ßßß Cookit - przepis na Śliwki londyńskie - marynowane w herbacie

Śliwki londyńskie - marynowane w herbacie

nazwa

Wykonanie

To z tej tęsknoty za przetworowaniem mi się wzięło. Latem to czasami już mam dość - mycie, szypułkowanie, pestkowanie, przecieranie, wyparzanie, pasteryzowanie. Sznureczki, wężyki, fartuszki, szpatułki, lejki, sitka. Metki, naklejki, kosze, koszyki, wiadra, worki, łubianki. Mrożonki, kiszonki, suszonki. Powidła, konfitury, chutneye, dżemy, soki, przeciery, sosy, marynaty. Ale zimą i na przednówku cknić się zaczyna za przetworowaniem - suszeniem, kiszeniem, smażeniem, mrożeniem. Za wyciskaniem, przecieraniem, siekaniem, miksowaniem i rozdrabnianiem. Za pilnowaniem konfitur z książką nad garnkiem i podjadaniem gorących powideł z drewnianej łyżki. Każda kolejna wyprawa do spiżarni to widok pustoszejących półek - czarna porzeczka jeszcze jest, malina również, mirabelka z 2010 już na ostatniej końcówce, chutneye dwa się ostały. Na półkach jeszcze trochę pomidorów na zupę, -naście słoików kiszonych ogórków, trochę soków, zakurzony słoik grzybków i śliczne suszone pomidory w oliwie. Już z coraz cięższa ręką oddaję w podarunku jakiś jeden czy drugi słoik w papierowym kapturku. Czas znów coś zamknąć w słoiki - i właśnie zimą i na przedwiośniu robię furę śliwek - suszonych węgierek marynowanych w herbacie i czerwonym occie winnym - to śliwki londyńskie .
Znacie Joannę Newsom, niezwykle uzdolniona amerykańską harfistkę o przedziwnym, niepokojącym, nieco dziecinnym głosie? Zadebiutowała w 2004 roku płytą " The Milk-Eyed Mender " i dotychczas ukazały się jej trzy krążki. Na pierwszym z nich jest niesamowity utwór "Peach Plum Pear", posłuchajcie...
A potem Joanna wydała " Ys ", bardziej dojrzały album, na którym zachwyciła mnie Cosmia . Kto dziś komponuje i gra ponad 7mio czy 8mio minutowe utwory? Archaiczna harfa, smyczki splatające się z niesamowitym głosem. Gdy ją pierwszy raz usłyszałam w głowie zabłysło - Bjooork? ech, sami posłuchajcie - odlot!
A te śliwki, na które dziś Was chce namówić też są niesamowite - jędrne, mięsiste, słodkawo-korzenne. Marynowane w mocnym mocnym Earl Greyu, dobrym occie z czerwonego wina z cynamonem, angielskim zielem i gałką. I z tej tęsknoty za przetworowaniem, z czterema ślicznymi słoiczkami z ostatniej kuchennej kolekcji Tchibo, którą ostatnio testowałam, znów mi się zachciało zamykać owoce w słoikach - a te śliwki są idealne do przygotowania właśnie w czasie, gdy świeżych, sezonowych owoców brak. Do tego przepisu możesz użyć nawet kilku śliwek suszonych, które być może czekałoby wyrzucenie, gdy leżą porzucone w kuchennej szafce. Ale najlepiej zdobądź dobrej jakości, jędrne suszone (nie wędzone!) śliwki i zrób od razu podwójną ilość!
Chyba nigdy nie wyczerpią mi się pomysły jak je podać - do sałatki z kozim serem i suszonym combrem baranim, do duszonych mięs, do podkręcenia smaku gulaszu. A zalewa z nich - czysta poezja! najbardziej płaska i banalna sałata z dressingiem wzbogaconym zalewą z londyńskich śliwek sama zacznie gadać z półmiska! Nawet jeśli zostanie Ci trochę pieczonego mięsa z resztką sosu, dopraw je zmiksowanymi z zalewą śliwkami i podaj ze śląskimi kluskami, które zrobisz z ugotowanych poprzedniego dnia ziemniaków, nikt ci nie uwierzy, że to "resztkowa potrawka" :) Zjedz śliwki londyńskie z tłustym twarogiem, podaj do pieczonego drobiu, albo... użyj jako nadzienia do pralinek - to moje najnowsze odkrycie - powiadam wam r.e.w.e.l.a.c.j.a !
Przepis oryginalnie pochodzi z książki Małgorzaty Caprari, ale dla mnie zawsze i na wieki będzie "przepisem Pinosowym" - jeszcze w czasach, gdy nie istniały polskie blogi kulinarne, na pewnym forum gazetowym aż furczało od rozmów, przepisów, pogaduszek kulinarnych. I ten właśnie przepis zapodała Pinos - chwała jej za to - a to niemal 7 lat już będzie!
500g mięsistych suszonych śliwek węgierek (nie wędzonych)*
500g zaparzonej bardzo mocnej herbaty Earl Grey
500g dobrego octu z czerwonego wina
400g cukru
1/2 cytryny
15 goździków
kawałek kory cynamonowej
szczypta startej gałki muszkatołowej
kilka ziaren ziela angielskiego
Umyte śliwki ułóż w garnku, zalej gorącą herbatą z plasterkami cytryny, przykryj folią spożywczą i odstaw na noc. Następnego dnia zagotuj całość na małym ogniu (wystarczy "raz", jak mawiała moja babcia, czyli do pierwszego zabulgotania). Osobno zagotuj ocet z korą cynamonową, gałką, zielem i cukrem, a gdy ten się rozpuści, dodaj śliwki z herbatą i odstaw do wystudzenia.
Gdy całość wystygnie, śliwki przełóż do wyparzonych słoików. Zalewę zagotuj, przecedź i gorącą zalej śliwki. Zamknij słoiki i odstaw do wystudzenia. Śliwki są bardzo bardzo trwałe. Zdarzyło mi się znaleźć zapomniany słoiczek w spiżarni, który miał 2 lata. Zrób ich od razu więcej i zamykaj w mniejszych słoiczkach - będą cudowne na prezenty!
Ostatnio jeden z podarowanych słoiczków tych śliwek okazał się słoikiem "znikającym" - śliwki z magiczny sposób nie dotarły do domu obdarowanego, no wyparowały jedzone ot po prostu ze słoika :)
* najlepsze będą oryginalne kalifornijskie, ale czytajcie etykiety by kraj pochodzenia to było USA, a nie Peru, Francja, Włochy, Chile, w tych spoza USA będzie fura barwników, konserwantów i mogą być siarkowane.
Źródło:http://www.chillibite.pl/2012/03/sliwki-londynskie-marynowane-w-herbacie.html