ßßß Cookit - przepis na Sajgonki, choć nie jestem pewna, czy mogę tej nazwy użyć;)

Sajgonki, choć nie jestem pewna, czy mogę tej nazwy użyć;)

nazwa

Wykonanie

Moje sajgonki to taka bardziej rodzima odmiana, hehe, bo nie dość, że nie dałam sosu sojowego/rybnego (bo nie miałam), to dorzuciłam pieczarkę, a zamiast zgrabnych zrolowanych pakuneczków zrobiłam spore i płaskie.
Na końcu wbrew zaleceniom nie smażyłam ich w dużej ilości tłuszczu.
Nie podałam też do nich sosu, bo wszystkie przepisy na sosy do sajgonek zawierały spore ilości cukru i były ostre, a nie miałam pomysłu na inny. I dalej nie mam, chętnie więc skorzystam z podpowiedzi na sos, który nie zawierałby cukru i był łagodny.
Mimo tych zmian sajgonki, czy co tam mi z tego wyszło, były bardzo smaczne i na pewno będę jeszcze eksperymentować w tym temacie.
Skorzystałam z przepisu z bloga Paleo od kuchni.
Składniki na ok. 6 sporych sajgonek:
* 6 arkuszy papieru ryżowego
* ok. 300 g mięs mielonego - ja dałam od szynki
* 2 jajka
* niewielka marchewka
* ok. 2 cm imbiru
* cebula - ja dałam por i trochę szczypioru
* 2 spore ząbki czosnku
* sól, pieprz, lubczyk, czosnek niedźwiedzi
* dodałam od siebie dużą pieczarkę
* nie miałam sosu sojowego, więc go nie dałam
* łyżeczka smalcu
Przygotowałam składniki.
Na patelni z odrobiną tłuszczu zeszkliłam pora, dodałam wyciśnięty czosnek, drobno pokrojoną pieczarkę, starty na tarce imbir i startą na grubych oczkach marchewkę. Chwilę dusiłam, jeśli trzeba można dolać trochę wody, u mnie nie było potrzeby, może przez dodatek pieczarki.
Po podduszeniu dodałam mięso i przyprawy i kilka minut smażyłam mieszając często zawartość.
Odstawiłam do mocnego przestudzenia, po czym wymieszałam z jajkami. Zastanawiam się jednak, czy ten dodatek jajek jest potrzebny, bo farsz zrobił się dość luźny moim zdaniem, następnym razem bym pominęła.
Papier ryżowy namoczyłam przez chwilę w letniej wodzie (wlałam wodę na płaski talerz i przyciskałam papier żeby zmiękł). Pierwszy mi się połamał przy wyjmowaniu z opakowania, drugi skleił przy namaczaniu, bo nie sądziłam, że to taki delikatny materiał sztywno-klejący, w zależności od stanu w jakim jest.
Przy trzecim arkuszu już poszło nieźle, ale mimo instrukcji nałożyłam farsz odwrotnie (coś mi nie pasowało, ale nie wiedziałam co), czyli nie wszerz, tylko wzdłuż, a ponieważ masa mięsna była dość luźna to i ze zrolowaniem miałam problem i w efekcie sajgonki przybrały kształt nie bardzo sajgonkowy.
Po zawinięciu kładłam sajgonki na rozgrzaną z niewielką ilością tłuszczu patelnię tak, aby się nie dotykały. Przy próbie przełożenia na drugą stronę sajgonka przykleiła mi się do drewnianej łopatki, zrobiła się dziura w papierze, ale jakoś udało się dokończyć smażenie i nawet w całości przełożyć na talerz.
Łopatkę drewnianą zamieniłam na silikonową i było już ok.
Podałam je z surówką z kapusty kiszonej, ten sos się prosił bardzo, no ale to następnym razem, bo na pewno będzie.
Wyglądu sajgonek może nie mają, ale co tam, dobre były!
"Jeśli dojdziesz do ładu z własnym wnętrzem, wówczas to, co zewnętrzne, samo się ułoży. Rzeczywistość pierwotna tkwi wewnątrz, a zewnętrzna jest wobec niej wtórna".
Echart Tolle
Źródło:http://zdrowa-kuchnia-sowy.blogspot.com/2016/03/sajgonki-choc-nie-jestem-pewna-czy-moge.html