Wykonanie
Powoli zaczynam się oswajać z porannym wstawaniem, choć muszę przyznać, że nie było łatwo. To chyba już ten wiek, bo zdaje się jeszcze nie tak dawno mogłam wrócić późno z pracy, przegadać noc z koleżanką, a
potem radośnie wstać rano z łóżka i ruszyć na podbój świata. Teraz, te kilka lat później, raczej niechętnie wynurzam się z pościeli, usiłując rozciągnąć choć trochę zesztywniały kręgosłup i zlokalizować szlafrok, bo w pewnym wieku trochę się już marznie po kościach. O podbijaniu świata raczej nie ma już
mowy ;)Tak na poważnie to podobają mi się te ciche poranki, gdy Piotrek już dawno jest w pracy, a Zuzia jeszcze śpi, więc
mogę w ciszy i spokoju wypić swoją poranną
wodę z
cytryną, a
potem nawet
kawkę, jeśli najdzie mnie ochota. W końcu cisza, którą kiedyś uważałam za coś normalnego i ogólnie dostępnego, dziś jest raczej luksusem, a gdy już nastąpi, bywa niestety często podejrzana ;) Dlatego teraz korzystam z tej wolnej chwili z dziką przyjemnością i nawet szarówka za oknem mi nie przeszkadza, zwłaszcza, że nad
kawą często wiszę jeszcze lekko nieprzytomna i nawet deszczu meteorów bym nie zauważyła :PGdy już nacieszę się swoimi pięcioma minutami spokoju, o wiele raźniej zabieram się za codzienne obowiązki. Śniadanie, ubieranie i prowadzenie Zuzi do szkoły staje się spokojnym, płynnie odbywającym się rytuałem, który obie bardzo lubimy, codzienne bieganie, czy ćwiczenia idą sprawniej, a gotowanie obiadów powoli przeradza się w nową cicha pasję. O wiele przyjemniej gotuje się dla wygłodzonego przedszkolaka, który mając przed nosem szkolny (dobry, ale jednak nie taki jak u mamy) lunch, zaczyna doceniać domowy chlebek i szyneczkę oraz talerz gorącego rosołku :DRadośnie nam płynie czas we wrześniu i nawet zaglądająca do ogrodu jesień nie taka już straszna. Zwłaszcza, gdy przynosi ze sobą tyle wspaniałości – kolorowe liście na trawnikach (to Piotrek zajmuje się koszeniem i zgrabianiem liści, więc ja
mogę się nimi po prostu cieszyć ;P), cudne wieczorne światło, które wygląda jak zabarwione
miodem oraz całe to bogactwo kolorów i smaków w kuchni. Mówię Wam, mogłabym wracać z naręczem liści i
kasztanów oraz pękatą
dynią, czy reklamówką
śliwek za każdym razem, gdy wychodzę z domu :) Ponieważ jednak stół w kuchni mamy szklany i nie wiem, ile kilogramów dyni może udźwignąć, na razie leżą na nim 3 małe, czekając na swoją kolej w kuchni, a ja zużywam gotowe już
dyniowe puree.Co prawda nie znalazłam jeszcze idealnego przepisu na zupę z dyni, ale za to bułeczki z przepisu Averie, nieco tylko zmienionego dla moich potrzeb, okazały się strzałem w dziesiątkę i pojawiać się będą u nas jeszcze nie raz w sezonie
dyniowym :) W oryginale są raczej wyważenie słodkim dodatkiem do kolacji, czy śniadania. Nasączone
masełkiem wymieszanym z
miodem, pulchne i mięciutkie, aż się prosiły, żeby je przygotować. Początkowo miały być dokładnie takie, jak w przepisie Averie, ale już w trakcie przygotowywania ciasta zmieniłam koncepcję i zrobiłam je trochę po swojemu. Ostatecznie z piekarnika wyjęłam nadziewane Nutellą, mocno aromatyczne drożdżówki z kruszonką, której po prostu nie mogło zabraknąć.Bułeczki są słodkie (głównie dzięki nadzieniu), puszyste i mięciutkie. Spory dodatek
