Wykonanie

Nie moje, ale dla mnie. Od Just . Uwielbiam jej podarki. Uwielbiam spotkania z nią. Siadamy sobie gdzieś, peplamy: o książkach, o rysowaniu, o pisaniu, o tym, że C zarny łabędź to film o lustrach, że fajna ta książka, bo ma okładkę w klucze i że jak segregator, to tylko zielony i ze wzorkiem. A przy okazji f ajne pomysły same wpadają do głowy. A na koniec dostaję telefon, że w iesz wiesz!, zostawiłam telefon na stoliku i prawie go zgubiłam i dzwonię tylko po to, żeby ci powiedzieć, że go mam i nie zgubiłam . I jest powód do radości na resztę dnia.Tym razem krakowski winter wonderland był
bananowy. Poprzednio -
marchewkowy .Ciasto w ciapki, żółte od bana i
cytryny. A przy tym słodkie, miękkie i lekko wilgotne. Pyszne.


wg pomysłu AgnieszkiSkładniki na małą blachę:375 g miąższu z
bananów2 łyżki
soku z cytryny180 g
cukruskórka otarta z 1
cytryny5
jajek2 łyżeczki ekstraktu
waniliowego225 g stopionego
masła50 g
jogurtu naturalnego350 g
mąki tortowej1 i 1/4 łyżeczki
proszku do pieczenia1 i 1/2 łyżeczki
sodyszczypta
soliPrzygotowanie:Rozgniecione
banany mieszamy z
sokiem cytrynowym i w zamkniętym pojemniku zostawiamy na noc w lodówce. Następnego dnia nagrzewamy piekarnik do 175°C.
Mąkę przesiewamy z
proszkiem do pieczenia,
sodą i
solą.
Banany z
cukrem i
skórką cytrynową miksujemy w blenderze w pojemniku do koktajli na gładką masę. Dodajemy pojedynczo
jajka i stopione
masło nadal miksujemy. Na koniec dodajemy
jogurt i jeszcze na krótko włączamy blender. Przelewamy masę
bananową do dużej miski, następnie wsypujemy do niej stopniowo
mąkę z dodatkami i mieszamy trzepaczką do piany do otrzymania gładkiej masy.Napełniamy przygotowaną foremkę - małą blaszkę: okraglą lub prostokątną. Można też ciasto przelać do foremek na babeczki albo muffinki. Pieczemy przez ok. 30-40 min w zależności od wielkości foremek. Wyciągamy z piekarnika, pozostawiamy do lekkiego przestudzenia i wyjmujemy z foremki na siatkę albo drewnianą deskę do całkowitego wystudzenia. Jeśli ktoś lubi może je posypać
cukrem pudrem.


Elizabeth Gilbert, I że cię nie opuszczę...

Dobry cytat to nie wszystko. Co mnie podkusiło, żeby to czytać, nie wiem. Katastrofa z Jedz,
módl się, kochaj powinna dać mi do myślenia. I trochę dała, ale nie na tyle, żebym po tę nie sięgnęła. Tak sobie pomyślałam: a może będzie akurat ta będzie dobra? NIE. Już sam podtytuł,
Love story, powinien mnie odstraszyć. Skoro wiedziałam, no ok, przeczuwałam będzie lepszym słowem, że ta książka będzie poziomem katastrofizmu dorównywać pierwszej części, to po co ja czytałam? Już co najmniej kilka osób mnie o to pytało. Po co czytam złe książki? Po to, żeby wiedzieć dlaczego są złe. Żebym miała za co krytykować. I była w tej krytyce pewna. Paradoksalny problem ze złymi książkami polega jednak na tym, że żeby przeczytać, trzeba się namęczyć. A męczyć się nie zawsze mam ochotę.Niesamowicie rozbawiła mnie jedna opinia, którą znalazłam w
sieci: Zdecydowanie gorsza od "Jedz,
módl się, kochaj", ale równie dobra. Mam takie same buty, tylko że inne.No ale o czym jest książka. To dość ważne, bo tytuł sugeruje co innego, w środku - co innego. To: jedno, tamto: drugie. Jadąc tym samym
wózkiem, znowu mamy wynurzenia autorki na temat swojego życia osobistego. Przez bite 40 stron opis załamania nerwowego z powodu cofnięcia ukochanemu wizy na amerykańskim lotnisku. I "wyrok" urzędnika celnego: chcecie być razem, musicie się pobrać. Wyrok, bo ani jedno, ani drugie nie chce ślubu, bo małżeństwo to zło. I tu Gilbert porywa się z motyka na słońce, usiłując zebrać wszelka możliwa wiedzę na temat małżeństwa, filtrując ją oczywiście na swoje swoje potrzeby i w celu zmieszczenia tego wszystkiego na 350 stronach formatu A5 w twardej okładce. Jest rozdział małżeństwo a oczekiwania, małżeństwo a historia, małżeństwo a autonomia, małżeństwo a kobiety, małżeństwo a ceremonia, małżeństwo a ... I tak do nieskończoności. Nie
będę zdradzać zakończenia. Chociaż nawet nie wiem, czy niezdradzanie coś da. Ta książka jest, jak Jedz,
módl się, kochaj, do
bólu przewidywalna. Więc zakończenie możecie wymyślić sobie sami (tak, jest dokładnie takie, jak myślicie).