Wykonanie
W poprzednią sobotę (05 . 07.) miałam przyjemność wziąć udział w finale konkursu organizowanego przez Renault – ZOE Food Design.Odbył się on w pięknym wnętrzu studia kulinarnego Cook Up, przy ul. Żeromskiego 17c w Warszawie.A potrawy oceniało jury w składzie:Agata Szczech – Dyrektor Komunikacji Terytorium East Renault PolskaZuzanna Wiciejowska – ekspert od fotografii kulinarnejŁukasz Konik – Szef kuchni w czterogwiazdkowym hotelu Brant w Warszawie, gotuje w TVP 2 w programie „Pytanie na śniadanie”Rafał Królikowski – Ambasador
marki Renault, znany i lubiany aktor filmowy i teatralny
Zadanie konkursowe było… nie
powiem, że proste. Ale przypominało zadania z pewnego popularnego programu kulinarnego, którego australijską wersję uwielbiam ;)W ciągu 2 godzin mieliśmy przygotować potrawę zawierającą 4 składniki z „czarnego pudełka”. Istniała również możliwość uzyskania porady od szefa kuchni lub wymiany jednego ze składników na inny.W skład „tajemniczych składników” wchodziły:
ser kozi,
jogurt naturalny,
maliny i
udziec cielęcy. Jaka była moja pierwsza reakcja na ten zestaw? Nalałam sobie
wody..
Cielęciny nigdy nie gotowałam, a za
serem kozim (delikatnie mówiąc) nie przepadam. Uznałam, że w zaistniałej sytuacji i tak nie mam szans na wygraną.. Wzięłam się jednak do pracy z nastwieniem, że nie ma sensu się poddawać i myślą „zobaczymy co z tego wyjdzie”.Żeby odsunąć w czasie przygotowanie
mięsa, zaczęłam od zrobienia kruchego ciasta. Następnie (po umieszczeniu foremki z
ciastem w lodówce), przygotowałam masę z
sera koziego,
jogurtu,
żółtka,
skórki z cytryny i
rozmarynu, z odrobiną
pieprzu. Przyszła kolej na
maliny – przetarłam je z dodatkiem
jeżyn i zredukowałam na małym ogniu (tak się
mówi w przypadku kuchenek elektrycznych?), żeby sos zgęstniał. Aż przyszedł czas na
mięso…Rozpuściłam
masło klarowane, dodałam
rozmaryn, kawałek
skórki z cytryny i
czosnek. Następnie usmażyłam cienki plasterek
cielęciny. I jak się okazało, wyszła idealna (a przekonał mnie o tym przewodniczący jury mówiąc, że „jakby dostał tak przygotowaną
cielęcinę w restauracji, byłby szczęśliwy”).Pozostało tylko poskładać półprodukty w jedno danie. I tak pokrojona w paseczki
cielęcina trafiła na dno foremek z kruchym
ciastem, zalałam ją masą
serowo-
jogurtową i wstawiłam do pieca.W czasie gdy mini tarty się piekły, zaczęłam zastanawiać się nad sposobem podania. Spędziłam dobre 10 minut przy
stole z naczyniami, zastanawiając się, które z nich będzie najlepsze dla mojego dania. W końcu zdecydowałam się na talerz przypominający kształtem
rybę.Dalej czegoś mi brakowało. Jakiegoś chrupiącego elementu. Na
stole bufetowym (z mnóstwem składników, z których mogliśmy korzystać do woli) znalazłam
groszek cukrowy, ale po spróbowaniu uznałam, że w ogóle nie pasuje do mojej wciąż kształtującej się koncepcji. W końcu na to wpadłam – zrobię
bezy, a danie podam tak, żeby kojarzyło się z deserem.I tak powstała masa na
beziki ze
skórką cytrynową i
rozmarynem (które przypiekły się odrobinę za bardzo i po wyjęciu z pieca byłam pewna, że ich nie wykorzystam..).Gdy już wszystko było gotowe, pozostało tylko podanie 3 porcji dania jurorom..W podsumowaniu
powiem tylko tyle – wygrałam :)Reakcja jurorów na moje danie rozłożyła mnie na
łopatki i cieszę się z niej bardziej niż z nagród rzeczowych. To był niesamowity dzień, który zapamiętam do końca życia jako jeden z „tych” dni, które coś zmieniły i dały do myślenia.A tutaj relacja z Co za tydzień TVN :) -> KLIK