korzennych przypraw nadał im cudnego, jesiennego koloru, a kruszonka… No cóż, z kruszonką wszystko smakuje lepiej, nieprawdaż? :) Ja domowej
przyprawy do dyni nie żałowałam, bo uwielbiam jej aromat, ale jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z
dynią, możecie dać jej nieco mniej. Podobnie sprawa ma się z kruszonką – jeżeli lubicie
cynamon, nie żałujcie sobie, jeśli jednak nie przepadacie za nim, możecie go nawet całkiem pominąć. Ja trochę się obawiałam reakcji Zuzi, ale okazało się, że gdy już wylizała ze środka
bułki całą Nutellę, resztę też zjadła ze smakiem. Kontrola smaku i jakości zakończona sukcesem ;)Polecam :)Składniki na około 10 sporych bułeczek:2 i 1/4 szklanki
mąki pszennej + około 1/4 szklanki do podsypywania2 i 1/4 łyżeczki
drożdży instant2 łyżki drobnego
cukru1 – 1 i 1/2 łyżki
przyprawy do dyni1/4 łyżeczki
soli1/3 szklanki
mleka2 łyżki (około 30g) niesolonego
masła1/2 szklanki puree z dyni1 duże
jajkoKruszonka:1 łyżka niesolonego
masła1 – 2 łyżki drobnego
cukru (w zależności od tego, jak słodką kruszonkę chcecie)2 łyżki
mąki pszennej1/4 – 1/2 łyżeczki mielonego
cynamonu (do smaku, możecie pominąć)Dodatkowo:około 200g Nutelli1 roztrzepane
jajko do posmarowania bułeczek przed pieczeniemWykonanie:2 i 1/4 szklanki
mąki,
drożdże,
cukier,
przyprawę do dyni oraz
sól wymieszaj w dużej misce lub misie miksera. Odstaw.
Mleko oraz
masło umieść w żaroodpornej miseczce i podgrzewaj w kuchence mikrofalowej, aż
masło się rozpuści. Możesz to też zrobić w rondelku. Dodaj
dyniowe puree oraz
jajko i wymieszaj dokładnie. Podgrzej odrobinę raz jeszcze, żeby ciepły płyn pomógł aktywować
drożdże (mieszanka powinna być ciepła, ale nie gorąca).Wlej mokre składniki do misy z
mąką i wymieszaj wszystko dokładnie. Wyrób gładkie, elastyczne ciasto, podsypując w razie czego dodatkową
mąką. Gotowe przełóż do natłuszczonej misy, przykryj szczelnie folią spożywczą i odstaw do wyrośnięcia na około 30 – 45 minut (w zależności od temperatury).Gdy ciasto podwoi objętość, przełóż je na lekko natłuszczony (np.
olejem lub
oliwą) blat, wyrób krótko i podziel na mniej więcej 10 części (u mnie około 80g każda). Każdą rozpłaszcz, nałóż na środek około 1 łyżeczki Nutelli i zlep brzegi. Uformuj okrągłą bułeczkę i układaj na natłuszczonej blasze do pieczenia lub w formie. Gotowe bułeczki odstaw na około 20 minut do napuszenia.W tym czasie rozgrzej piekarnik do 190°C i przygotuj kruszonkę.
Masło rozpuść, dodaj pozostałe składniki i wymieszaj widelcem, aż powstaną grudki.Przed pieczeniem posmaruj każdą bułeczkę rozkłóconym
jajkiem i posyp obficie kruszonką. Piecz około 15 – 20 minut, aż wyrosną i ładnie się zarumienią. Wystudź lekko przed podaniem.Bułeczki można przechowywać szczelnie zamknięte do kilku dni (o ile jakieś zostaną oczywiście ;).Smacznego :)