Wykonanie
Zwykła-niezwykła. Z zewnątrz wygląda zwyczajnie. Może z wyjątkiem
kakaowego ciapka, który zdradza to, co ma być niespodzianką. Daliście się nabrać na jej zwykłość?Bo i u mnie wszystko jest ostatnio niezwyczajne. Może nawet trochę czary-mary.Inne patrzenie na różne rzeczy, poświęcanie się innym, nowym rzeczom, które bardzo, BARDZO lubię. Bo są moje. Nie czyjeś inne, nie dla kogoś, ale moje własne. Moje i D. Takie, od których szeroko się uśmiecham i cieszę się ze wszystkich drobnostek, które robimy razem. No i mamy muffinki. Z niespodzianką.
Muffinki falujące na
kakaowoSkładniki na 9 muffinek:3 eko
jajka (kat.
jajkowa 0)1 niepełna szklanki
cukru2 szklanki
mąki2/3 szklanki
oleju2 łyżeczki
proszku do pieczenia1 łyżka
kakao1 łyżeczka
cukru z
waniliąPrzygotowanie:Rozgrzej piekarnik do 180 stopni C.
Białka oddziel od
żółtek i ubij je (
białka) na sztywną pianę, stopniowo dosypując
cukier zwykły i z
wanilią. Ubijając dalej mikserem, dorzuć po jednym
żółtku, wlej
olej i powoli wsypuj
mąkę z
proszkiem do pieczenia. Zmiksuj wszystko na gładką, gęstą masę. Podziel ciasto na dwie części. Do jednej z nich dosyp
kakao i wymieszaj, aby całość zrobiła się
kakaowa.Teraz najzabawniejsza część: nakładanie ciasta do foremek. Najpierw na środek foremek ląduje jedna łyżczeczka ciasta białego, na nią jedna łyżeczka ciemnego i znowu białe - na przemian dwa kolory, aż do wypełnienia foremki. Dobrze jest też przed nakładaniem kolejnych kolorów "wgnieść" lekko środek, żeby ułatwić ciastu rozjechanie się na boki podczas pieczenia i dzięki temu uzyskanie charakterystycznego wzorka.Piecz ok. 25-30 minut, sprawdzając patyczkiem, czy już są gotowe (jeśli włożony i wyciągnięty patyczek jest suchy, muffinki są gotowe). Przestudź i przełóż na kratkę kuchenną do ostudzenia. Muffinki można przechowywać ponad tydzień w szczelnej metalowej puszce albo szczelnym słoiku na
ciastka.
James Hamilton-Paterson - Dyskretny urok Fernet
BrancaO jejuśku. Nie wiem od czego zacząć, bo mam bardzo mieszane uczucia względem książki Hamiltona-Patersona. Rzecz dzieje się w Toskanii, ale nie ma tak włoskich mamusiek gotujących gar spaghetti czy rozmarzonych turystek ze Stanów, które przyjeżdżają do małej mieścimy, zakochują się w niej i rzucają swoją pracę w świetnie prosperującej amerykańskiej firmie, żeby od tej
pory jeść na śniadanie toskański
chleb z
oliwą i krwistoczerwonymi
pomidorami.O nie nie. Jest za to on, Gerald - zblazowany Brytyjczyk i szalona, pokręcona i całkowicie spontaniczna
Marta - dziewczyna ze wschodu, tak dobroduszna i prostolinijna, że Geraldowi nie może się to zmieścić w głowie. W wyniku pomyłki agenta nieruchomości, zostają umieszczeni w sąsiedztwie - introwertyczny ghostwriter i głośna kompozytorka. I tu zaczyna się kosmiczna katastrofa, z zabawnymi momentami, lejącym się strumieniami Fernetem w tle i całym ciągiem nieporozumień.Dla mnie napisanym chyba nieco zbyt postmodernistycznie. Ale ja już tak mam, że nie przepadam za takim stylem, choć znam wiele osób, które zakochałyby się w książce od pierwszej kartki. Trochę zbyt wymagająca, każąca mi się mocno skupiać i bez wartkiej akcji. Chociaż Martę z jej nieperfekcyjnym angielskim polubiłam od razu.