Wykonanie
Od wczoraj, oficjalnie już, mamy jesień. I w
sumie muszę powiedzieć, że ta kalendarzowa w tym roku idealnie zgrała się z rzeczywistą. Do poniedziałku, choć czasem popadywało, było coraz chłodniej, a w parku złoto-czerwono, to jednak promienie słońca delikatnie przygrzewały i przyjemnie się spacerowało, podziwiając wirujące na wietrze, powoli opadające liście.Wczoraj za to nie pozwoliła nam spać potężna burza (a ja myślałam, że burze to raczej wiosną i latem niż jesienią), za oknem ściana
wody, i tylko wypatrywałyśmy w niej dziur, żeby wyjść z Ptysią na szybki spacer. A i tak nie udało nam się uniknąć zmoknięcia, czym żadna z nas nie była zachwycona.Tak więc jesień postanowiła rozgościć się na dobre, zepchnąć na dalszy
plan wszystkie letnie wspomnienia i pokazać, że teraz jej kolej. Ja jednak, mimo niesprzyjającej aury, nie mam zamiaru poddać się jesiennej melancholii (może tylko odrobinę, wieczorami, kiedy nikt nie będzie patrzył). W kuchni rozgościły się
jabłka i
gruszki,
dynia znów stała się królową. Pomarańczowa, pękata, sprawia, że uśmiecham się za każdym razem, gdy na nią spojrzę. Tyle w niej potencjału - na słodko, na ostro, do obiadu i deseru - wszędzie sprawdza się idealnie. Na blogu już otworzyłam sezon na smakołyki z jej udziałem, i gwarantuję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Bo przepisów na
dynię będzie mnóstwo!Dzisiaj jednak nie o dyni, ale o pospolitych bananach, w których nie ma już nic wyjątkowego, bo są łatwo dostępne cały rok. Niektórzy uwielbiają te żółte, słodkie, troszkę mdłe
owoce, inni małpiego kitu nie tykają nawet przez skórkę. Ja
banany lubię, od czasu do czasu; świetnie sprawdzają się jako drugie śniadanie do szkoły. Najbardziej jednak lubię je w wypiekach - można ograniczyć ilość
cukru, bo same w sobie są słodkie; nadają
ciastom tej specyficznej, bananowej konsystencji. I takie właśnie jest moje dzisiejsze ciasto
bananowe, lub, jak kto woli, chlebek. Wzorowałam się na słynnym cieście Sophie Dahl, jednak dodałam
kawę,
cukier dałam ciemny, a do tego
cynamon i
gałkę muszkatołową. Wyszło bosko! Chlebek wygląda trochę, jakby miał zakalec, ale już taka jego uroda. Ma śmieszną, lekko gumowatą,
puddingową konsystencję, która bardzo nam przypadła do gustu. Pachnie i smakuje
kawą i
bananami, i choć nie wygląda zbyt reprezentacyjnie, to nie można mu się oprzeć. To takie ciasto tylko dla rodziny albo
bliskich przyjaciół, które je się, popijając gorącą
herbatą z dużego kubka, z puchatymi, różowymi skarpetami na stopach. Tak zdecydowanie smakuje najlepiej.

Składniki:(na keksówkę 11x25 cm)75 g miękkiego
masła4
banany100 g ciemnego
brązowego cukru1
jajko1 łyżeczka ekstraktu z
wanilii1 łyżeczka
proszku do pieczenia200 g
mąki pszennej1 łyżka
kawy rozpuszczalnej (proszek)1 łyżeczka
cynamonu1/2 łyżeczki
gałki muszkatołowejBanany obrać, zmiksować blenderem na gładką masę. Dodać
cukier,
masło i ekstrakt - zmiksować. Dodać ubite
jajko, wymieszać łyżką.
Mąkę przesiać, wymieszać z
proszkiem do pieczenia,
kawą,
cynamonem i gałką. Partiami dodawać do ciasta, mieszając łyżką.Ciasto przelać do formy wysmarowanej
masłem i wysypanej
mąką.Piec w 180 st. C. przez 40-45 minut, do suchego patyczka.Ostudzić, wyjąć z formy.Smacznego!Ciemno, szaro i ponuro... I tylko żałuję, że mój chlebek już dawno się skończył...