Wykonanie
Na fali zmian blogowych, postanowiłam odświeżyć kolejną rzecz: formę testów i recenzji nieliterackich. Produkty czy sprzęt kuchenny, które do tej
pory brałam na warsztat, zawsze jakoś gubiły się pośród przepisów i cytatów. Dotykałam, oglądałam, poddawałam ekstremalnym temperaturom albo mieszałam z różnymi składnikami i guzik z tego był, bo zawsze to były recenzje "przy okazji": obręcze cukiernicze przy okazji piętrowego deseru, młynki z mieszankami
ziół przy okazji świątecznych
ciastek. Takie to wszystko niepotrzebnie wstrząśnięte i zmieszane.Wpisy i recenzje
będę publikować od dzisiaj w osobnych wpisach. Tak jak do tej
pory było z konkursami (nota
bene sprawdzajcie blog w przyszłym tygodniu -
będę miała do rozdania audiobooki z nowej
serii, która właśnie ukazała się w księgarniach).Na pierwszy ogień idzie patelnia. Niby nic spektakularnego, żadne tam szmery-bajery do dekoracji
ciastek, żadne fikuśne wyciskarki do
owoców,
czekolady, tutki, rurki i flaszeczki, tu już ich zastosowanie dowolne.

Ale patelnię też można zrobić inną niż zazwyczaj. Na początek garść informacji: patelnia Green Pan z powłoką ceramiczną wykonana z zastosowaniem technologii Thermolon Ceramic. Jak zostałam zapewniona na etykiecie i w instrukcji, nic mi do patelni nie przywrze, w dodatku będzie bardziej ekologicznie i zdrowo. Czy faktycznie?

Już jakiś czas temu dostałam ją do przetestowania i do tej
pory zbierałam się, żeby o niej napisać. Bo chciałam na niej zrobić możliwie najwięcej potraw, usmażyć różne jedzenia i spróbować najcudaczniejsze rzeczy z nią powyczyniać. Debiutem była jajecznica - danie w moim wykonaniu nie do zepsucia. Nawet kiedy nie potrafiłam nic więcej ponad ugotowanie
jajka na twardo i zaparzenie
herbaty, jajecznica zawsze wychodziła.
Potem było prażenie orzeszków, omlety, racuchy, grzanki, zapiekanki. Patelnia lądowała w piekarniku, była trzymana w zimnie, smażyłam na niej z dodatkiem tłuszczu i całkiem bez niego, dusiłam pod przykryciem, mieszałam drewnianymi i silikonowymi szpatułkami.Wnioski?Pierwszy podstawowy - do smażenia zużyłam mniej tłuszczu . Nie musiałam lać tego "trochę więcej" po to tylko, żeby mi się nic nie przykleiło do powierzchni patelni. A taki mam zazwyczaj problem przy puszystym
omlecie. Z wierzchu pięknie zrumieniony, ale jak chcę go zsunąć na talerz okazuje się, że jest do niego przyklejony na amen. Green Pan test na omlet zdał śpiewająco (i mniej tłusto). Zachęcona pierwszym sukcesem, zaczęłam smażyć po kolei wszystkie najbardziej przypalające się dania:
jajka sadzone, racuchy, naleśniki, placki ziemniaczane, placuszki z
cukinii. Żeby przez moje niejedzenie
mięsa test nie stracił na wiarygodności (albo po prostu żeby moja ciekawość nie pozostała niezaspokojona), D. dołączył z
mięsem i
rybą. Były też
makarony i sosy, i mieszanka jednego z drugim. Karmel też dał radę (choć ten już bez tłuszczu w ogóle).

Wpadło mi do głowy pytanie: to może da się smażyć na tej patelni w ogóle bez tłuszczu ? Poświęcając się i przygotowując przy okazji kilka niezłych kolacji, wrzucałam po kolei na rozgrzaną i nierozgrzaną powierzchnię podobny repertuar produktów jak poprzednio. Bez dodatku tłuszczu jednak się przypalały, dokładnie tak jak na zwykłej patelni. Ciekawe jest jednak to, że nawet wtedy nie przywierały. Ale tłuszcz jednak nawet do smażenia na Green
Panie jest potrzebny. Można go używać oszczędniej, to fakt i jednocześnie bardzo duża zaleta, ale nie da się z niego całkowicie zrezygnować. Dla dobrej kondycji swojej (przypalanki jak wiadomo do najzdrowszych nie należą) i kuchni, a w szczególności przejrzystości powietrza i świeżych zapachów.Chyba więc jeszcze się taki mądry nie narodził, który by wymyślił patelnię nieprzypaleniową.

Czy smażenie na niej jest zdrowsze i bardziej eko? Powierzchnia Green Pan pokryta jest mineralną, ceramiczną powłoką, która nie zawiera w sobie PTFE ani
oleju silikonowego. PTFE to skrót od politetrafluoroetylenu, czyli inaczej woskowatej substancji, dość łatwej do zarysowania, którą pokrywa się tradycyjne patelnie. Po rozgrzaniu takiej patelni do ponad 260 stopni Celsjusza, PTFE zaczyna ulegać rozkładowi i uwalniać w niewielkich ilościach, ale jednak toksyczne opary. U ludzi mogą powodować trudności w oddychaniu,
bóle głowy i nudności.Kolejna próba: patelnia ląduje w piekarniku . W instrukcji stoi jak byk: "uchwyty patelni produkowane są z nienagrzewającego się bakelitu, dzięki
czemu śmiało można je stosować w piekarniku". Przekonamy się? 200 stopni, pół godziny. Docelowo: duża tortilla. Przy okazji sprawdzenie, czy rączka się nie stopi i czy faktycznie po wyjęciu z piekarnika nie poparzę się uchwytem. Wynik końcowy patelnia - ja 1:1. Nic się nie stopiło i nie przywarło. Ale uchwyt był nagrzany. Ostygł po 10 minutach. Nie wiem czy to
wina wysokiej temperatury, czy rączka generalnie się nagrzewa, ale trzeba ją jednak chwytać przez ściereczkę albo silikonową łapkę.Dodatkowy punkt dla Green Panu należy się za stabilność całej konstrukcji. Dobrze rozprowadza ciepło po całej powierzchni. Nie odkształca się i nie chybocze na boki, co przy jej wadze jest dość istotne. Patelnia jest ceramiczna, więc automatycznie musi trochę ważyć.

Przez trzy miesiące smażyłam, piekłam, prażyłam, podgrzewałam i odgrzewałam co tylko się dało. Jestem bardzo zadowolona z efektów. Także z tego, że patelnię się szybko i łatwo myje. Że dużo waży? No bo tak ma właśnie być. Że jednak coś się przypala? Nie ma chyba patelni, na której po 30 minutach bez mieszania
czosnek, dajmy na to, by się nie spalił. Niezmiennie zaskakuje mnie jednak fakt, że ten przykładowy
czosnek mimo iż się spali na węgielek, to nie przywrze do powierzchni. Ogólnie jestem bardzo zadowolona. Po przyzwyczajeniu się do Green Pan chyba nie chcę przyzwyczajać sie na nowo do blaszanych i teflonowych patelni.Informacje w pigułce:Patelnia ceramiczna z technologią ThermolonTMModel z
serii KyotoŚrednica: 24 cmPokrywka: nieProducent: Green PanCena: ok. 150-180 złGwarancja: 2 lata na powłokę, 5 lat na korpus patelniGdzie kupić: sklepy AGD (lista sklepów na stronie producenta) lub zamówić przez internetWięcej informacji: www.green-pan.pl