Wykonanie
Już dawno nie miałam tak intensywnego dnia! Na szczęście dzisiaj miałam wolne i czas na doprowadzenie się do porządku...Większą część soboty spędziliśmy w kuchni, przygotowując wszystko na niedzielę. Poza tym ostatnie ogarnięcie mieszkania, nakrycie do stołu i Harry Potter na lepszy sen.Wczoraj wstaliśmy o dziewiątej. Ja udekorowałam ciasto, C. wstawił
mięso do piekarnika, i wyruszyliśmy do Legolandu. Zaczęło się niezbyt szczęśliwie - C. wrzucił kurtkę do auta (ciepło jest przecież), a kiedy poprosiłam go o kluczyki, bo zapomniałam biletu, okazało się, że były w kurtce... Zawsze się śmiałam z takich historii, no i teraz mnie dopadło. Cóż... Przyjechał miły pan, fachowo obsunął szybę i wyjął nieszczęsną kurtkę. Wniosek - jeśli jesteś złodziejem samochodów, a chciałbyś znaleźć legalną pracę, bez problemu zatrudnią Cię w Falcku. Pełen profesjonalizm, patrzyłam na pana z nieukrywanym podziwem. Pocieszył nas, że jest to jego główne zajęcie, a C. współczuł, że jest ze mną, bo jakby był sam, to nikt nigdy by się nie dowiedział. Ech...Na szczęście na tym skończyły się nerwy - później już same przyjemności. Legoland to naprawdę fantastyczne miejsce, szczególnie, że od zeszłego roku mają pingwiny - rozkoszne są, nie mogłam się nimi nazachwycać. C. wydawał się być bardziej zainteresowany szczeniakiem państwa, którzy siedzieli obok nas, ale co tam... Grunt, że oboje dobrze się bawiliśmy. Oczywiście przejechałam się kilkoma kolejkami (tylko jedną trochę straszną), zjedliśmy
lody i ogólnie dzień był pełen wrażeń. Rewelacyjna zabawa!Później razem z naszymi gośćmi, sztuk sześć, wróciliśmy do domu na obiad. Krem z
kasztanów z
porto,
bekonem,
chipsami z
karczochów i
natką pietruszki, następnie
polędwica wołowa pieczona prawie dziesięć godzin w bardzo niskiej temperaturze - obłędna! - podana z puree z
marchewki, gotowanymi
ziemniakami i sosem z
czerwonego wina. Jakie to było dobre... Na szczęście wszystkim starczyło miejsca na deser, na czym szczególnie mi zależało, bowiem za ten odpowiedzialna byłam ja.Ponieważ impreza była urodzinowa, musiał być tort. C. koniecznie chciał
truskawki, i nie zmienił zdania mimo faktu, że musieliśmy objechać kilka sklepów, zanim znaleźliśmy takie nadające się do użytku. Resztę zostawił mi. Był więc tradycyjnie już zawsze się udający
biszkopt rzucany, delikatny krem na bazie
mascarpone i
jogurtu, całość obłożona kremówką i udekorowana iście wiosennie. Ciekawego akcentu nadaje Cointreau i
sok pomarańczowy, które nieco wyostrzają całość.
Wanilia w kremie nadaje mu wyjątkowego smaku i aromatu,
cukier waniliowy też się sprawdzi, ale moim zdaniem ziarenka są lepsze. No i uroczo wyglądają te maleńkie, czarne kropeczki. Plasterki
pomarańczy w karmelu prezentują się zjawiskowo. Całość jest delikatna, umiarkowanie słodka i naprawdę pyszna. Jestem z tego ciacha wyjątkowo dumna - wszystkim bardzo smakowało, i tylko nasz najmłodszy, trzyletni gość nie dał rady całej porcji. Polecam Wam serdecznie - ciacho jest stosunkowo proste do wykonania, i z pewnością
zrobi wrażenie na gościach - sprawdziłam!Tort
waniliowy z
truskawkami i nutą
pomarańczySkładniki:(na tortownicę o średnicy 26 cm)
biszkopt:8
jajek300 g
cukru185 g
mąki pszennej70 g
mąki ziemniaczanejkrem:250 g
serka mascarpone250 g
jogurtu waniliowego300 ml
śmietany kremówki (38%)ziarenka z 1
laski wanilii40 g
cukru pudru3 listki
żelatyny600 g
truskawekponcz:sok z 1
cytrynysok z 1
pomarańczy100 ml Cointreaumasa śmietanowa:500 ml
śmietany kremówki2 łyżki
cukru pudrudodatkowo:250 g
truskawekkandyzowane plastry
pomarańczylistki
miętyBiszkopt:
Białka ubić na sztywną pianę. Partiami dodawać
cukier, nie przerywając miksowania. Po jednym dodawać
żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Na końcu partiami wsypywać przesianą
mąkę, miksując na najniższych obrotach.Spód tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia lub folią aluminiową.Masę wylać do formy.Piec w 170 st. C. 60-70 minut, do tzw. suchego patyczka.Upieczony
biszkopt zrzucić na ziemię (w formie) z wysokości 60 cm, po czym wystudzić w uchylonym piekarniku.Zimny
biszkopt przeciąć na trzy blaty, ułożyć na talerzu wierzchem do góry - ewentualna górka się wyrówna.
Mascarpone zmiksować na gładką masę z
jogurtem i
wanilią.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, odcisnąć i rozpuścić na parze. Ostudzić. Dodać do
żelatyny łyżkę masy jogurtowej, wymieszać. Dodać jeszcze dwie łyżki, dokładnie połączyć. Wlać
żelatynę do pozostałej masy, dokładnie wymieszać.W osobnej misce ubić na sztywno kremówkę z
cukrem pudrem, delikatnie wmieszać do masy jogurtowej.
Truskawki pozbawić szypułek, pokroić na mniejsze kawałki i wymieszać z kremem.Wymieszać wszystkie składniki na poncz.Na paterze ułożyć pierwszy blat
biszkoptu, nasączyć. Założyć umytą obręcz tortownicy. Wyłożyć połowę kremu, przykryć drugim blatem
biszkoptu, nasączyć. Wyłożyć resztę masy, przykryć ostatnim blatem ciasta, nasączyć resztą ponczu. Odstawić do lodówki, żeby masa się ścięła.Ubić kremówkę z
cukrem pudrem.Ostrożnie zdjąć z ciasta obręcz, posmarować kremówką boki i wierzch
tortu. Udekorować
truskawkami, plastrami
pomarańczy i listkami
mięty.Do czasu podania przechowywać w lodówce.Smacznego!
A teraz mam zakaz pieczenia, dopóki wszystkiego nie zjemy - ogólnie porcje przygotowaliśmy jak dla
pułku wojska, i sporo wszystkiego zostało. Nie szkodzi - jest takie dobre, że perspektywa zjadania resztek nawet do końca tygodnia zupełnie mnie nie przeraża.