Wykonanie

Historia. Początki kulinarnej podróży. Malutka, włoska pizzerria, na poznańskim "spacerniaku", ulicy Półwiejskiej. Ale to nie pizza,
sos boloński czy farsz do
Tiny, tworzyły to miejsce... Ludzie. Dobrzy i lepsi. Z pomysłem, bez barier, każdy z innej bajki. Iza, Ewa i Ewa, Marek, Dominik, Mariusz... Studenci i niestudenci, z bliżej nieokreśloną wizją przyszłości, traktujący przejściowo pracę "na kuchni", zawsze z humorem! Pracowaliśmy razem, ponad dziesięć godzin dziennie, byliśmy blisko. Zmęczeni, ale nie sobą, kończyliśmy noc w pobliskich
Trzech Światach lub Gniazdku, wlewając w siebie hektolitry zimnego
piwa. Przesiąknięci zapachem pieca, byliśmy żywą "reklamą" miejsca, w którym nie zawsze było wesoło i przyjemnie. Szef, zza gór i rzek. Z humorami i Kobietą Szyją. Wizyty, które nigdy nie były motywujące. Zawsze był "bałagan"! Dzisiaj wiem, że to on miał bałagan, w głowie! Zarządzał po omacku, z daleka, w erze bez telefonów komórkowych, na bakier z urzędami... Dla mnie była to jednak szkoła życia! Wszystko postawione na głowie! Włamania, kradzieże, brak pozwoleń, sanepid, kontrole urzędowe, rotujący pracownicy, spóźnieni dostawcy, zepsute kasy fiskalne, brak drzwi do magazynu (czekałam na nie rok!), przypalone sosy, zepsuty piec, maszyna do wyrabiania ciasta, brak klimatyzacji...

Wszystko tłumaczyłam jednym słowem: START UP! I mimo, że matka biznesu dobrze "płodziła" gdzieś tam, na północnym zachodzie, bez tej SZÓŚTKI, nie dałabym rady. Iza, która robiła najlepszy boloński i farsz do ulubionej pizzy, była
lekiem na wszystkie frustracje. Uśmiechem rozbrajała każdą minę, bombę, podrzucaną przez urzędników, klientów, szef(owej)a...I mimo, że zupełnie nie pamiętam jakie proporcje zachowywała, żeby przygotować farsz do pizzy
Tina, to właśnie on, dzisiaj, jest bohaterem mojego wpisu. Bez
słonecznika, który zawsze mi w nim przeszkadzał, ale wówczas musiałam trzymać się oryginału i bez
pieczarek, których nie lubię, ale tylko na pizzy :)Jak potoczyły się losy innych bohaterów tej opowieści... Nie mam pojęcia, ale liczę, że znajdą mnie w
sieci i zrobimy jeszcze jedną, wspólną PIZZĘ :)

Składniki na 8 porcji (jeden placek o średnicy ok 18 cm)Farsz:400 g obranych ze skóry i kości wędzonych
udek z kurczaka (kupuję w Lidlu)2
pietruszki (około 200 g)1
cebula (około 80 g)2 ząbki
czosnkułodygi z 1 pęczka
natki pietruszki2 łyżki posiekanej
natki
Wszystkie składniki zmielić w maszynce do
mięsa (oprócz
natki). Przełożyć na patelnię z nieprzywierającą powłoką i smażyć przez 30 minut, pod przykryciem, na wolnym ogniu. Kolejne 20 minut bez pokrywki, raz po raz mieszając. Farsz powinien być sypki. Dodać
natkę i świeżo zmielony
pieprz. Ostudzić.Sos:1 puszka
pomidorów, bez skóry2 ząbki
czosnkułyżka
octu z
czerwonego winamała łyżeczka
soli i
cukruWszystkie składniki zmiksować i gotować, na małym ogniu, w garnku z grubym dnem, aż odparuje cała
woda i sos będzie gęsty. Ostudzić.Ciasto:500 g
mąki pszennej typ 650około 400 ml ciepłej
wody30 g świeżych
drożdżypłaska łyżeczka
soli morskiejDodatkowo:200 g
parmezanu
Drożdże rozkruszyć w misce i rozprowadzić w łyżce ciepłej
wody. Po 10 minutach dodać przesianą
mąkę i 300 ml
wody. Wyrabiać mikserem z końcówkami "haki" i stopniowo dolewać resztę
wody. Ciasto powinno być lekko klejące, ale nie rzadkie. Wyrabiać około 5-7 minut. Przełożyć do miski wysmarowanej
oliwą i odstawić do ciemnego piekarnika na minimum godzinę (w tym czasie powinno podwoić objętość).Wyrośnięte ciasto uderzyć pięścią, podzielić na 8 równych kawałków i rozprowadzić, rękoma, na papierze do pieczenia, na równe placki o średnicy około 18 cm.Przed pieczeniem posmarować
pomidorowym sosem, posypać
startym serem i obficie farszem. Piec około 12 minut w 220 stopniach. Podać z gęstym
jogurtem polanym
oliwą i posypanym
morską solą.