ßßß Cookit - przepis na Drożdżowa zima po mojemu

Drożdżowa zima po mojemu

nazwa

Wykonanie

Grudzień jest leniwy, zauważyliście? Cały taki pozytywnie rozmemłany. W grudniu rezerwuje się czas na przyjemności: prezenty, ozdabianie domu, przygotowywanie się do świąt, bawienie się piernikami. Potem święta (kiedy wszyscy życzą ci świętego spokoju). Po świętach - okres wyjęty z życia, w zasadzie nie wiadomo co się z nim dzieje, gdzieś tak sobie beztrosko przelatuje. I sylwester - tak, tu też się bawimy. Nowy rok, wiadomo, leniwy być musi z założenia, na przepitolenie połowy dnia (pierwszą połowę wcięło odsypianie) włócząc się po domu w szlafroku (jak już się w ogóle zdecyduje wstać z łóżka). Drugiego się może ewentualnie wypadało zebrać, ale tak jakoś nie wypada. Za szybko. Więc trzeciego stycznia, jak już nie ma zmiłuj i siła wyższa niezależna zagania gdzie trzeba, następuje pełny spin i idziemy.
Ale ale, wróćmy do grudnia. Grudzień jest fajny. Kupuje się lampeczki, bombeczki, aniołki, zupełnie mając w nosie, że to już tysiąc pięćsetka bombeczka do powieszenia na choince i robi się komplet zupełnie od czapy, gdzie każde świecidełko na choince żyje własnym życiem. Wyciąga się wszystko, co czerwone, w kształcie gwiazdki i ma na sobie renifera. Herbatę wymienia się na taką z cynamonem i jabłkiem, w sklepach zalew jogurtów o smaku cynamonu, domowego piernika i świąt (wcale się nie zdziwię, jak taki wyprodukują - widziałam już kisiel i czekoladę o smaku świąt). W sklepach przedświąteczny armagedon. A ja siedzę sobie w domu, skręcam śnieżynki, owijam lampki dookoła okna, cierpliwie wykrajam i ozdabiam pierniki.
Stukam sobie w klawiaturę z termoforem na kolanach, popijam czwartą herbatę z półlitrowego kubka z reniferami, które między swoimi rogami (fachowa nazwa: porożem) mają rozpięty sznurek z pakunkami, odsłuchuję w kółko jednej świątecznej piosenki, która - jak się zastanowić - ma tekst tak mało błyskotliwy, że jest idealna, żeby sobie przy niej wyłączyć mózg (tekst do niej jest tu).
Przy okazji przegmerania youtuba znalazłam świąteczną perełkę - kto am ochotę popłakać się ze śmiechu, zapraszam tu - klik! Koniecznie z tekstem - przeczytajcie, to jest drugi powód do zaniesienia się łzami ze śmiechu :)
Ciasto drożdżowe - najprostsze i jak dotąd najbardziej puszyste jakie jadłam. Delikatne i puchate. Przepis, a jakże - jak najprostszy to babci, z czarnego zeszytu, upapranego i utytłanego z ciasta, oleju, cukru, pachnącego od tego wszystkiego tak cudownie, że tylko siedzieć z nosem przy kartkach i wąchać. Rozlatującego się, z powyrywanymi kartkami i strzępkami przepisów. A trzyma się, elegancko, na dwóch gumkach recepturkach, którymi jest owinięty. W życiu nie widziałam lepszej metody :)
Ciasto można zrobić samo, z kruszonką (nie żałujcie jej!). Można też dorzucić rodzynki, migdały na wierzch, żurawinę. Jest idealną bazą letniego ciasta z owocami i zimowej szarlotki.
Ciasto drożdżowe z kruszonką (przepis z babcinego zeszytu)
Składniki:
350 g mąki
10 g drożdży świeżych
pół szklanki lekko ciepłego (nie gorącego!) mleka (jakieś 125 ml)
50 g cukru
2 łyżki cukru waniliowego
40 g roztopionego masła
2 jajka
szczypta soli
rozmemłane jajko do posmarowania na kruszonkę: równe części mąki, chłodnego masła i cukru pudru, ja dałam po 200 g
Przygotowanie:
Drożdże rozkrusz palcami do miseczki, zalej czterema łyżkami ciepłego mleka (bardziej letnim niż gorącym), dodaj łyżeczkę cukru i wymieszaj. Zostaw na kilka minut. Na blat (albo do dużej miski) przesiej mąkę. Usyp w kopczyk, pośrodku zrób wgłębienie. Wlej zaczyn drożdżowy, delikatnie wymieszaj, po czym stopniowo dodaj wszystkie pozostałe składniki: jajka, resztę cukru i mleka, masło, cukier waniliowy, na koniec szczyptę soli. Wszystko to wymieszaj i zagnieć na gładkie, elastyczne ciasto. Nie żałuj czasu na wyrabianie - ugniatając ciasto sprawiasz, że drożdże zaczynają pracować i lepiej łączą się z reszta składników (mam dobrą metodę - albo wesoło sobie wtedy peplam na zestawie słuchawkowym przez telefon, albo włączam coś w telewizji i przy okazji ugniatam - nie zajmuje mi t dłużej niż 10-15 minut). Pozostaw na ok. 2 godziny do wyrośnięcia, w ciepłym miejscu, przykryte ściereczką.
W tym czasie możesz zrobić kruszonkę: wszystkie składniki połącz ze sobą i zagniataj jak na kruche ciasto - najpierw powstaną ci okruszki, potem kruszonka, pod wpływem ciepła twoich rąk, zacznie zagniatać się w całość. Gdyby ciasto było jednak jeszcze za sypkie - dodaj odrobinę masła. Jeśli na bardzo rozlazłe - mąki lub cukru. Gotową kruszonkę owiń w folię i wpakuj do lodówki.
Wyrośnięte ciasto przełóż z powrotem na blat, wyrób i "potłucz" pięściami w ciasto, żeby pozbyć się z niego nadmiaru powietrza. Znowu przykryj ściereczka i odstaw, żeby jeszcze podrosło (u mnie ok. godziny). Podłużną formę wysmaruj masłem i wysyp bułką tartą. Jeśli zobaczysz, że ciasto mieści się do niej na styk - nie ryzykuj, podziel ciasto na dwie formy (inaczej podczas pieczenia ciasto tak wyrośnie, że wyleci z formy). Ciasto już w formach posmaruj rozmemłanym jajkiem i obficie posyp kruszonką.
Piecz w 180 st. C przez około 35-40 minut.
Paul Arden, Cokolwiek myślisz pomyśl odwrotnie
(o książce pisałam już tu - klik !)
Źródło:http://bookmeacookie.blogspot.com/2010/12/drozdzowa-zima-po-mojemu.html