Wykonanie


Ostatni raz smażyłam pączki tak dawno temu, ze ledwo to pamiętam. Nie bardzo lubię smażenie w głębokim tłuszczu, toteż ostatnio w karnawale robiłam różne racuchy , które tego nie wymagają. Ale w tym roku Rodzinka zaczęła się domagać domowych pączków, więc w końcu uległam. Wykorzystałam przepis ze starego zeszytu z rodzinnymi przepisami. Przypomniało mi się jak w dzieciństwie pomagałam Mamie formować pączki – najpierw nakładałam
konfiturę łyżeczką,
potem już sama turlałam pączusie. A trzeba się było uwijać, z całej porcji wychodziło ponad 50 pączków. Ja zrobiłam z połowy porcji, wyszły mi 24.PĄCZKI MOJEJ MAMY60 dkg
mąki35 g
drożdży2
jajka i 2
żółtka100 g
masła5 łyżek
cukruszklanka
mlekałyżka
spirytusu ( dałam 2 łyżki
wiśniówki)
dżem wiśniowy z całymi
wiśniamidrobny
cukier do obsypanialitr
oleju do smażenia
Drożdże rozrobiłam z łyżeczką
cukru w miseczce, dodałam 1/3 szklanki letniego
mleka, wymieszałam, posypałam łyżką
mąki i odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok 10 minut.
Masło stopiłam i wystudziłam do temperatury pokojowej.
Mąkę z odrobiną
soli wsypałam do miski.
Cukier wymieszałam z
jajkiem. Do
mąki dodawałam stopniowo mieszając drewnianą łyżką wyrośnięte
drożdże,
cukier z
jajkami , resztę letniego
mleka ,
wiśniówkę (
alkohol ułatwia smażenie bez przypalania) i stopione
masło. Wyrabiałam dokładnie ukośnymi uderzeniami drewnianej łyżki, aż ciasto odstawało od brzegów miski i pojawiły się pęcherzyki powietrza. Przykryłam ściereczką i odstawiłam do wyrośnięcia na około godzinę a nawet dłużej, żeby podwoiło objętość. Ciasto musi być dość zwarte.Tak, jak to robiłam z Mamą, nabierałam łyżką kawałki ciasta i omączonymi dłońmi formowałam kulkę, robiłam palcem głęboką dziurkę, wkładałam tam
dżem, zamykałam i ponownie kulając w dłoni robiłam kulkę. Pączki kładłam na posypanej
mąką desce i przykryłam ściereczką , rosły tak sobie ze 20 minut.Rozgrzałam w garnku
olej ( powinno być do 170-180 C, ale nie mam termometru, wiec wrzuciłam na próbę kawałek
chleba- jak zaczął się smażyć w dobrym tempie, to uznałam
olej za gotowy) i wrzucałam pączki po kilka tak, by swobodnie pływały. Smażyłam po kilka minut, jak się zarumieniły, to przewracałam na drugą stronę i dosmażałam. Córcia odsączała na papierowych ręcznikach i gorące obtaczała w drobnym cukrze.

Spróbowaliśmy ledwo trochę ostygły. Wyszły pyszne, puszyste i bardzo smaczne. Przyznam, że z tremą smażyłam pączki po tak długiej przerwie i jestem bardzo dumna z efektu.Smacznego !