Wykonanie
Smakołyki to ważne miejsce dla każdego studenta, którego jeszcze nie zesłali na kampus. Więc kiedy wyczytaliśmy, że mają nowe menu, szybko wybraliśmy się sprawdzić co i jak. Naszym zdaniem zmiany były raczej niewielkie. Trochę podniesiono ceny, do głównej karty dodano kilka dań i wprowadzono 3 lub 4
makarony. Ale do rzeczy, czyli do potraw.Tym razem skusiłam się na nowość - zupę
grzybową z łazankami. W ładnie pachnącej, jasnobrązowej zupie pływały spore, całkiem foremne kawałki
grzybów, łazanki były nierozgotowane, całość obficie posypano
pietruszką. Trochę przeszkadzały dość duże kawałki
cebuli pływające razem z
grzybami, ale ostatecznie zupa na plus - jak domowa. Jako drugie danie zamówiłam pierogi chłopskie. To chyba również nowość (a przynajmniej wcześniej nie zarejestrowałam ich w menu). Jak na niedomowe pierogi ciasto było dość cienkie, nie kluchowate, nadzienie okazało się być "jak do ruskich" wzbogaconym o kawałki
boczku i
kiełbasy. Do tego smażona
cebula i kleks
śmietany na talerzu i
kefir w szklance. Moim zdaniem pierogi z średniego niższego poziomu knajpianego, czyli nie są niesmaczne, ale raczej niewarte zapamiętania (chociaż z drugiej strony, czego chcieć za tę cenę).Alastor zamówił cordon bleu - również jedną z nowości w menu a do tego
fasolkę szparagową z bułką tartą.
Fasolka została podana na zimno. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Sam cordon bleu był przyzwoity - kawałek
mięsa wieprzowego a w środku
szynka i
ser, żadnej wielkiej filozofii czy niezapomnianego smaku.W Smakołykach na antresoli stoi fortepian, tym razem ktoś na nim brzdąkał. "Brzdąkał" to najwłaściwsze określenie.Kilka dni później wybraliśmy się na śniadanie. Zamówiłam śniadanie angielskie, a Alastor polskie.Dostałam maciupka miseczkę
fasolki w
sosie pomidorowym (trochę jak
fasolka po bretońsku bez
mięsa), dwa
jajka sadzone, 3 plastry
bekonu, 2
kiełbaski (były cienkie i długie, ale w smaku najbardziej przypominały
białą kiełbasę), grillowany
pomidor,
pieczywo,
masło i duży kubek
kawy lub imbryczek
herbaty. Trzy ostatnie produkty wchodzą w skład wszystkich zestawów.
Żółtko jajek było w środku nie do końca ścięte - ja takie lubię, ale znam osoby, które nie przełkną tak usmażonego
jajka. Może więc warto pytać jakie
jajko kto woli. No i mogłyby być nieco cieplejsze, bo miałam wrażenie, że poczekały chwile zanim trafiły na mój talerz. Z kolei
bekon był dla mnie za mało wysmażony,
kiełbaski smakowały jak
biała kiełbasa (ale przynajmniej były gorące).
Pomidor był niejadalny - przekrojony na pół zimowy
pomidor lekko podpieczony z jednej strony to nie jest dobry pomysł.
Pieczywo było bardzo takie sobie - zwykły sklepowy "
chleb" z poprzedniego dnia.Zgodnie z opisem w skład śniadania polskiego powinien wchodzić
twarożek. Zamiast niego (chyba) Alastor dostał drugie, oprócz "przysługującego" zgodnie z opisem,
jajko - tutaj obsługa zapytała jak ugotować. Do tego kilka kawałków nienazwanego
żółtego sera, kilka plasterków
szynki, zimowy
pomidor i szklarniowy
ogórek.Niewątpliwą zaletą śniadań w Smakołykach jest cena - odpowiednio 15 i 12 zł razem z kawą/herbatą. Zestawy są również dość obfite - głodne osoby najadły się do syta. Niestety, z jakością i smakiem składników jest gorzej.Podsumowując, pomimo podniesienia cen, w dalszym ciągu jest tanio. Jakość nie zmieniła się ani na plus, ani na minus. W dalszym ciągu oceniamy na studenckie 4/5. W
Krakowie nie ma w tej chwili lepszej stołówki.