ßßß Cookit - przepis na Po co liczyć książki? I sorbet gruszkowy

Po co liczyć książki? I sorbet gruszkowy

nazwa

Wykonanie

W komentarzach do poprzedniego postu Sylwia napisała, że nie wpadłaby na to, żeby liczyć przeczytane książki. Zaczęło mnie to stwierdzenie nurtować, sama nie wiem, dlaczego. Sama przecież, jeszcze niedawno, też bym o tym nie pomyślała. A teraz nie wyobrażam sobie stycznia bez rozpoczęcia wyzwania na Good reads . Jak to się stało i o co właściwie z tym liczeniem chodzi...?
Pomysł podsunęła mi Maggie . Spodobał mi się od razu. Jestem bowiem typem, który potrzebuje motywacji do działania. Jeszcze kiedy pracowałam, czasem ciężko mi było znaleźć czas na czytanie, chociaż bardzo to lubię. Wracałam do domu zmęczona, a tu tyle rzeczy trzeba było zrobić - sprzątnąć, wyprać, ugotować... Efekt był taki, że wieczorem siadałam na kanapie, i nie chciało mi się już nic, nawet czytać. Skoro jednak podjęłam wyzwanie, i to publicznie, musiałam chociaż te kilkanaście stron przeczytać. Żeby się lepiej ze sobą czuć. A wiadomo, że najgorzej jest zacząć - jak już otwierałam książkę i czytałam, często nie mogłam się oderwać. Wystarczył więc ten mały impuls, który sprawiał, że po tę książkę sięgnęłam...
Jeszcze nie jest za późno - Wy też możecie podjąć wyzwanie. Nie muszą to być zaraz ilości zwalające z nóg; jeśli nie czytacie wcale, wystarczy pięć, trzy, albo chociaż dwie. Bo to zawsze więcej niż nic, prawda...?
Na osłodę odchodzącego już klimatu świątecznego (u mnie choinka nadal stoi!) mam dzisiaj dla Was lody. Bo co, jak nie lody właśnie, najlepiej poprawia humor i sprawia, że człowiek nie może się nie uśmiechnąć? W dodatku jest to sorbet, więc jest nieco lżejszy od tradycyjnych lodów na żółtkach i śmietanie. A pachnie piernikiem i gruszkami.
Zaczęło się od tego, że po cieście z całymi gruszkami zostało mi kilka owoców i pół garnka syropu. Poprzednim razem rzeczonym syropem słodziłam sobie herbatę (do kawy też pasuje świetnie), ale, o czym już pisałam, ostatnio herbatę pijam gorzką. Szkoda mi go było po prostu wylać, bo pachniał bajecznie. I wtedy mój wzrok padł na pozostałe gruszki... Szybko dokupiłam jeszcze kilka, ugotowałam w syropie, następnie go odparowałam, wszystko razem zmiksowałam blenderem na gładko i zamroziłam. Efekt - bajka! Sorbet jest gładki i dość kremowy (można dodać banana, żeby miał jeszcze lepszą konsystencję), pachnie piernikiem i smakuje gruszkami. Cudownie, słodko-orzeźwiający. Ja się w nim zakochałam.
Spróbujecie...?
Składniki:
(na 1,5 l lodów)
1,4 kg gruszek
syrop:
200 g cukru
750 ml wody
1 cytryna
6 ziaren kardamonu
8 goździków
2 gwiazdki anyżu
1 laska cynamonu (o długości 6 cm)
1 łyżeczka mielonego imbiru
1/2 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
6 ziaren czarnego pieprzu
Cukier, wodę i przyprawy umieścić w garnuszku. Gotować, aż cukier się rozpuści.
Gruszki obrać, pokroić w ćwiartki, wyciąć gniazda nasienne. Gotować w syropie 10-20 minut, aż będą miękkie. Wyjąć z garnka, przełożyć do miski, przestudzić.
Pozostał syrop gotować bez przykrycia, aż odparuje i zgęstnieje (powinno zostać około 200 ml syropu).
Gruszki zmiksować blenderem na gładką masę, wlać 200 ml ciepłego syropu, dokładnie wymieszać. Ostudzić, a następnie schłodzić w lodówce.
Schłodzoną masę przelać do maszyny do lodów, a gry skończy pracę, przełożyć do pojemniczka i zamrozić.
Smacznego!
A teraz chyba pójdę poczytać...
Źródło:http://razadobrze.blogspot.com/2015/01/po-co-liczyc-ksiazki-i-sorbet-gruszkowy.html