Wykonanie

Będzie u mnie trochę bardziej
amarantusowo w najbliższym czasie, a to za sprawą paczki, którą to paczkę otrzymałam od firmy Ekoprodukt.
Amarantus jest mi znany od dłuższego już czasu, korzystam głównie z
mąki i
amarantusa ekspandowanego. Na stałe zagościł u mnie w momencie, gdy zaczęłam interesować się
mąkami bezglutenowymi i używać ich mieszanek do wypieku ciast, naleśników i pankejków.Nie znam tych
musli, które były w paczce, bo nie korzystam z takich gotowych mieszanek, ale jak dostałam, to z chęcią wypróbuję (skład jest bardzo ok, poza może dodatkiem do jednej z mieszanek poppingu z pszenicy, którą to pszenicę raczej eliminuję ostatnio z menu).Smakują mi
amarantusowe ciasteczka - są chrupiące, ale nie tak twarde jak
sezamki.Nie znałam
pieczywa chrupkiego ani ziarna
amarantusa - no to teraz poznam;)Robiłam już z
jabłkami i z
jagodami i
malinami, to dzisiaj będzie jeszcze inna wersja, czyli ze
śliwkami. Miałam zamiar zrobić ze świeżymi, ale że nie było ich pod ręką, więc wykorzystałam
śliwki suszone - duże i cudownie mięsiste.Nie próbujcie tego omletu (ani innych, tudzież placków, pankejków i naleśników) robić z samej
mąki amarantusowej - ja próbowałam dwa
razy i odradzam. Chyba, że ja o czymś nie wiem i z samej takiej
mąki też wychodzą - mnie nie wyszły, dlatego używam mieszanek.Dzisiejsza wersja w pełni bezglutenowa.Składniki na jeden omlet:* 2 łyżki
mąki z
amarantusa* łyżka
mąki z
ryżu brązowego* łyżka
mąki gryczanej*
jajko - osobno
żółtko i
białko* 1/3 szklanki
mleka (ja dałam
ryżowe orzechowo-
migdałowe)* płaska łyżka
ksylitolu lub innego słodzika* łyżeczka
masła* szczypta
soli* kilka suszonych
śliwek* kostka
gorzkiej czekolady* szczypta
brązowego cukru do posypaniaOdmierzyłam
mąki, dodałam
żółtko,
mleko i
ksylitol i lekko ubiłam masę trzepaczką.W osobnym naczyniu ubiłam
białko ze szczyptą
soli. Pokroiłam na małe kawałeczki
śliwki i dodałam do masy razem z ubitym
białkiem. Delikatnie wymieszałam.

Na rozgrzane na patelni
masło wylałam masę.Ostatnio robiłam omlet na patelni do naleśników i za bardzo się rozlał, tym razem na mniejszej patelni i od dołu już był gotowy, a góra jeszcze płynna, więc musiałam trochę jej pomóc i przechylając patelnię spowodować spłynięcie masy niżej. Wygląda na to, że potrzebna mi jakaś patelnia pośrednia do tych omletów;)

Po przełożeniu na drugą stronę chwilę jeszcze omlet smażyłam, po czym jeszcze na patelni pokroiłam
łopatką na kawałki.Ułożyłam kawałki na talerzu, posypałam pokrojoną
śliwką i startą
czekoladą, a na koniec minimalnie
brązowym cukrem dla dekoracji raczej. Przydałoby się może coś jasnego do ozdoby, bo omlet prezentuje się dość jednolicie kolorystycznie, ale z drugiej strony wkomponował się idealnie w ten jesienny klimat, więc chyba jest ok:)Robiąc zdjęcia nie mogłam się doczekać momentu kiedy go spróbuję, bardzo byłam ciekawa jego smaku.Jak spróbowałam, to było tylko: wow! Jest naprawdę super!


"W polityce zamiast grać wciąż tasują karty"Karol Irzykowski