Wykonanie
Busoł, busoł - wołały kiedyś dzieci na Kurpiach czy Podlasiu widząc wiosną pierwszego bociana. "Busioł, busioł, tut busłowa łapka, tut twoja chatka" - to ludowe porzekadło, chyba już zapomniane.

Na portalu Potrawy regionalne wyczytałam m.in. cyt.: "Ten nietypowy wypiek - specyficzne,
drożdżowe bułeczki w kształcie pięciopalczastych bocianich łap - przygotowywany był Polsce południowo-wschodniej i na Kurpiach (dość powszechnie, do końca XIX wieku), na powitanie ptaków powracających z ciepłych
krajów. Związany był ściśle także z powitaniem wiosny i świętem Zwiastowania Najświętszej
Marii Panny, a stare porzekadło ludowe mówiło: „Na zwiastowanie przybywaj bocianie”. . . Obecnie spotykany niezwykle rzadko, więc choćby dlatego wart jest przypomnienia."Zdjęcie tychże bułeczek zobaczyłam niedawno na FB, na profilu grupy Slow Food. Tam też znalazłam przepis na nie - przepis w/g p. Oli Ladachowskiej i postanowiłam sama sobie takie zrobić. Nie bardzo wiedziałam jednak jak je zlepiać więc kombinowałam, ale jakoś poszło i jak na pierwszy raz są całkiem, całkiem.składniki:ok. 1 kg
mąki pszennej - wzięłam typ 50050 g świeżych
drożdżyok. 1 szkl.
mleka6 łyżek
cukru zwykłego3
jajkaok. 3/4 szkl.
oleju roślinnego - wzięłam
słonecznikowy1/2 łyżeczki
solikilka łyżek
marmolady albo powideł, albo
białego sera na nadzienie1 roztrzepane
jajko do posmarowania przed pieczeniemew.
lukier utarty z
cukru pudru,
soku cytrynowego i
syropu wiśniowego
sposób przygotowania: Przyznam, że naszykowałam połowę składników bo drożdżówki lubimy, ale świeżutkie i nie zjedlibyśmy ich aż z 1 kg
mąki -
jajko wykorzystałam jedno całe + jedno
żółtko a bułeczki posmarowałam pozostałym roztrzepanym
białkiem.
Mleko lekko podgrzałam, wkruszyłam do niego
drożdże i rozmieszałam dokładnie dosypując jeszcze połowę
cukru. Do miski przesiałam
mąkę, dodałam
sól i resztę
cukru, zrobiłam pośrodku wgłębienie, w które wlałam już lekko spienione
mleko z
drożdżami. Delikatnie mieszając domieszałam do tej zawiesiny trochę
mąki z
boków - tylko tyle żeby powstało rzadkie ciasto - reszta
mąki leżała sobie obok. Przykryłam miskę ściereczką i zostawiłam w spokoju na ok. 1 godzinę. Po tym czasie dodałam roztrzepane
jajko,
żółtko i
olej - wszystko zagniotłam na dość zwarte ciasto - wyrabiałam kilka minut aż ładnie odchodziło od ścianek miski i ręki. Ponownie przykryłam ściereczką i odstawiłam na kolejną godzinę (można na dłużej, ale u mnie było dzisiaj bardzo ciepło) - ciasto powinno podwoić swoją objętość.

Wyrośnięte podzieliłam na 10 części. Każdą rozwałkowałam na owal, z którego wykroiłam 2 duże koła i lekko je rozciągnęłam w kształt jajowaty. Jeden placuszek posmarowałam z jednego węższego brzegu
białkiem, nałożyłam drugi placuszek mocno dociskając - nożem nacięłam obie warstwy tworząc paluchy. Do środka,
między placki, nałożyłam łyżkę nadzienie - u mnie
konfitura jeżynowa zmieszana z
konfiturą z
owoców róży i posiekanym
jabłkiem - posmarowałam wolne brzegi i złączyłam placuszki dokładnie. Odłożyłam je na 15 minut żeby podrosły. Następnie przełożyłam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, posmarowałam wierzch
białkiem i piekłam ok. 15 min. w piekarniku nagrzanym do 180 st.C - mają się ładnie zrumienić.Kilka posmarowałam lukrem utartym z
cukru pudru,
soku z cytryny i
syropu wiśniowego, ale nie trzeba tego robić.