Wykonanie
Był rok 1990, koniec lata. Jeszcze ciepło, ale już dni złotem świecące. Za chwilę miał się rozpocząć kolejny rok akademicki. Marcin wpadł na dziki pomysł, by pojechać do Budapesztu, gdzie mieszkał jego znajomy. Nocleg jest, dojazd jakoś ogarnęliśmy (chyba pociągiem, już nie pamiętam), zarobione w wakacje pieniądze pójdą na płyty i jedzenie. Jakże łatwo podejmowało się takie decyzje! Przez kilka dni deptaliśmy Budę i Peszt, siedzieliśmy nad rzeką gapiąc się na piękny, niezniszczony wojną budynek parlamentu i podglądaliśmy ulicznych
malarzy. Kolega Marcina ugotował genialny bogracz i obiecał, że zabierze nas na najlepszy deser świata. Oczywiście o węgierskim rodowodzie, wymyślony przez Karola Gundela, słynnego restauratora i szefa kuchni. Całe szczęście, że byliśmy już dobrych kilka godzin po obiedzie, a do Restauracji Gundel wybraliśmy się tylko na
herbatę i ów deser - słynne gundel palascinta . "Naleśniki? no bez przesady, o co takie halo, może lepsze mają jakieś ciasta?" . Ale nasz węgierski gospodarz był nieugięty - muszą być palascinta, nie będziesz żałowała. Och jak bardzo miał rację! nigdy nie żałowałam i od tego dnia gundel palascinta stały się dla mnie synonimem słodkiej rozkoszy.
Po skończeniu studiów pracowałam w firmie, która miała swój oddział w Budapeszcie. Wizyty w stolicy Węgier były kilka
razy w roku, a ja zawsze starałam się wpaść na gundel palascinta . Nie zawsze udawało się zjeść w słynnej restauracji, ale wiele innych lokali zaczęło je także podawać. Nasza węgierska znajoma robiła je w domu. Podglądałam ją w kuchni i odurzałam się aromatem gorącego sosu
czekoladowego. Przez długi czas przygotowywałam podejrzaną u niej wersję sosu, czyli
gorzka czekolada rozpuszczona z
Grand Marnier i
śmietanką kremówką . Kiedyś jednak wpadłam na przepis Agnieszki Kręglickiej, w którym sos był przygotowywany na bazie kogla mogla łączonego z gorącą
czekoladą. Powiadam Wam, poezja najwyższych lotów!
Swoją
drogą wiele bym dała, by urwać się na kilkudniowy wypad do Budapesztu. Posnuć się po ulicach, najeść bogracza i rozkoszować gundel palascinta w Restauracji Gundel...10 cieniutkich pszennych naleśników z tego przepisu150ml
śmietanki kremówki 30%50g drobno posiekanej kandyzowanej
skórki pomarańczowej z tego przepisu20g
cukru75g jasnych
rodzynek150g
orzechów włoskich75g
płatków migdałowych50ml
rumu (w opcji dla dzieci nie dodawaj
alkoholu)
Śmietankę kremówkę zagotuj ze
skórką pomarańczową (jeśli znajdzie się trochę
syropu ze skórki, tym lepiej),
cukrem i
rodzynkami. Gotuj ok 5-6 minut często mieszając.Upraż na suchej patelni
orzechy włoskie i
płatki migdałowe, aż leciutko się ze
złocą, ale pilnuj by nie zbrązowiały! Zmiksuj je w blenderze i dodaj do gotującej się
śmietanki. Zamieszaj kilka
razy i wyłącz płomień, dodaj
rum.Na każdy naleśnik wyłóż czubatą łyżkę farszu
orzechowego i złóż naleśnik w chusteczkę. Układaj naleśniki na blasze wysmarowanej
masłem. Po ułożeniu wszystkich, przykryj blachę folią aluminiową. Podgrzewaj ok 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 180°C - mają się tylko zagrzać a nie upiec. Jeśli wolisz, możesz zamiast tego podgrzać naleśniki na patelni z łyżeczką
masła.Gorący sos
czekoladowy2
żółtka30g
cukru100ml
śmietanki kremówki 30%30g
masła200g gorzkiej lub
deserowej czekoladyopcjonalnie -
Grand Marnier do podpalenia przy podaniuUtrzyj puszysty kogel
mogel z
żółtek i
cukru. Rozpuść na parze (lub w mikrofali 3 x 30 sec mieszając w trakcie)
czekoladę z
masłem i
śmietanką. Wciąż ucierając kogel
mogel, wlej do niego gorącą
czekoladę.Gundel Palascinta podawaj polane gorącym
czekoladowym sosem. W Restauracji Gundel podają je polane
Grand Marnier, które już przy kliencie jest podpalane. To bardzo efektowne podanie deseru.