Wykonanie

Zuzia mimo swoich 4 lat wciąż nie
daje mamie osiąść na macierzyńskich laurach i testuje moją cierpliwość, budząc mnie często po kilka
razy tylko (a może aż) po to, żebym się koło niej położyła. Lubi złapać mnie za rękę i tak na nowo zasypiać. A jak, choć kocham te jej rozgrzane łapki, mam ją czasem ochotę zbesztać, gdy kolejną noc z
rzędu spędzam maszerując z naszej sypialni do jej pokoju mniej więcej co dwie godziny.Są jednak też noce, kiedy nawet nie próbuję uciekać z jej łóżka, gdy już zaśnie, skradając się niczym ninja (przynajmniej w moim mniemaniu ;), żeby nie obudziła jej skrzypiąca deska lub stuknięcie zamykanych drzwi. Są noce, gdy leżę obok, nasłuchując jej cichutkiego pochrapywania i mamrotania, gdy nawet przez sen próbuje rządzić całym swoim małym światem :)Dziś obudziła się przed czwartą rano i jakoś nie mogła z powrotem zasnąć. Leżałam u niej prawie godzinę, dwa
razy próbując się wymknąć, nim wreszcie udało mi się wrócić do swojego, pustego już łóżka. Piotrek wyszedł do pracy, na zewnątrz zaczynało świtać, a ja, całkowicie obudzona, ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni, zrobić sobie
herbatę.Może nie był to idealny letni poranek z rosą na trawie i słońcem zaglądającym przez okna w kuchni, ale miał swój urok. Odkąd urodziła się Zuzia, ciche, spokojne poranki, gdy nie biegam pomiędzy zmywarką do naczyń, lodówką, a słaniem łóżek, są prawdziwym luksusem. Ok, może i zdążyłam zebrać czyste naczynia i zetrzeć resztki wczorajszej farby ze stolika w salonie, zanim zagotowała się
woda w czajniku, ale
potem byłam już tylko ja, deszcz stukający w szyby oraz książka, którą ostatnio zaczęłam czytać. I chociaż wstawanie o czwartej rano to zdecydowanie nie moja bajka, warto było poświęcić te kilka godzin snu dla chwili świętego spokoju, za którym tęskni od czasu do czasu chyba każda matka :)

Teraz z nakarmioną, ubraną i uczesaną już Zuzią, popijam pierwszą, i z pewnością nie ostatnią dziś,
kawę, zastanawiając się, jak mój biedny mąż wstaje o takich nieprzyzwoitych porach niemal każdego dnia, a
potem jeszcze po kilkunastu godzinach pracy, wciąż ma dość energii i cierpliwości, żeby wytrzymać z nami dwiema do wieczora. Nic
dziwnego, że czasami potrzebuje dodatkowej
dawki cukru, żeby przetrwać ;)Ostatnio słodkości nam nie brakuje. Pogoda się popsuła i spędzamy więcej czasu w domu, więc mam mnóstwo czasu na pieczenie, z czego skwapliwie korzystam :) Dzięki temu mamy w zamrażalniku zapas sernika, a w szafce z
mąką pudełko z batonikami, które musiałam schować przed Zuzią, tak je zajadała. Nie żebym jej żałowała, ale wszystko w rozsądnych ilościach. A te batoniki zasmakowały jej bardzo i jakoś za często biegała po nie do kuchni. Gdy chodzi o
masło orzechowe i
czekoladę, obie nie zawsze nad sobą panujemy ;)Batoniki powstały właściwie z przypadku, jako efekt nieudanej próby upieczenia
ciasteczek. Ciasto wyszło za suche i nijak nie dało się z niego formować
ciasteczek, więc dołożyłam więcej
masła orzechowego (bo przecież
masła orzechowego nigdy za wiele ;) i zrobiłam jedno wielkie
ciastko, z którego wycięłam całe mnóstwo batoników. Miały nam służyć jako zapasy na czarną godzinę, ale chyba nie dotrwają nawet dzisiejszego wieczora, sądząc po tym, jak szybko znikają, gdy nie patrzę ;PBatony nie są ani całkiem kruche, ani zupełnie miękkie, są gdzieś pomiędzy, w sferze moich ulubionych, lekko ciągnących w środku
ciastek, którym niestety nie umiem się oprzeć. Są dość słodkie, mocno
orzechowe, z dużą ilością
czekoladowych drobinek, które z powodzeniem możecie zastąpić posiekaną drobno
gorzką czekoladą. Idealnie sprawdzą się na piknik, czy weekendową wyprawę nad morze, ale
mogę zaręczyć, że równie dobrze będą smakować popijane
kawą w domowym zaciszu.Polecam :)* źródło inspiracji tutajSkładniki na prostokątną formę o wymiarach około 24 x 30cm:90g niesolonego
masła2/3 szklanki gładkiego
masła orzechowego (najlepiej naturalnego, bez dodatku
soli i
cukru)*1 szklanka
cukru demerara1/2 szklanki drobnego
cukru do wypieków1
jajko plus 1
żółtko2 łyżeczki ekstraktu
waniliowego2 szklanki
mąki pszennej1/2 łyżeczki
sody1/2 łyżeczki
soliokoło 200g drobinek
czekoladowych (chocolate
chips) lub drobno posiekanej
gorzkiej czekoladyWykonanie:
Masło oraz
masło orzechowe umieść w rondelku i rozpuść, podgrzewając na małym ogniu (możesz to również zrobić w kuchence mikrofalowej). Odstaw do przestudzenia.Gdy
masło przestygnie, dodaj do niego oba
cukry i ucieraj mikserem przez 3 – 5 minut, aż się połączą. Dodaj
jajko oraz
żółtko, wlej ekstrakt
waniliowy i jeszcze raz wymieszaj.W drugiej misce wymieszaj
mąkę,
sodę oraz
sól. Dodawaj stopniowo do masy
maślano-jajecznej, ucierajac do połączenia. Na koniec wmieszaj
czekoladowe drobinki.Powstała masa powinna być gęsta, niemal jak kruche ciasto. Gdyby okazała się zbyt sucha, wystarczy dodać nieco więcej
masła orzechowego i jeszcze raz wymieszać.Gotowe ciasto przełóż do wyłożonej papierem do pieczenia formy, wyrównaj i dociśnij lekko.Piecz w temperaturze 170°C przez około 20 – 25 minut, do momentu, gdy brzegi się zarumienią, a środek będzie ścięty. Pieczone nieco dłużej batoniki będą bardziej kruche, jeśli takie wolicie.Wystudź ciasto w formie, po czym pokrój
ostrym nożem na równe prostokąty (mi wyszło ich około 20). Przechowuj w szczelnie zamkniętym pojemniku.Smacznego :)


* Dostępne w sklepach
masło orzechowe jest na ogół dość słodkie, więc
cukier najlepiej wtedy dodawać stopniowo, kontrolując smak ciasta.