Wykonanie

Jakiś czas temu zakupiłam i przeczytałam książkę "Dieta bez zbóż" Josepha Mercoli.Nie zachwyciła mnie, głównie dlatego, że w zamian za zboża proponuje jadłospis oparty w dużej mierze na
mięsie.
Mięso w każdym (prawie) daniu - o nie! Nie jestem wegetarianką, z
mięsem u mnie jest różnie, są okresy kiedy go prawie nie jadam, są i takie, że jadam go więcej, ale nie aż tyle, żebym chciała dietę na nim oprzeć.Kolejnej książki w tym temacie, czyli "Diety bez pszenicy" nie kupowałam, bo wyszłam z założenia, że ja kuchnię bez pszenicy prowadzę już od jakiegoś czasu, wiec nic pewnie nowego się nie dowiem.I otóż się myliłam i to bardzo!Niedawno przechodząc obok księgarni zobaczyłam w witrynie "Kuchnię bez pszenicy" . I mnie przyciągnęła.Gruba książka kucharska ze 150 przepisami i niewielką ilością skondensowanej teorii na początku. Przeglądnęłam kilka przepisów i wiedziałam, że taką książkę to ja muszę
mieć. Poczekałam tylko na zniżki w mojej ulubionej księgarni, bo książka kosztowała prawie 50 zł i zakupiłam.

Czytanie zaczęłam od teorii (zajmuje ok. 1/3 książki), mimo, że wydawało mi się, że nic nowego się nie dowiem.I bardzo się zdziwiłam, bo okazało się, że się dowiedziałam...Co ten człowiek (czyli dr William Davis - kardiolog) tu wypisuje???Że jakby miał polecić jeden składnik diety, którego odstawienie ma największy zbawienny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie, to nie poleciłbym
cukru, ani czegokolwiek innego, tylko pszenicę!Wiem, że pszenica to gluten, że jest modyfikowana i ma niewiele wspólnego ze zdrowym zbożem jakie spożywali nasi przodkowie, wiem, że pełnoziarnistość niewiele zmienia na lepsze, a tyko
daje ułudę zdrowotności. To wiem. Ale reszty, o której pisze nie wiedziałam.Podsumować całość jego rozważań nad pszenicą można tym stwierdzeniem (pogrubienie moje):„Współczesna pszenica, z wprowadzonymi w niej zmianami genetycznymi, jest wyjątkowa i w unikalny sposób spełnia nasze oczekiwania co do wyższych plonów, lepszych właściwości piekarniczych i większej elastyczności ciasta. Nie nadaje się tylko do spożywania przez człowieka ”Mocne, nie ma co!A to stwierdzenie jeszcze bardziej, bo o tym chyba mało kto słyszał:"
Białka gliadynowe pszenicy sprawiają, że produkty pszenne (...) są uzależniające - rodzą potrzebę, żeby jeść ich więcej...i więcej, i więcej. Gliadyna jest bowiem opiatem, z własną postacią euforii i bardzo swoistym zespołem głodu narkotykowego pojawiającego się po zaprzestaniu konsumpcji pszenicy"A tutaj też radykalnie:„Tak jak w chwili, gdy człowiek przestaje się walić młotkiem po głowie, ból w cudowny sposób ustaje, tak też w momencie całkowitego wyeliminowania pszenicy z diety większość ludzi doświadcza raptownej i znacznej utraty wagi, a także ulgi w licznych dolegliwościach zdrowotnych”Autor pisze o pszenicy, ale zaleca pozbycia się z kuchni wszystkich zbóż glutenowych oraz najlepiej również tych bezglutenowych.Dostało się nawet amarantusowi i
kaszy jaglanej. Te zboża odradza osobom o nadmiernej wadze lub chorym na cukrzycę - nie zawierają glutenu, ale mają dużo węglowodanów.Przestrzega też, aby eliminując zboża glutenowe nie przechodzić na żywienie gotowymi produktami bezglutenowymi głównie opartymi na
skrobi ryżowej i kukurydzianej. O tym się bardzo rzadko
mówi, a obserwuje się nagminnie. Nie można takiej diety nazwać zdrową, mimo, że nie zawiera glutenu.Na czym opiera zatem kuchnię p. Davis skoro książka zawiera mnóstwo przepisów na ciasta, desery, a nawet chleb?Głównymi mączkami są u niego mączka migdałowa i kokosowa, a także
siemię lniane (najlepiej złociste),
mączki orzechowe,
mąka z
ciecierzycy.W książce jest cały rozdział opisujący wszystkie składniki zdrowej diety bezpszennej i bezglutenowej łącznie z poradami jak zorganizować taką kuchnię.A
potem są przepisy. Przepisy, które tak mnie zachwyciły, że przestałam zaznaczać karteczkami (jak to zwykle robię) te do realizacji, bo musiałabym większość przepisów tak potraktować!Dużo (chyba większość) jest przepisów bezmięsnych i aż 45 przepisów na wypieki i desery!Jakie ja wyciągnęłam wnioski z lektury tej książki?Otóż zdecydowanie
będę wystrzegać się pszenicy, mocno ograniczać inne zboża, aż do ich całkowitej eliminacji i nie przejadać się zbożami bezglutenowymi.Z
kaszy jaglanej i
mąki amarantusowej nie zamierzam rezygnować.Czyli generalnie to co do tej
pory stosowałam, tylko z większym przekonaniem;)Komu poleciłabym tę książkę?Na pewno nie osobom, które są na początku
drogi do zdrowego odżywiania i właśnie przed chwilą zamieniły białą
mąkę na pełnoziarnistą.To jest książka dla mocno zmotywowanych. Innych zniechęci, bo używanie
mączki migdałowej i kokosowej jest jeszcze bardziej ekstremalne niż bazowanie w kuchni na mąkach bezglutenowych, a z tym większość osób (szczególnie gdy to nie jest podyktowane koniecznością, czyli chorobą) ma problemy.

