Wykonanie
Jakiś czas temu musiałem coś załatwić na ulicy Tęczowej, postanowiłem więc wykorzystać tę okazję, aby poszukać jakiegoś ciekawego jedzenia w okolicy. Wstukałem szybko w google swoje położenie, trochę poszukałem, a że miałem ochotę na coś azjatyckiego, trafiłem idealnie. Dosłownie zaraz obok miejsca, w którym zaparkowałem auto znajdował się bar Kim Long, z zewnątrz wyglądający tak.

W środku zaskoczył mnie niespotykany zazwyczaj w typowych „chińczykach” porządek. Stoliki są przetarte, nie kleją się i ogólnie cała sala, choć niewielka, wygląda bardzo schludnie. Jako że czasu miałem niewiele, a żołądek już dopominał się o kolejną dawkę jedzenia, czym prędzej zerknąłem w stronę menu.




Nie zastanawiając się długo, składam u prowadzącej bar Azjatki zamówienie na sajgonki w cenie 5 zł oraz
makaron chiński z
kurczakiem za 13,90 zł. Ceny nie zadziwiają, właściwie są standardowe dla orientalnych budek we Wrocławiu.W oczekiwaniu na podanie zamówienia, rozglądam się po lokalu w poszukiwaniu jakiegoś
ostrego sosu. Do wyboru mamy dwa – jeden mocno ostry, drugi bardziej słodki. Jestem więc przygotowany, a po 4-5 minutach na mój stolik trafiają sajgonki w liczbie
trzech.

Swoją wielkością nie porażają, można wręcz powiedzieć, że są malutkie. Smakują poprawnie, ale tylko poprawnie.
Mięso zostało zbyt grubo zmielone, przez co nie jest równomiernie rozłożone w sajgonkach, a można na nie natrafić tylko w niektórych miejscach. Bez szału można by powiedzieć i bez wyrazistego smaku. Na szczęście okazało się, że to był tylko zły dobrego początek.Zanim skończyłem jeść sajgonki, obsługująca pani przyniosła
makaron z
kurczakiem, właśnie tak, na jaki miałem w tym momencie ochotę.

Obecność tego sosu na górze wynika z tego, że poprosiłem o bardzo ostry
makaron, ale nie do końca mógł w to uwierzyć kucharz, który przygotował go na średnio-ostro. Kiedy zacząłem jeść, podszedł i zapytał czy ostrość jest wystarczająca. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie do końca mnie satysfakcjonuje, więc pan kucharz postanowił dodać jeszcze pikanterii, polewając danie swoim specyfikiem. Jak się okazało, teraz ostrość faktycznie była diabelska, a pan z uznaniem patrzył, jakby nie dowierzając, że normalnie przełykam jego sos.Ogólnie,
makaron okazał się strzałem w dziesiątkę, z dużą ilością pokrojonej w paski
piersi z kurczaka. Z dodatków wypatrzyłem
grzybki mun,
kiełki,
cebulę i, niestety, kawałki
fasolki i
kalafiora z mrożonki. Na szczęście było ich na tyle mało, że nie zepsuły smaku, bo danie okazało się naprawdę bardzo smaczne, a charakteru nadawał mu nie tylko ostry sos, ale i
jajko, z którym
makaron został podsmażony.Po w
sumie udanej, poza małymi wpadkami, pierwszej wizycie w Kim Long, wybrałem się tam także na drugi dzień, z zamiarem zjedzenia
krewetek, które kusiły mnie już za pierwszym razem.Zamówiłem więc
krewetki królewskie na ostro w panierce za 19,50 zł, ponownie prosząc o wersję bardzo ostrą, w co obsługujący pan znowu nie do końca mógł uwierzyć oraz na przystawkę pierożki HaCao za 5 zł.Przystawkę otrzymałem w tempie ekspresowym, a na talerzu znalazły się cztery sztuki pierożków, których nigdy wcześniej nie miałem okazji spróbować.

Wyczytałem w międzyczasie, że ciasto na pierożki powstaje z
mąki z
ryżu i tapioki, ale po usmażeniu ich na głębokim
oleju bardziej skojarzyło mi się to ze smażoną tortillą pszenną. Nie zmienia to jednak faktu, że pierożki okazały się dobrym wyborem. Były chrupiące i szczelnie wypełnione wyrazistym farszem wieprzowo-warzywnym. Bardzo przyjemna przekąska przed daniem głównym, na które musiałem poczekać około 10 minut, ale zdecydowanie było warto.

Krewetki otrzymałem w towarzystwie surówki z
białej kapusty posypanej zmielonymi
orzeszkami ziemnymi oraz
ryżu.
Krewetki zostały najpierw usmażone w panierce, a następnie podsmażone w woku razem z
cebulą,
cukinią,
marchewką i
pietruszką oraz
chili. Na talerzyku otrzymujemy 5 sztuk dużych
krewetek obłożonych wspomnianymi wyżej warzywami.Jak smakuje? Wybornie.
Krewetki są chrupiące z zewnątrz i delikatne w środku oraz doprawione na bardzo ostro. Świetnie współgrają ze słodko-kwaśną surówką oraz mięciutkim
ryżem. Co ważne, ostrość, choć piekielna, nie zabija reszty smaków, a
krewetki smakują pysznie, przebija się lekko
rybny smak, a całość idealnie
miesza się z chrupiącymi warzywami. Polecam.Okazało się, że przypadkowo, bez polecenia, trafiłem na fajną, niedrogą i smaczną knajpkę z azjatyckim jedzeniem. Jeśli
będę w pobliżu z chęcią zawitam ponownie, choćby dla samych
krewetek oraz ostrości, której kucharz nie żałuje. Na miejscu właścicieli postarałbym się popracować nieco nad sajgonkami, które są zbyt mało wyraziste.ul. Tęczowa 20