Wykonanie
Kiedy zachoruje Przyjaciel należy niezwłocznie pospieszyć z pomocą. Bez zaproszenia. Koniecznie trzeba ugotować rosół. Choremu wrogowi Zła Królowa również nie odmówi rosołu gdy wróg poprosi, byle zrobił to grzecznie. Posługa tego rodzaju stanowi pewne poświęcenie, bo najczęściej bywa tak, że trzeba gotować w nie swojej kuchni. To zazwyczaj zadanie trudne i dość nielubiane.Pewna Kuchnia, której Szefowa ostatnio zachorowała na wietrzną ospę okazała się jednak być miejscem idealnym, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Szefowej tej nie pasjonuje gotowanie, należy ona do osób z upodobaniem stołujących się poza domem. Zła Królowa nie ocenia jednak spraw po pozorach i wnioski wyciąga z faktów, nie z uprzedzeń, dlatego śmiało wkroczyła do akcji.Szybko stało się jasne, że Szefowa ma w domu wszystko co jest niezbędne do gotowania, wszelkie podstawowe sprzęty, naczynia i przybory. Nie było tam zbytecznych jak na potrzeby właścicielki mikserów, blenderów czy profesjonalnych noży i choć wokoło panował pewien pozorny chaos, wszystkie kuchenne akcesoria miały własne miejsce. Były garnki - duży i mały, jedna drewniana łyżka - ja w swojej kuchni mam
siedem, deska do krojenia - u mnie jest ich sześć, nóż uniwersalny z "piłką" o zębach tak małych, że służył jednocześnie za nóż bez "piłki". Moja praca w tym miejscu przebiegła bez jakichkolwiek niedogodności i sprawiła mi przyjemność. Zorientowałam się, że Szefowa w tejże kuchni, jeśli kiedyś przyjdzie jej na to ochota, będzie w stanie ugotować wszystko, co tylko zechce. Potrwa to pewnie dłużej niż Zła Królowa potrafi oszacować przykładając własna miarę, lecz to bez znaczenia. Szefowa jest bowiem przygotowana do zajęć. Brawo.Gotowanie rosołu przebiegło sprawnie także dlatego, że swą pomocą służyła mi wykwalifikowana podkuchenna Tosia, przez Niedobrą Wróżkę zaklęta niegdyś w pieska - liska, w ramach kary za liczne kradzieże.
Składniki (dla 4 osób):250 g
łopatki cielęcej z kością1
udko kurczaka2
piersi kurczaka z kością3
marchewki2
pietruszkikawałek
selera3 l
wodyDodatki:4 kromki
chleba tostowego4
jajka1 ząbek
czosnku1
młoda cebulka4 łyżki
masłaMięso umyć, włożyć do garnka i zalać
wodą. Doprowadzić całość do zagotowania. W trakcie podgrzewania zbierać pojawiającą się na powierzchni pianę, starając się równocześnie nie zbierać oczek tłuszczu. Po zagotowaniu zmniejszyć moc palnika i gotować powoli do chwili, gdy
mięso zacznie unosić się w stronę powierzchni
wody. Trwa to około 30 minut. Wtedy należy rosół posolić i wrzucić do niego obrane i umyte jarzyny.Gotować dalej do chwili, gdy jarzyny będą miękkie. Na tym gotowanie rosołu się kończy.Na patelni rozgrzać łyżkę
masła i zeszklić na nim pokrojony cienko
czosnek.
Na to położyć
chleb tostowy posmarowany z obu stron
masłem. Gdy
chleb się zrumieni zdjąć go z patelni i odłożyć.
Na tę samą patelnię włożyć ponownie łyżkę
masła i zeszklić na nim białą część
cebulki, pokrojoną w plasterki. Gdy
cebula zmięknie, zmniejszyć moc palnika (powinna być minimalna) i wbić
jajka, starając się zachować
żółtka w całości. Dla uzyskania okrągłego kształtu smażonych
jajek można wykorzystać metalowe pierścienie do wykrawania pierogów.
Jajka smażone na bardzo małej mocy palnika będą należycie "ścięte" i nieprzypalone.Zieloną część
cebulki pokroić drobno.Wlać rosół na talerz, położyć na wierzchu zrumieniony
chleb, na nim usmażone
jajko, posypać
zieloną cebulką i podać.
Pomysł na taki sposób podania rosołu pochodzi z Lizbony, pięknego miasta położonego na końcu Świata, w którym Podróżnik powinien zachować pewnego rodzaju ostrożność, gdyż może On zostać niezamierzenie otruty. Sądzę, że gdybyśmy obydwoje, ja i bliski memu
sercu Towarzysz Podróży, nie znajdowali się odwiedzając stolicę Portugalii w świetnym zdrowiu oraz doskonałej ogólnej kondycji fizycznej, moglibyśmy tej wycieczki nie przeżyć. Pierwszego dnia pobytu, w jednej z lokalnych restauracji zamówiliśmy coś, co w dniu następnym poskutkowało zatruciem pokarmowym objawiającym się u obojga z siłą, jakiej wcześniej nigdy nie doświadczyliśmy. Zanim jednak pomyślałam, że pięknie byłoby za przykładem bohaterki powieści Remarque'a "Noc W Lizbonie" umrzeć w tamtym miejscu, nie czułam się aż tak źle. Czułam się bardzo źle ale wciąż jeszcze mogłam chodzić bez pomocy.
Zdołałam zatem wejść do lizbońskiego baru, aby tam przez chwilę odpocząć. Obsługa dostrzegając mój stan, postanowiła nieść pomoc podając mi rosół podobny do prezentowanego powyżej. Postawiono przede mną talerz a ja, pomimo cechującego mnie łakomstwa, wpatrywałam się tylko w jego zawartość. O zjedzeniu czegokolwiek nie mogło być
mowy. Organizm by nie przyjął.Długo dręczyło mnie poczucie straty, żal mi było tamtej zupy ilekroć wspominałam swój pobyt w Lizbonie. Rozmyślałam o tym, jaka musiała być smaczna. Postarałam się ugotować podobną, mając na uwadze wygląd i zapach pierwowzoru. Jestem zadowolona. Smakuje bardzo dobrze, choć postać posiada
banalną. Pomaga chorym. Pewnej Szefowej, cierpiącej na wietrzną ospę, przyniosła ulgę w cierpieniu.