Jako pierwszy przetestowałam przepis na pieguski, bo od bardzo dawna żadnych
ciasteczek nie piekłam.Okazało się, że mam w domu wszystkie składniki, brakło mi tylko wystarczającej ilości
migdałów na
mąkę, więc dodałam
mąki amarantusowej.Iloś ć składników zmniejszyłam o połowę, a i tak wyszło mi 20
ciasteczek.Składniki na 20
ciasteczek:* 2 szklanki
mąki migdałowej (zmieliłam
migdały) - u mnie 1 i 1/2 migdałowej i 1/2 amarantusowej* 2
jajka* 1/4 szklanki
oleju kokosowego (albo
masła)* 1/8 szklanki
mleka kokosowego (można dać
śmietanę)* 3 płaskie łyżeczki
ksylitolu (w przepisie było 1/2 łyżeczki płynnej
stewii), ale było ciut mało, dałabym 3 z górką* 1/2 łyżeczki
sody oczyszczonej* 1/4 łyżeczki drobnej
soli morskiej* 125 g
czekolady gorzkiej ponad 70% ( w przepisie były
groszki i ilość ok. 150 g)Był jeszcze ekstrakt
waniliowy, ale nie dałam, bo nie mam ekstraktu, a moja
czekolada zawierała suszoną
skórkę pomarańczową, która dała aromat.Najpierw nastawiłam piekarnik na 180* C.Zmieliłam
migdały, rozpuściłam
olej kokosowy (i lekko przestudziłam), posiekałam
czekoladę.W misce wymieszałam
mąkę z
sodą i
ksylitolem, a w drugiej zamiast utrzeć tak jak było zalecone, ubiłam lekko trzepaczką
jajka z
olejem, po czym połączyłam z zawartością pierwszej miski.Na koniec wmieszałam
czekoladowe kawałeczki.

Autor poleca nakładać masę łyżką i spłaszczać na blasze, ale mnie się super z niej lepiło kulki, które spłaszczyłam do postaci małego placka.Piekłam ok. 25 min. Pięknie urosły, a
migdałowo-
czekoladowy zapach unosił się po całym domu:)Tutaj w trakcie pieczenia:

Bardzo smaczne, z mocno wyczuwalną goryczką
czekolady - moja córka nawet nie narzekała, że mało słodkie (choć są mało słodkie).Polecam!!!

"Pokusom powinno się ulegać. Nigdy nie wiadomo, czy kiedyś znowu przyjdą"Oscar Wilde