Wykonanie
Okres poświąteczny dał mi się ostro we znaki jeśli chodzi o natłok zajęć. I tu, na bardzo często słyszane przeze mnie pytanie: "kiedy ty na to wszystko znajdujesz czas?" nie odpowiadam tym razem: nie wiem, jakoś znajduję, ale: NIE znajduję. Gotuję na szybko, znane mi dobrze dania, nie wymagające dużej ilości zachodu i przede wszystkim czasu, często wrzucam po prostu
kurczaka na patelnię z warzywami, na śniadanie owsianka na przemian z jajecznicą, a wieczorem standardowo
twaróg. Nic specjalnego. A jak czasu na coś bardziej oryginalnego nie ma, to co tu dopiero myśleć o robieniu zdjęć i pisaniu?Ale czas wyjść z tego blogowego impasu, mimo że zajęć wcale nie ubywa, a wręcz jest ich coraz więcej. Niemniej jednak postanowiłam poświęcić trochę więcej czasu na obiad (w efekcie zjadłam bardzo późną kolację) i zrobić sobie
smakową przyjemność. I wielkie dzięki Ci Zatoniu za wszelkie techniczne wsparcie!
Tarta jest czymś co zawsze uwielbiałam, szczególnie taką z dużą ilością zapieczonego
sera. Ale, że ma być nie tylko smacznie i bezglutenowo, ale też zdrowo, to przedstawiam swoją pierwszą w życiu tartę, w wersji nawet dość lekkiej. I jak na pierwszą tartę, jestem z niej bardzo dumna! Kolacja była przepyszna, bardzo sycąca i w końcu inna niż zwykle :)Czego potrzebujesz?Ciasto:- 100 g
mąki z
brązowego ryżu- 100-120 g
mąki ziemniaczanej- [30 g
mąki kukurydzianej - tutaj podaję, bo taką wersję zrobiłam, ale razem z Natalią doszłyśmy do wniosku, że bez niej ciasto może wyjść jeszcze lepsze, bo jednak
mąki bezglutenowe mają to do siebie, że są bardziej suche.]- 2
jajka- 1 łyżeczka
soli- 70 g
margaryny (zimnej)Farsz:- 4
jajka- ok. 120 g
świeżego szpinaku- 90 g
śmietany 12 %- 2 ząbki
czosnku- 1
cebula (średniej wielkości)-
olej do podsmażenia
cebulki (ja użyłam
kokosowego)-
pieprz- 1 łyżeczka
soli
W pierwszej kolejności zajmujemy się
ciastem. Mielimy
brązowy ryż na
mąkę. Mieszamy wszystkie podane składniki, dokładnie ugniatamy ciasto, które powinno przybrać konsystencje jak na kruche ciasto. W
między czasie trochę podsypywałam masę
mąką, stąd niedokładne proporcje przy
mące ziemniaczanej. Efektem końcowym powinno być coś na kształt kulki, a ciasto nie powinno się zbyt mocno lepić do rąk.Tak wyrobione ciasto odstawiamy do lodówki na ok. 30 min.


Czas na farsz.
Świeży szpinak wrzucamy do garnka z małą (!) ilości
wody i gotujemy. Doprawiamy
solą i dorzucamy drobno posiekany
czosnek. Jeżeli po gotowaniu została nam jeszcze
woda, odlewamy ją i pozostały
szpinak blendujemy. Masa nie powinna być rzadka - musi to być coś w formie musu.



Na patelni podsmażamy drobno pokrojoną
cebulkę i dodajemy ją do już zblendowanego
szpinaku.


W osobnej misce mieszamy
jajka ze
śmietaną,
pieprzem i szczyptą
soli. Lepiej doprawić mocniej
szpinak, bo można go spróbować, niż przesolić
jajka w ciemno, więc tej masy jajecznej nie doprawiałam zbyt mocno.

Wyciągamy ciasto z lodówki. Do tarty użyłam foremki silikonowej, która ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że się zbytnio nie nagrzewa. Minusem jest to, że się wygina, co utrudnia sprawę przy wstawianiu jej do piekarnika z nalanym już farszem. Ale po kolei.Foremkę smarujemy
oliwką z oliwek i wykładamy
ciastem. Nakłuwamy tartę widelcem, żeby nam się nie wybrzuszała.Ważna rzecz - brzegi opadają, więc wyłóżcie foremkę do samych krańców. Wstawiamy do piekarnika i podpiekamy przez ok. 10 min. (u mnie temp. ok 200 st.)


Następnie wyciągamy ciasto z piekarnika i wykładamy na nie
szpinak, który zalewamy masą jajeczną. Bardzo delikatnie mieszamy
szpinak z
jajkiem, żeby równomiernie wszystko się rozprowadziło - uwaga na brzegi, żeby farsz nie wydostał się poza ciasto!Rada dla osób mających foremkę silikonową (u mnie objawienie nastąpiło po
fakcie oczywiście) - wyciągając foremkę z piekarnika, żeby nałożyć farsz, wyciągnijcie ją na blaszce, na której stała w piekarniku, bo jak już
pisałam - foremka lubi się wyginać i robi to aż do takiego stopnia, że masa jajeczna ze
szpinakiem jest bliska znalezienia się na ziemi.
Suma summarum - w celu uniknięcia przenoszenia samej foremki, przenoście ją razem z blaszką.


Całość pieczemy jeszcze około 30-40 minut w temp. 220-240 stopni. Ale kontrolujcie sytuacje - każdy piec zachowuje się inaczej, szczególnie ten gazowy, więc jak
jajka się zetną i będą zwarte (ja sprawdzałam przy pomocy patyczka drewnianego), to znaczy, ze
tarta jest gotowa.

Smacznego!fot. Natalia Zatoń