Wykonanie
Będzie trochę francusko, trochę po szwedzko i po polsku, rzecz jasna.
Książki mi hulają po nowych półkach, regał stoi, a ja zastanawiam się, czy ta śrubka, która została z ikeowskiego pakietu zrób-se-sam (zbij-se-sam), to zawsze zostaje. Trzymajmy się tego, że mili panowie w magazynach dodają o jedną za dużo na zaś, gdyby komuś jakaś wpadła pod biurko, za łóżko albo w ogóle zaginęła bez wyraźnego miejsca. W naturze podobno nic nie ginie, co najwyżej zmienia właściciela. Kłopot w tym, że czasami właściciel jednak się nie zmienia, bo taka drobnostka tkwi sobie wesoła i szczęśliwa w jakimś zakamarku w domu i szczerzy się z ciemnej dziury. Dobra. Ale to i tak lepiej niech zostanie i się składuje nie wiadomo gdzie niż miałoby zabraknąć. Nowy regał stoi i to stoi prosto, nie
kiwa się, nie leci ani na mnie, ani na ścianę. W ogóle do nikogo ani niczego wydaje się nie odczuwać żadnych pociągów. I niech taki zostanie, aseksualny.
Lekkie i drobne
makaroniki, superchrupiące, przełożone
dżemem z mirabelek. Właściwie można dwie połówki połączyć jakimkolwiek
dżemem, można nawet posmarować jedno z nich
czekoladą i klepnąć drugim. Ale
dżem z mirabelek był jedynym kwaśnym
dżemem, jaki miałam w domu, a pomyślałam, że jak z dwóch stron słodkie atakuje, to chociaż niech chociaż środek się broni. Dla zrównoważenia smaku i żeby się nie zasłodzić. Chociaż wydaje mi się, tymi makaronikami nie da się zasłodzić nawet ze zwykłym
dżemem. Tak są, spryciule, skonstruowane.
Składniki:3
białka w temperaturze pokojowej200 g
cukru pudru30 g drobnego
cukru do wypieków125 g zielonych
migdałów - czyli
mączki migdałowej, bez problemu do kupienia w sklepach spożywczychkilka kropli
czerwonego barwnika spożywczego (ja użyłam soku z
żurawiny, można tez z
buraka albo
czarnej porzeczki - byle był megamocnoczerwony)czerwony
dżem albo
marmolada - ja użyłam
dżemu z mirabelek (robiłam go tu: klik), ale można zastąpić go jakimkolwiek, jaki lubiciePrzygotowanie:Rozgrzej piekarnik do 160 stopni C.W dużej misce wymieszaj
cukier puder ze zmielonymi
migdałami. W osobnej, suchej i czystej (to ważne, bo byle paproch albo plamka tłuszczu zabijają w białkach ich zapał do współpracy w ubijaniu i piana nie wyjdzie) misce ubij mikserem
białka z drobnym
cukrem na sztywną, gładką pianę. Najpierw ubij
białka, możesz dodać odrobinę
soli, wtedy
białka będą sztywniejsze, a pod koniec dosyp
cukier i ubijaj jeszcze chwilę, aż masa będzie gładka i lśniąca. Dodaj kilka kropli czerwonego barwnika (soku). Używając szerokiej
łopatki, ostrożnie wyłóż pianę na
migdały i bardzo, ale to bardzo delikatnie wymieszaj (chodzi o to, żeby nie zamachiwać się energicznie jak na przykład przy mieszaniu
herbaty, kiedy chcemy, żeby
cukier jak najszybciej i za wszelką cenę rozpuścił się teraz, natychmiast). Kiedy masa będzie już w miarę jednolita, przełóż ją do rękawa cukierniczego (albo moja niezawodna sztuczka z woreczkiem foliowym i odcięciem jego
rogu) i na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, "wypluwaj" z rękawa małe porcje masy, zachowując
między poszczególnymi plumkami kilka centymetrów odstępu. Kiedy już skończysz, pozostaw
ciasteczka na powietrzu przez 30 minut do godziny i dopiero wsadź do piekarnika. Piecz przez ok. 15 minut. Jeśli uznasz, że potrzebują jeszcze chwilę czasu, zostaw je na kolejne pięć,
siedem minut, ale nie dłużej, bo się przypalą.
Halina Poświatowska, *** (a ja
siedzę pod piecem...)(o tej pani
pisałam już tu: klik1, klik2)