Wykonanie
Dzisiaj, jakby ktoś nie wiedział (nie uważam, że taka niewiedza to coś, czego należy się wstydzić - sama do niedawna nie miałam o tym pojęcia), jest Dzień Naleśnika . W
sumie, to się nie dziwię, że taki dzień istnieje - w końcu naleśniki wszelkiej
maści to prawdziwy przysmak. Można je przygotować na tyle różnych sposób, że trafią w gusta chyba każdego. Są więc cieniutkie, francuskie crepes, pulchniutkie, angielskie pancakes, a także nasze polskie, duże, ale nieco grubsze od francuskich. Mogą być słodkie lub wytrawne, klasyczne,
kakaowe czy
szpinakowe. Możliwości jest bez liku - tak naprawdę można by jeść naleśniki przez okrągły rok, i się nimi nie znudzić. Nie szalejmy jednak - wystarczy, że sięgniecie po nie dzisiaj.Naleśnikowa tradycja pochodzi z Irlandii, jeszcze z XV wieku, gdy przed postem należało zużyć resztę niepostnych składników, czyli
jajek i
mleka. A gdzie wykorzystuje się te rzeczy w ilościach hurtowych? Oczywiście, w naleśnikach. Ostatni wtorek karnawału pachniał więc w Irlandii przepięknie. Dzisiaj mniejszą wagę przywiązuje się do postu, tradycja smażenia naleśników jednak pozostała. W tym roku razem z Justinką, Panną Malwinną, Martynusią, Mirabelką i Sianko postanowiłyśmy dzielnie w tym wydarzeniu uczestniczyć, przygotowując nasze ulubione naleśniki.Tutaj musiałam się chwilę zastanowić. Bo które lubię najbardziej...? Sama nie wiem. Postanowiłam więc spróbować czegoś nowego, czyli naleśników zapiekanych na słodko. Inspirację znalazłam u Gosi, i według jej wskazówek usmażyłam naleśniki. Wyszły! Ach, jak mnie to ucieszyło... Dla niewtajemniczonych - naleśnikowym mistrzem jest w naszym domu C. Zawsze on przygotowuje te cuda, a ja się tylko delektuję, ewentualnie zmywam później talerze. Tym razem jednak postanowiłam przygotować mu niespodziankę, i z duszą na ramieniu zabrałam się do pracy. Na szczęście poszło gładko, i tylko jeden się porwał przy przewracaniu. Misja wykonana, może jeszcze kiedyś spróbuję, bo całkiem mi się to smażenie spodobało.Wracając do sedna, czyli naleśników. Nadzienie przygotowałam z
twarogu, który przywiozłam sobie z Polski, z dodatkiem
rodzynek namoczonych w herbacie. Mmm... Jakie to dobre... Całość polałam sosem
waniliowym - kremowym, delikatnym i słodkim. Wyszło obłędnie pysznie, choć słodko (można zredukować nieco ilość
cukru). Niemniej z wielkim zapałem zjedliśmy całkiem spore ilości, jeszcze zanim C. poszedł do pracy. Polecam Wam ogromnie taką naleśnikową kombinację - może na weekend...? Bo do kolejnego Tłustego Wtorku naprawdę czekać nie warto...

Składniki:(na 13-15 naleśników)500 ml
mleka2
jajka1/4 łyżeczki
soli2 łyżeczki
cukru waniliowego200 g
mąki pszennej50 ml
olejunadzienie:300 g
twarogu, raz zmielonego100 ml
śmietany kremówki20 g
cukru1 łyżeczka
cukru waniliowegododatkowo:100 g
rodzynek200 ml mocnej, gorącej
herbatysos:3
żółtka400 ml
śmietany kremówki (38%)45 g
cukru1 łyżeczka ekstraktu z
waniliiNaleśniki:
Jajka roztrzepać, dodać
mleko i
olej.
Mąkę przesiać, wymieszać z
cukrem waniliowym i
solą. Dodać do
jajek, dokładnie połączyć, żeby nie było grudek.Odstawić ciasto na 30 minut.Po tym czasie na dobrze rozgrzanej patelni smażyć cienkie naleśniki. Ostudzić.Sos:Kremówkę zagotować.
Żółtka ubić z
cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać
śmietanę, cały czas miksując. Przelać masę z powrotem do garnuszka, podgrzewać (nie gotować!), aż nieco zgęstnieje. Zdjąć z palnika, przetrzeć przez sitko, dodać ekstrakt, wymieszać. Ostudzić.
Rodzynki zalać gorącą
herbatą, odstawić na 30 minut.Nadzienie:
Twaróg utrzeć z kremówką,
cukrem i
cukrem waniliowym na gładką masę.
Rodzynki dobrze odcisnąć, połowę dodać do nadzienia, wymieszać.Naleśniki smarować nadzieniem, zwijać w ruloniki, układać ciasno w naczyniu do zapiekania wysmarowanym
masłem. Wierzch posypać pozostałymi
rodzynkami, polać całość sosem.Piec w 200 st. C. przez 20 minut, aż wierzch się przyrumieni.Podawać gorące.Smacznego!Koniecznie zajrzyjcie do dziewczyn - ja już się nie
mogę doczekać, żeby zobaczyć, co przygotowały.