Wykonanie
Pamiętacie, jak
pisałam kiedyś, dlaczego nie robię kotletów lepionych z różnych składników?Kto nie pamięta lub nie zna tego wpisu, może zajrzeć TUTAJ, przy okazji łapiąc przepis na kotlety z
kaszy i
soczewicy.Kto czytał i pamięta, ten wie, nie robię i już ;)Ostatnio jednak miałam ambicję popełnić takie GOŁĄBKI Z
JARMUŻEM BEZ ZAWIJANIA, ale okazało się:- najpierw, że nie mam
kaszy gryczanej, chociaż myślałam, że mam - no dobra, zrobimy z
ryżem, będzie bardziej tradycyjnie;- UGOTOWAŁAM 200 G
RYŻU;-
potem, że jednak nie mam
pieczarek w lodówce, chociaż myślałam, że jeszcze są - no
kurde, to co do tego ryżu?- POKROIŁAM 2 DUŻE
CZERWONE PAPRYKI W KOSTKĘ I WRZUCIŁAM DO UGOTOWANEGO
RYŻU;- no ale skoro bazą jest
ryż, to po co mi
fasola, przecież
ryż dobrze lepi się sam;- o, pokoloruje się
ryż kurkumą i będzie fajny kolor;- DODAŁAM PÓŁ ŁYŻECZKI
KURKUMY DO FARSZU I WYMIESZAŁAM DOBRZE;- to może zawinąć ten farsz w cały liść
jarmużu po prostu?-
JARMUŻ ZOSTAŁ CAŁKIEM NA POCZĄTKU ZALANY WRZĄTKIEM I POZOSTAWIONY, ŻEBY ZMIĘKŁ;- no to spróbowałam. Dobrze, że najpierw tylko jednego, bo po usmażeniu "gołąbka" i zdejmowaniu go z patelni rozwalił się tak elegancko, że połowa farszu wyleciała ze środka już w drodze na talerz...Oczywiście osuszyłam najpierw liść, odcięłam grubą łodygę, pogniotłam cieńsze żyłki, zawinęłam dobrze, obchodziłam się ostrożnie na patelni ale to nie dla mnie po prostu, nie nadaję się!
No dobra
kurde, to co z tym zrobić teraz ? Chyba już tylko kotlety... Więc:- POKROIŁAM
JARMUŻ NA DROBNE KAWAŁKI, usuwając wcześniej grube łodygi; ile go było wagowo nie wiem, kilka liści, na oko, żeby proporcjonalnie pasował do reszty,- DODAŁAM
JARMUŻ DO
RYŻU I
PAPRYKI I
PRZYPRAWIŁAM CAŁĄ MASĘ:
pieprzem,
czosnkiem i
solą,
- ULEPIŁAM KOTLETY (lepiły się cudnie, jak to
ryż) I OBTOCZYŁAM W POPPINGU Z
AMARANTUSA, bo ładnie wygląda ;)- USMAŻYŁAM NA
OLEJU KOKOSOWYM, na cienkiej warstewce i dosłownie po chwilce z każdej strony.
W międzyczasie, tuż po tym, jak gołąbki z
jarmużem zaczęły przeistaczać się w kotlety z
ryżu i
jarmużu, wrzuciłam szybko
ziemniaki do piekarnika, żeby coś do tych kotletów
mieć, a do miski pokroiłam
pomidory, wymieszałam z
roszponką, posoliłam i już była
sałatka.Tak oto czasem wygląda moje gotowanie, kiedy nie mam głowy nawet, żeby kontrolować zawartość szafek. Myślę, że coś mam, a tu się skończyło, wydaje mi się, że czegoś nie mam, a tu niespodzianka, jest...Nie przejmuję się tym jednak, nie żyję po to, żeby ciągle sprawdzać aktualne zapasy jedzenia, grunt, żeby ostatecznie coś na ten obiad było, no i chyba bez tragedii te nieudane gołąbki, co? ;)Smakują jeszcze lepiej pomazane
ketchupem mojej mamy, choć inny też pewnie da radę... SMACZNEGO :)