostu lubią pić rodzime
wina znając ich świetną jakość, zatem niewiele eksportują. Patriotycznie nie tylko śpiewają o
winie hymn narodowy, ale
piją wina niemal do każdego posiłku.Zajrzyjcie do mikro-sklepiku VinoVita Urski Leban, Słowenki, która od kilku lat mieszka w Polsce i przybliża nam smak swojej ojczyzny proponując fajne
wina - musujące (penine) Istenič oraz białe i czerwone z
winnicy Kristančič, a także zajmując się turystyką winiarską.
