ßßß Cookit - przepis na Śniadanko?

Śniadanko?

nazwa

Wykonanie

Telewizor mi wczoraj rano obwieścił radosną nowinę - mamy pierwszy Dzień Zdrowego Śniadania ! Nie wiem kto wpadł na ten pomysł, ale przyklaskuję mądrym głowom, które postanowiły go obchodzić (dzień obchodzić, nie pomysł). Wiadomo, że ludzie dzielą się na kilka grup (np. ci, którzy lubią rodzynki w cieście i ci, którzy je metodycznie wydłubują). W temacie śniadań są więc ci, którzy nie wyobrażają sobie wyjścia z domu bez śniadania i ci, którzy w biegu pochłaniają kawę i ciacho.
Jestem zdecydowanie pierwszogrupowa. A wy jak macie? Ja bez śniadania jestem chora - na ciele i na umyśle. Brzuch grymasi burczeniem, ziewam na potęgę i chodzę naburmuszona, z jedną myślą wbitą w głowę: gdzie moje śniadanie!
W temacie zdrowych śniadań. Poleciałam rano po chleb ze słonecznika (nie słonecznikowy, nie ze słonecznikiem - on jest ZROBIONY ze słonecznika, z dodatkiem mąki - cudo!). Mam ostatnio niesłabnącą potrzebę wyjadania wszelkich zapasów, które zrobiłam sobie na zimę. I najlepiej, żeby były czekoladowe.
A więc czekośliwka. Jakiś czas temu już robiłam jedną wersję (przepis tutaj), teraz zapakowałam w słoiki drugą. Jeszcze bardziej czekoladową i z orzechami, których nie było poprzednio. Efekt jest taki, że z kilkunastu słoików czekośliwki na zimę nie został mi ani jeden. Ten ze zdjęcia jest ostatni. Był.
I chyba nie mogę robić takiej czekośliwki w dużych słoikach, bo cierpliwie wyjadam łyżeczką całość na raz. Moją jednostką nie jest jej ilość na kromce albo liczba łyżek, tylko słoik. Cały słoik idzie na raz. Nieważne, duży czy mały. Jestem w stanie pochłonąć każdy. Bo tak jest pyszny!
(pardonemła za Naomi Klein, nie mam zamiaru o niej pisać, po prostu aktualnie ją czytam)
Czekośliwka w wersji dla czekoladoholików
(i z orzechami)
Składniki:
1 kg śliwek - umytych i wypestkowanych
1/2 łyżeczki zmielonego cynamonu
5 tabliczek dobrej gorzkiej lub deserowej czekolady
1 tabliczka mlecznej czekolady
350-450 g cukru (w zależności od ilości cukru - czekośliwka wyjdzie mniej lub bardziej słodka)
4 kopiate łyżki kakao
orzechy, najlepiej włoskie albo fistaszki, bardzo drobno posiekane (1 szklanka)
Przygotowanie:
Śliwki umyj, wypestkuj, zasyp cukrem (możesz użyć zamrożonych). Postaw na małym ogniu i gotuj, aż cukier zacznie się topić, a śliwki puszczą sok. Wszystko rób na otwartym garnku, bez przykrywki. Kiedy dżem zacznie bulgotać, dodaj cynamon, kakao i czekoladę. Poczekaj, aż czekolada się rozpuści. Dodaj orzechy. Od tej pory gotuj około 20-30 minut, co chwilę mieszając w garnku drewnianą łyżką, żeby czekośliwka się nie przypaliła. Słoiki i nakrętki dokładnie wyparz, osusz i kiedy dżem będzie gotowy, nakładaj go chochelką albo dużą łyżką do słoików. Dobrze pozakręcaj, postaw do góry nogami wszystkie słoiki i w takiej pozycji mają stać, dopóki nie ostygną.
A dzisiejsze zdrowe śniadanie? Wspomniany chleb ze słonecznika, czekośliwka z orzechami i kawałki migdałów na wierzch. Miodzio.
Magdalena Grzebałtowska - Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego
Paradoksów jest kilka. Pierwszym jest to, że sięgnęłam po biografię. Znowu. Mimo zarzekania się, że już nigdy, że a fe, że czytanie o cudzym życiu jest nudne. Żeby nie było - nadal tak twierdzę, zdania nie zmieniłam. Na ten jeden raz zrobiłam tylko subtelny wyjątek. W zasadzie nie wiem czemu. Nie czytałam wcześniej Grzebałtowskiej, nie wiedziałam, jak pisze. Ksiądz Twardowski - ok, znam, kojarzę, ale też bez wielkich szaleństw. Chociaż?... No właśnie. Znam, kojarzę, ale może wypadałoby jakoś bardziej, lepiej, więcej wiedzieć?
Biografia mnie rozczarowała. I dzięki Bogu, że tak się stało. Bo jest świetna, zupełnie nie taka, jakiej się spodziewałam. Brałam do ręki biografię jakich wiele, książkę o czyimś życiu napisaną na zasadzie "urodził się na początku wieku, był dobrym uczniem, a potem poszedł do seminarium i przez resztę życia był księdzem. Amen", a po pierwszych stronach wiedziałam już, że ani nie będzie szkolnogrzecznie (już raczej grzesznie niż grzecznie), ani tym bardziej dewotkowo i w anielskich tonach niedzielnego kazania. Kiedy już na początku książki okazało się, że nie wiadomo nawet, w którym dokładnie roku Twardowski się urodził, bo sam wpędzał dziennikarzy i każdego, z kim rozmawiał, w błąd, zmyślając na potęgę i podając jednemu inną datę, a drugiemu inną, już wtedy poczułam, że nie trzeba mnie będzie długo przekonywać do zmiany zdania. Ksiądz Twardowski był niepoprawny politycznie. I kościelnie też. Uwielbiał dzieci, a te przepadały za nim i lgnęły do niego. Rysowały mu biedronki, malowały kredkami na jego zabytkowym kaflowym piecu, śmiały się z nim i słuchały go wpatrzone jak w obrazek. A on był najcierpliwszym księdzem na świecie, nie tylko w stosunku do dzieci, ale w ogóle, do ludzi, ogromnie skromnym, ciepłym, serdecznym i mającym swoją własną filozofię wiary, według której Bóg zamiast surowego, groźnie spoglądającego olbrzyma, grożącego ludziom palcem z góry, jest wesołym staruszkiem, uśmiechniętym od ucha do ucha, wywijającym kankana z aniołami.
Zastanawiałam się, na czym polega fenomen dobrych biografii. Taki dobry przepis na opisanie cudzego życia. Niesamowita osoba? Jest. Ciekawe życie? Odfajkowane. Autor? Ooo tak! Grzebałtowska zrobiła z nudnego gatunku pachnącego historią, jakim jest biografia, literacki majstersztyk. Odkrywała życie księdza Twardowskiego kawałek po kawałeczku, jak puzzle, nie zrażając się, że co i rusz elementy układanki jej nie pasują, mieszają się, albo ktoś je specjalnie chowa i nie chce oddać. Opowiedziała tę historię słowami innych - ludzi, którzy księdza znali. Poskładała długie historie, zasłyszane zwierzenia i urywki informacji w jedną całość, jakby sklejała poszczególne fakty klejem. Jak dobry detektyw.
Źródło:http://bookmeacookie.blogspot.com/2011/11/sniadanko.html