ßßß Cookit - przepis na Podsumowanie, czyli co mi się udało w 2013:)

Podsumowanie, czyli co mi się udało w 2013:)

nazwa

Wykonanie

Nigdy takich podsumowań nie robiłam, a że spodobały mi się jak czytałam na innych blogach, to i ja tym razem podsumuję to, co fajnego (bo niefajnym nie będę się dołować przecież;) wydarzyło się w tym roku u mnie.
Blog kulinarny, więc zacznę od przepisów.
Najbardziej popularnym przepisem na blogu (odkąd się pojawił, czyli 2 lata temu) jest nieodmiennie przepis na golonkę, a drugim przepis na domową chałwę .
Chyba już ich nic nie zdetronizuje;)
A tutaj przepisy tegoroczne, które wzbudziły największe zainteresowanie:
1. styczeń ciasto bananowe bez masła i cukru
2. luty zdrowe i ekstremalnie czekoladowe ciasteczka
3. marzec genialna orzechowo-owsiana szarlotka
4. kwiecień kasza jaglana na słodko z powidłami i śliwkami
5. maj zielone koktajle
6. czerwiec curry z kaszą jaglaną i soczewicą
7. lipiec jaglane pankaces z malinami
8. sierpień ciasto owsiano-orzechowe po raz drugi i trzeci
9. wrzesień czekoladowe naleśniki gryczano-owsiano-dyniowe
10. październik amarantusowy batonik po raz drugi
11. listopad ciasteczka na mące migdałowej i "Kuchnia bez pszenicy"
12. grudzień schab suszony z pończochy
Na 12 przepisów tylko 2 są wytrawne, reszta to słodycze, co potwierdza moje obserwacje, że na blogach największym powodzeniem cieszą się słodkości, ehhh:)
A co poza zajmowaniem się blogiem robiłam jeszcze w tym roku?
Na pewno moim osiągnięciem było stworzenie i wypuszczenie w świat e-booka o kaszy jaglanej, którego jestem współautorką.
To było fajne doświadczenie i dało mi dużo frajdy. Podobnie jak związane z tym warsztaty jaglane w Warszawie, które współprowadziłam.
Ponadto pierwsze w życiu gotowanie w plenerze i udział w kilku warsztatach kulinarnych .
To kulinarnie, a poza kulinarnie, bo w końcu nie tylko kuchnią się zajmuję i nie tylko kuchnia mnie interesuje, to moim dużym sukcesem tegorocznym jest to, że od wiosny, czyli ponad 1/2 roku udaje mi się (i to bez zmuszania się, a wręcz przeciwnie) ćwiczyć 3 razy w tygodniu w klubie fitness.
Nigdy do tej pory nie udawało mi się uczęszczać na jakieś sportowe zajęcia tak długo i tak intensywnie, bo zwykle po miesiącu bądź dwóch nudziły mi się.
Tym razem znalazłam, a raczej dowiedziałam się, że kluby fitness tak funkcjonują (bo nie miałam pojęcia, że tam tak jest, kluby kojarzyły mi się jedynie z siłownią) i mogę korzystać nie z jednego rodzaju zajęć (jak to robiłam do tej pory w poprzednich miejscach, gdzie wybierałam zajęcie i raz w tygodniu chodziłam), ale z wielu w ramach jednej (niewygórowanej) opłaty.
I korzystam z tego: raz idę na pilates, innym razem na streching, kiedyś zafascynowała mnie zumba, po kilku zajęciach przerzuciłam się na siłownię, tam wytrwałam dość krótko (nuuudne!) i zakochałam się w fitballu! Do tego stopnia, że kupiłam sobie taką piłkę do domu i co prawda (na razie) się na niej tylko przetaczam po domu, ale co tam, grunt, że jest pod ręką;)
Poza tym trochę bieżni, orbitreków (bardzo lubię!), drabina, która daje kondycję potrzebną do wyjścia na Kilimandżaro albo inną wybraną górę (ale się nie wybieram raczej), skakanka - słowem: same przyjemności i super energia na cały dzień, bo na zajęcia chodzę zawsze rano.
Bardzo mnie to cieszy, a najbardziej to, że tak mnie to wciągnęło, że nawet jak wyskoczy mi przerwa (ostatnio ponad 2 tygodnie z przyczyn technicznych), to wracam bez żadnych wątpliwości i ćwiczę dalej.
Udało mi się też w końcu w tym roku (bo w poprzednich latach tylko na przymiarkach się kończyło) wziąć czynny udział w Letnim Tanim Kinobraniu, czyli intensywnym wakacyjnym przeglądzie kinowym.
Przez 2 miesiące zobaczyłam kilkanaście starannie wybranych filmów za niewielką cenę. To była frajda dopiero!
Przeczytałam też masę książek (ale to jak zwykle, więc niespecjalny tegoroczny wyczyn), z których już niewiele pamiętam, więc pozostaję z pytaniem: po co ja je czytam w takim razie (i w dodatku nałogowo kupuję ciągle nowe)...?
Aha! Byłabym zapomniała! Pozbyłam się stosów gazet - przede wszystkim roczników Zwierciadła, Twojego Stylu, Sensu i kilku innych z ostatnich lat, które namiętnie kupowałam, przerzucałam, przeczytałam kilka artykułów, po czym odkładałam "na potem", które to "potem" liczyło się w latach...
A teraz ich nawet nie czytałam, po prostu oddałam na makulaturę - nie do wiary, bo takie czystki zawsze kończyły się wielodniowym sortowaniem, przeglądaniem, wyrywaniem kartek z ciekawymi artykułami i przepisami (których nigdy potem nie robiłam ani nie czytałam), a co powodowało, że stosy gazet mało się zmniejszały.
Tym razem się udało - jestem (prawie) na bieżąco z prasą tym bardziej, że wprowadziłam dyscyplinę i prasy stosami już nie znoszę do domu.
Fajnie sobie teraz to wszystko przypomnieć, choć to może żadne wielkie osiągnięcia (szczególnie to z gazetami), ale takich najczęściej właśnie nie doceniamy i skupiamy się na tym, że nie udało nam się zrealizować marzeń o podróży dookoła świata na przykład.
Doceniajmy małe, bo z nich w dużej mierze składa się nasze życie:)
Wchodząc w Nowy Rok nie robię szczegółowych planów, mam jedynie zarys tego w jakim kierunku chciałabym iść i pozostawiam dużo miejsca na improwizację i życie chwilą, czego i Wam życzę:)
"Komputery są doskonałe do trwonienia czasu, który bez nich o wiele trudniej by było zmarnować"
Clifford Stoll
Źródło:http://zdrowa-kuchnia-sowy.blogspot.com/2014/01/podsumowanie-czyli-co-mi-sie-udao-w-2013.html