Wykonanie

Długo, oj długo borykałam się z kompleksem braku umiejętności do zrobienia porządnego rosołu.W ostatnim czasie robiłam go do obrzydzenia - co niedziela, ale muszę przyznać, że nareszcie wszystko jest w nim takie, jak powinno.Smakuje, jak w domu i jestem z siebie dumna. :)A najlepszy oczywiście z domowym
makaronem !1 duża kura/kurczakkawałek
wołowiny (ok. 150g)/spora kość wołowa2 średnie
marchewki3
pietruszki, najlepiej z kawałkiem
natkimały kawałeczek
korzenia seleranieduży
pornieduża gałązka
natki seleramała gałązka
lubczykuok. 10 ziaren
kardamonu,
ziela angielskiego i
czarnego pieprzu1
cebula w łupinie
sólMięso płuczemy.Jeśli kupiliśmy
kurczaka lub
kurę w całości, należy ją poćwiartować.
Wołowinę zaś pozostawiamy w takim stanie, jak jest.Następnie poćwiartowany
drób i kość wołową/mięso przekładamy do wysokiego garnka.Zalewamy je zimną
wodą tak, by całe zostało przykryte, ze sporą nadwyżką.Garnek stawiamy na średnim palniku i na małym ogniu czekamy do momentu zagotowania
wody.Podczas gotowania powstanie brunatna szumowina, którą należy zdjąć z powierzchni.Nie należy jednak tym przesadzać, bo wbrew pozorom może to doprowadzić do zmętnienia zupy.
Cebulę w łupinie opalamy nad gazem do momentu, aż utworzy się na niej czarna skorupa.Gdy w garnku zacznie wrzeć, wlewamy szklankę zimnej
wody, by "uspokoić" płyn, po czym wrzucamy obrane warzywa, opaloną
cebulę,
kardamon,
ziele angielskie,
pieprz ziarnisty oraz
lubczyk (ja dałam szatkowany mrożony) i
natkę selera.Całość solimy do smaku, jednak niezbyt dużo.Tylko tyle, by
mięso gotujące się w wywarze nie było mdłe.Teraz następuje część dla cierpliwych.Prawdziwy rosół, z duszą, powinien gotować się pod przykryciem około 4 godzin, na ogniu najmniejszym z możliwych.Powinien lekko "pyrkać".Ten magiczny
wywar gotowany w pośpiechu nigdy nie smakuje, jak rosół, a, jak to
mawia moja mama "jak garnek tylko po rosole opłukany".Po tym długim czasie zupę można przecedzić, ale nie trzeba.Naoglądałam się programów, w których rosół przelewany jest przez ręcznik papierowy lub gazę.Nigdy tego nie robię.Moim zdaniem, najlepszy jest po prostu - tłusty, z
mięsem i mięciutkimi warzywami, nie podawany "na czysto".Jeśli jednak nie lubimy w zupie farfocli, wszystko można wyjąć po prostu cedzakową łyżką.Pod koniec gotowania przyprawiamy zupę według uznania
solą lub
przyprawą warzywną.
Pieprz mielony do smaku dodajemy dopiero na końcu.Jednak nie w garnku, a do zupy nałożonej na talerze.Gdy postąpimy inaczej, rosół będzie mętny i niesmaczny.