Wykonanie
W sobotę myślałam, że już nie dam rady zrobić ciasta, ale wykrzesałam z siebie resztki energii. Największy problem był ze zdecydowaniem się na jakiś konkretny przepis. Kruche? Nie, bo nie mam świeżych
owoców, ani żadnych innych ciekawych dodatków. Babka? Jakoś mnie nie satysfakcjonowała. No to co? Padło na
czekoladowy biszkopt z kremem. A, że nie chciałam zwykłego
waniliowego kremu, wymieszałam go z
sokiem malinowym i kawałkami
malin (mniam, mniam, domowe wyroby).I stwierdzam, że to był błąd. Czemu? Bo zaraz sama zjem całą blachę. Ok, może nie całą, ale moją misję 'fit na wiosnę' szlag przez to tak czy siak trafi. Dlatego chyba wdrożę w życie dokarmianie znajomych... Zawsze to mniej kalorii dla mnie:)Jak mogliście zauważyć, dołączyłam się do kilku akcji, toteż spodziewajcie się w tym tygodniu przepisów na sałatki, naleśniki, a jutro chyba jakieś wymyślne kanapki wrzucę... Taki jest
plan. Zobaczymy czy dam radę go zrealizować. Trzymajcie kciuki!Przepis
Biszkopt- 6
jajek,- 3/4 szklanki
mąki tortowej,- 3/4 szklanki
mąki ziemniaczanej,- 3/4 szklanki
cukru pudru,- 2 łyżeczki
proszku do pieczenia,- czubata łyżka
kakao,- szczypta
soli do
białek.
Oddzielamy
białka od
żółtek, a następnie ubijamy je ze szczyptą
soli na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodajemy
cukier puder i
żółtka. Przesianą
mąkę mieszamy z
proszkiem do pieczenia i miksujemy z resztą składników. Na koniec dodajemy
kakao.
Masę wylewamy do tortownicy (mnie się nie chciało bawić z tortownicami, wylałam do blaszki, przez co troszkę niskie ciasto wyszło; jeśli wam to przeszkadza, zwiększcie proporcje, ale myślę, że taka wysokość niczemu nie szkodzi, bo krem je mocno podnosi) nasmarowanej tłuszczem i wysypanej
mąką krupczatką (albo
bułką tartą). Pieczemy w temperaturze 160 stopni (przez pierwsze 15 minut), a późnie zwiększamy do 180 i pieczemy następne 10 minut. Wyciągamy z piekarnika i czekamy aż przestygnie, żeby móc wydostać je z blaszki i przekroić na pół (do tej
pory się zastanawiam jak mi się to udało...).
Krem- dwa opakowania budyniu bez
cukru,- 2 szklanki
mleka,- pół szklanki
cukru pudru,- kostka
margaryny (Tortowa z Biedronki - polecam, świetnie z niej wychodzi, a znacznie tańsza od Kasi).
3/4 szklanki
mleka odlewamy do kubka/miseczki/czegokolwiek i mieszamy z
budyniem aż nie będzie żadnych grudek. Resztę
mleka podgrzewamy, a kiedy zacznie się gotować, zmniejszamy gaz i wlewamy rozpuszczony
budyń. Mocno i szybko mieszamy, żeby nie zrobiły się żadne kluchy, bo wtedy robią się grudki w kremie. Odstawiamy
budyń do ostygnięcia.
Ucieramy
margarynę z
cukrem pudrem na białą masę i dodajemy stopniowo
budyń (zawsze jestem bliska nerwicy przy robieniu kremów, także, w razie czego - bądźcie cierpliwi, opłaca się).
Kiedy już przejdziemy przez mękę kręcenia kremu (jest on puszysty, fajny, smaczny - jeśli wydaje Wam się mało słodki, dodajcie
cukru pudru), dwie łyżki zużywamy na posmarowanie wierzchu, a do reszty dolewamy
soku malinowego (w moim przypadku poszedł cały ten najmniejszy rozmiarowo słoiczek domowego soku z kawałkami
owoców, bez
owoców też może być) i mieszamy energicznie.Wykładamy na dolną część ciasta i przykrywamy drugim kawałkiem. Mnie świerzbiły ręce, więc wierzch polałam jeszcze
sokiem malinowym, bo chciałam sprawdzić czy kolor będzie mocniejszy ale nie musicie tego robić. Starcie
czekolady na górę jest jednak konieczne, idealnie dopełnia smaku (niestety zapomniałam zrobić zdjęcie...).
Nie jest to jakieś ambitne ciasto, ale dawno takiego nie
jadłam, więc aktualnie jest jak znalazł!Smacznego!