Wykonanie
minęło 1740 lat od czasów, kiedy Walenty, wbrew rozporządzeniu cesarza Klaudiusza II Gockiego (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!) udzielał ślubów zakochanym legionistom! zgodnie z dekretem mości panującego, powinni oni dzierżyć szablę, a nie rękę panny
młodej!Walenty za sprzyjanie prokreacji, został wrzucony do lochów i tam czekał na wyrok;zanim jednak stracił głowę na szafocie, stracił
serce dla córki strażnika, której miłość skazańca przywróciła wzrok...list, który napisał do niej Walenty był pierwszym i niestety ostatnim, jaki ujrzała cudownie uzdrowiona ukochana, ponieważ za to ów, wyznanie, cesarz kazał stracić, jeszcze nieświętego, Walentego!!!to legenda na pewno nie wszystkim znana...sztuka kochania natomiast, która skłania mnie do takiego początku, to umiejętność, którą posiadają wszyscy i cieszą się nią nie tylko 14 lutego...to sztuka, która na pewno ma moc uzdrawiania:))komu udało się dzisiaj uzdrowić jakąś "ślepą" potrzebę?:)
My, Słowianie (chętnie zaliczam się do tej grupy) mamy swoje święto, ludzi kochających i kochanych i obchodzimy je w Noc Kupały, inaczej nazywamy je Sobótką:)obchodziłam Sobótkę bardzo często nad Lubniewickimi jeziorami i nie raz w Kretowinach, puszczając "wianki";))noc ta, z 21 na 22 czerwca, to staropolski zwyczaj łączenia się w pary:)dzisiaj łączę w parę
czekoladę i
pomarańcze:)sama, nawet w najbardziej niezwykłą noc, nie wymyśliłabym
tortu truflowego, dlatego, zaocznie niestety, łączę się w parę z
Basią Ritz, której przepis wykorzystałam i której, książkę gorąco polecam:)
biszkopty7
jajekszczypta
soli230 g drobnego
cukru70 g
mąki pszennej60 g
kakao50 g
mąki ziemniaczanej80 g
gorzkiej czekolady startej na tarce o drobnych oczkach6 łyżek
pomarańczowego likieru - użyłam Coeur du Comte z Lidla, w oryginale jest
Grand Marnier - nie na moją kieszeń!!!
krem400 g
gorzkiej czekolady min 50%
kakao125 g
masła50 ml
spirytusu100 ml
rumuskórka otarta z 2
pomarańczy2 łyżki ekstraktu z
wanilii400 g
śmietany kremówkinajwięcej pracy jest przy pieczeniu
biszkoptów, bo trzeba ich upiec aż 6! a ponieważ mam tylko jedną tortownicę o takich wymiarach to zajęło mi to 6x8 minut na pieczenie i 6x5 minut na studzenie, czyli razem 1 godzinę i 18 minut!nic to, w porównaniu z wiecznością, jaką tort zostawił na podniebieniu;)))tortownicę o średnicy 20 cm wyłożyłam pergaminem, a boki wysmarowałam tłuszczem (i tak 6
razy!);
mąki wymieszałam z
kakao i przesiałam do miski;
białka ubiłam z odrobiną
soli i do już ubitych dodawałam po łyżce
cukier, a kiedy zaczęły lśnić, jak moje oczy w trakcie konsumpcji;), dodawałam po jednym
żółtku, nie przerywając ubijania; dodałam przesiane
mąki ,
czekoladę i delikatnie wymieszałam silikonową szpatułką; piekłam w piekarniku (Masterszefowa zalecała termoobieg i się posłuchałam) rozgrzanym do 190 st.
na każdy krążek przypadło 130 g masy biszkoptowej (byłam precyzyjna i 6
razy ważyłam masę na "wytarowanej" wadze)masa czekoladowa
czekoladę z
masłem stopiłam w misce nad parą, przestudziłam i dodałam
wanilię,
alkohol i skórkę, a pod koniec delikatnie ubitą
śmietanę; masę chłodziłam przez godzinę na balkonie...
biszkoptowe krążki układałam "do góry nogami", żeby
likier, którym nasączyłam ciasto lepiej i szybciej się wchłonął; przełożyłam wszystkie krążki masą a wierzch posypałam zmielonymi
migdałami:) najlepszy był następnego dnia...
to porcje, które zniknęły błyskawicznie, ale smak pozostał na zawsze...smacznego życia życzę wszystkim życie kochającym:)