Wykonanie
Niedawno otrzymałam nagrodę w konkursie organizowanym przez Kamis.Tematem konkursu było opisanie jakiejś swojej przygody kulinarnej. Moja opowieść pewnie nieźle kogoś rozśmieszyła - pomyślał sobie, że straszna ze mnie sierota i stąd zaproszenie na warsztaty, które odbyły się przedwczoraj w siedzibie Akademii Kulinarnej Kurta Schellera w Warszawie.Zajęcia prowadził szef kuchni Maciej Wawryniuk. Tematem była kolacja dla dwojga i w zajęciach wzięli udział zwycięzcy z tego samego konkursu, w którym i ja startowałam oraz konkursu z portalu Polskagotuje.pl dotyczącego właśnie przygotowania dania na romantyczną kolację.

tak wyglądały moje i Piotra dania- podobno bardzo się podobało podanie

Pracowaliśmy w zespołach dwu osobowych - ja gotowałam razem z nowo poznanym kolegą, Piotrem. Mieliśmy do przygotowania trzy dania o bardzo wdzięcznych tytułach :1) Podwójna rozkosz - czyli zupa krem w dwóch kolorach2)
Szafranowe fetuccine z przegrzebkami i
szparagami3)
Sola i
łosoś w miłosnym uścisku podana na
rukoli z
purre z
ananasaCzęść zespołów przygotowywała to co my a niektórzy inne dania :1)
Polędwica wołowa w
czerwonym winie pieczona w cieście francuskim2)
Krewetki z sosem z
pomarańczy aromatyzowanym
anyżem3) Świeże
owoce w filo z zabaglionePrzyznacie, że wszystko brzmi pysznie i tak też było - dania dość wykwintne, wcale nie takie łatwe do przygotowania jakby się mogło wydawać, ale świetnie sobie poradziliśmy. Zabawa polegała także na tym aby wszystko ładnie podać zgodnie z tematem czyli nieco z myślą o zbliżających się Walentynkach.Przyznam, że przegrzebki
jadłam pierwszy raz w życiu i całkiem mi smakowały. Danie
rybne zaskoczyło mnie połączeniem z
ananasem, ale bardzo pozytywnie. Wszystkie aromatyczne
przyprawy dostarczył oczywiście Kamis więc były najlepszej jakości.Atmosfera bardzo miła, świetna zabawa w doborowym gronie, ale i dużo nauki - próbowania nowych smaków i poznawanie nowych, niecodziennych połączeń więc wieczór zaliczam do bardzo udanych. Zdjęć zrobiłam tylko kilka bo zwyczajnie nie było na to czasu w ferworze walki przy garach.

na zdjęciu obok: po lewej luna19; po prawej rosik93Po pysznej kolacji, na pożegnanie, każdy z uczestników dostał jeszcze upominek przydatny podczas dalszych eksperymentów w kuchni.

Gdyby ktoś chciał się pośmiać ze mnie i mojej młodzieńczej nieudolności to proszę bardzo :DNiżej opowieść jaką wysłałam na konkurs - opis zdarzenia sprzed wielu,, wielu lat."Będąc dzieckiem a
potem młodą panienką nie garnęłam się do gotowania a nawet niechętnie pomagałam Mamie w przygotowaniach związanych z jedzeniem. Zawsze miałam dużo lekcji do odrobienia albo innych zajęć. Mama też nie wołała mnie za często do pomocy bo mówiła, że pętam jej się pod nogami i więcej przeszkadzam niż pomagam. Moje ew. zajęcia w tym temacie ograniczały się zwykle do pobiegnięcia w ostatniej chwili po jakiś brakujący produkt albo krojenia sałatki jarzynowej - mało skomplikowane więc
dawałam radę.Kilka lat później dość szybko wyfrunęłam z rodzinnego domu i musiałam zacząć radzić sobie sama, także sama ugotować. Nie było tak jak dziś telefonów komórkowych żeby zadzwonić szybko po poradę do Mamy więc najwięcej uczyłam się na własnych błędach. A któregoś dnia zachciało mi się usmażyć kotlety mielone. Na szczęście w sklepie mięsnym zmielono mi żądany kawałek
mięsa i z zakupami powędrowałam do domu, uśmiechając się sama do siebie po drodze bo już ślinka mi ciekła na myśl o ulubionych mieleńcach. Coś mi się kołatało po łepetynie, że Mama zawsze myła dokładnie
mięso przed przygotowywaniem dania - nie wiedziałam jaka ma być
woda, ale przecież wszyscy wiedzą, że lepiej myć się w ciepłej bo lepiej brud schodzi więc wyjęłam swoje mielone i trzymając zbitą masę w jednej ręce drugą odkręciłam kran z gorącą
wodą. Jakież było moje zdziwienie gdy grudki
mięsa zaczęły bardzo żwawo odpływać i przeciekać przez palce, i zanim się ocknęłam w rękach nie pozostało mi ani kawałeczka
mięsa - całe odpłynęło sobie do Wisły.Z mielonych nic nie wyszło, ale na kuchence stał jeszcze rondelek z dodatkiem czyli klasyczną
marchewką z
groszkiem - taki bowiem zestaw podawano zawsze w moim domu więc i ja postanowiłam sobie taki zrobić.
Marchewkę obrałam, pokroiłam w dużą kostkę, wlałam do niej zawartość puszki
groszku konserwowego, dolałam
wody i przykrywając garnuszek gotowałam jakieś 30 minut. Gdy po
mięsie pozostało już tylko wspomnienie liczyłam chociaż na duszone warzywa, ale ponieważ wrzuciłam do rondla wszystko od razu i wlałam za dużo
wody to z
groszku niewiele zostało - rozgotował się na papkę, w której pływały kawałki
marchewki. I w taki oto sposób z pysznego obiadu pozostała mi jedyne jakaś zupinka
marchewkowo - groszkowa i ta musiała mi wystarczyć tamtego dnia. Następnego kupiłam najzwyklejszą, podręczną książkę kucharską i pomału, przez lata, doskonaliłam się w sztuce gotowania. Dziś gotuję nieźle, ale ciągle się uczę i ze śmiechem wspominam te swoje pierwsze kuchenne kroki."