Wykonanie
deser owsiany z quinoa,lnem,
jagodami goji,
borówkami i
jabłkiem,
cappuccino Tobleroneoat dessert with quinoa, flax, goji berries, blueberries and apple, Toblerone
cappuccinoPowrót do komosy ryżowej - ta
kasza zdecydowanie jest tego warta. Podobnie z
jagodami goji, na które mam już pewien pomysł, jeśli chodzi o wypieki. Myślę, że uda mi się go zrealizować jeszcze w tym miesiącu. Jeśli zaś interesuje Was rola lnu złocistego, warto wiedzieć, że zawiera on nie tylko sporą ilość błonnika, ale i dobroczynne kwasy omega. Z retrospekcji zwierzę Wam się, że przez rok, czyli od czasu, kiedy zaczęłam stosować len w swojej kuchni, stan moich włosów i paznokci (które niestety zawsze były bardzo łamliwe) uległ niesamowitej poprawie. Polecam!Po śniadaniu zostało mi zdjęcie, tymczasem czas na fotorelację!Dziwnym zbiegiem okoliczności, Święto Bolesławca i Altstadtfest/Jakuby wypadły dokładnie w te same dni. Cicha konkurencja? Możliwe. Niemniej, tym samym była to dobra okazja do zestawienia tych dwóch festiwali. Wydaje mi się jednak, iż nie można ich ze sobą porównywać. O ile Bolesławiec prezentuje swoją artystyczną stronę, tak Gorlitz i Zgorzelec wspólnie przeprowadzają rekonstrukcję czasów średniowiecznych. dawno też przekonałam się już, jak niemieckie festyny różnią się od
polskich. Panuje tam zdecydowanie większy spokój, wszechobecna jest pompa i chęć zadziwienia ludzi. Organizowane z rozmachem przedstawienia, uliczne koncerty, setki budek z oryginalnymi rekwizytami lub regionalnymi przysmakami? Witamy!
Jeśli zaś spojrzymy na święto od strony kuchni, od strony polskiej czeka na nas zdecydowanie mniejsza różnorodność. Kierując się tym, co widzimy na straganach, Polacy postawili na wszelkiego rodzaju grillowane mięsiwo - spodobało mi się jednak przełamanie tej monotonii
chlebkami a'la
pita pieczonymi na żelaznych płytach nad ogniem. Niemcy za to postawili na wszelkiego rodzaju
pieczywo:
czosnkowe chlebki, pszenne, a także
razowe "ciasta" z dodatkiem przeróżnych
serów,
mięs, pestek,
orzechów (!) ryb,
sosów i warzyw, które przywodziły mi na myśl kuchnię grecką. Prawdziwą furrorę robiły też naleśniki,
owocowe drinki, tradycyjne niemieckie żelki, a także
banany,
jabłka,
truskawki i inne
owoce skąpane w przeróżnych gatunkach
czekolady.
W czasie festynu natrafiłam też przypadkiem na całkiem dobry niemiecki kabaret. Nie jestem pionierem, jeśli chodzi o
język niemiecki, jednak na moje szczęście po czasie na scenę została wciągnięta anglojęzyczna turystka, na której potrzebę przestawiono się sprawnie na jej ojczysty
język. Zawsze podobało mi się, że bez problemu można się tu porozumieć w tym
języku (gdyby nie to, pewnie wciąż nie byłabym w stanie załatwić czegokolwiek bez tłumacza).
Po kręceniu się pomiędzy ulicznymi koncertami, wielkim wesołym miasteczkiem i setkami straganów, postanowiliśmy zrelaksować się nad Nysą. Współczułam tylko tym biednym rycerzom czekającym na popołudniową paradę - w takim upale na pewno nie było im do śmiechu. Chociaż... zawsze mogli liczyć na towarzystwo pięknych kompanek. Ewentualnie hektolitry
piwa.
Kiedy wracam myślami do tego święta, wiem, że za rok znów się na nie wybiorę. Lubię ten niezwykły klimat, dzięki któremu wracają moje wspomnienia z dzieciństwa - mała dziewczynka zachwycająca się wszystkim dookoła, bo przecież jest w Niemczech, tu jest tak inaczej . Inaczej, nie inaczej... Czy to ważne? Jest przyjemnie - i to jest priorytet.