Wykonanie
Nie raz, nie dwa słyszałam słowa zachęty - no upiekłabyś jakieś ciasto, może jakiś sernik byś zrobiła, co to dla ciebie?No nic, myślę sobie, czas najwyższy się zmierzyć ze słodkim przeciwnikiem. Zaczęłam sobie w necie przegładać przepisy mrucząc pod nosem :

- za łatwe- za trudne- ubijając przez 5 minut???- gdzie ja to kupie?- ile tej mąki?- nie mam takiego miksera?- nudne-
banalne- za słodkie- nie mam takiej blaszkiW międzyczasie oglądałam mojego
Guru od gotowania, czyli Jamie Oliviera. Ach jak ja uwielbiam tego faceta, razem w kuchni moglibyśmy zdziałać cuda! Jamie robił ciasto
bananowe z toffee - szybko i prosto, nie wymaga pieczenia, ucierania, ubijania i innych
dziwnych czynności przypominające tortury.Napatrzyłam się na Pana J, przepis zapamiętałam i pelna zapału i motywacji postanowiłam zrobić cos po swojemu, coś nowego, coś na moją nutę, ulepszyć jego przepis, może nawet połączyć to z innymi dodatkami. W tym momencie powinnam zdrowo walnąć się w Głowę, albo Sznupka poprosić dla lepszego efektu.Niestety nie zrobiłam tego i brnęłam dalej w swoich kulinarnych uniesieniach. Zrobię takie ciasto, że mucha nie siada, wieść się rozniesie po świecie szybciej niż swińska grypa. Jamie Olivier zaprosi mnie do swojego programu, a Gordon
Ramsay będzie mnie błagał na kolanach o przepis.

Zabrałam się ochoczo do roboty. Pierwszy krok to przygotować podkład, potrzebuje
masła i owsianych
ciasteczek.
Masło jest,
ciasteczka wcięło! Zjadły się, zapodziały?Nie wiem, nie ma! No, ale taki mały szczegół nie zniweczy moich
planów, od czego mam wyobraźnie? Zamiast na blaszce
będę serwować moje słodkie arcydzieło w szklanych kwadratowych miseczkach. Pominiemy bazę, przecież nic się nie stało. Na patelnie wrzucam szklankę
cukru i czekam, az się
zrobi piękny karmel w kolorze żywicy. W tym czasie miksuje 3
banany ze szklanką
mleka. Mieszam karmel, delikatnie żeby nie przypalić, wygląda pięknie!

Dodaje połowę masy bananowej i delikatnie mieszam, az utworzy mi się jednolita masa toffee, tak przynajmniej robił Jamie. Nooo pięknie to wygląda, ależ jestem z siebie dumna. Trochę mnie palec piecze, bo przez przypadek włożyłam go w karmel i musiałam odrywać niemal, że ze skórą. Ale nie ważne, liczy się efekt, sława i pieniądze.

Toffee stygnie w miseczkach, a ja do drugiej części bananowej masy dodaje
serek mascarpone i ostudzoną
Kawę espresso. Oj, oj chyba za dużo mi się tej
kawy wlało, będzie za rzadkie, co robić? Mam jeszcze dwa
banany, ale miały słuzyc jako trzecia warstwa. No, ale
mąki przecież nie dodam? Ale spokojnie, nic się nie stało, mam
truskawki,
truskawki będą do przystrojenia i jako trzecia warstwa. Phi! Nawet będzie lepiej, bardziej kolorowo, bardziej odlotowo.
Banany dodałam do
serka, nadal trochę za rzadkie, ale gdzieś kiedyś słyszałam, ze jak wstawię do lodówki to zgęstnieje.Sprawdzam mase toffee i ooooj.....puk-puk....oj....a to ma być takie twarde jak beton??? Tu przyznam, ze nerwy mnie trochę poniosły,zwłaszcza, ze przed chwilą zbierałam
truskawki z podłogi i zlew czyściłam bo mi sie tym cholernym karmelem zakleił. No ale spokojnie, wszystko pod kontrolą, gdzieś kiedyś czytałam, że jak postoi to zmięknie, tylko nie wiem czy to aby na pewno o karmelu było???

No i druga warstwa gotowa,trochę ten kolor taki
dziwny, taki szaro bury.No nic, na foto shopie się podkręci kolory. Smak miał być aksamitny,
bananowo-
waniliowo-
kawowy z nutka cytrynowej soczystości i miętowej świeżości. Przysięgam, że wszystko byłe czyste i nic mi przez nieuwagę nie wpadło do miski, wiec nie rozumiem dlaczego to smakuje jak stara
ryba z nad morza?Fuj! Bleee! No nieee!

- Sznupciu, wszystko w porządku?- Tak!- Pytam bo strasznie sapiesz w tej kuchni, może ci pomóc?- Nie sapie tylko ciasto robię!- Uuuu ciasto, pewnie będzie pyszne- Ty idź i mnie nie wkurzaj!!!
Stoję w tej kuchni, ręce mi opadły, cycki zresztą tez. Bałagan dookoła, ciasto w śmieciach, marzenia zdeptane, lzy w oczach. Staram sobie przypomnieć, kto mnie do robienia ciasta namówił, jak nic skreśle z bożonarodzeniowej listy prezentów. Co ja sobie myślałam, przecież od zawsze wiedziałam, ze ciasta i inne słodkości to nie moja działka. Tu nie ma miejsca na improwizacje, tu trzeba się przepisu trzymać. Mam nauczkę na przyszłość.

Z grubsza sprzątnęłam i zabrałam się za szybki obiad, bo Sznupek już tu dreptał i się o strawe dopytywał.
Kurczaka i
ziemniaki wrzuciłam na blaszkę i do piekarnika, godzinka i obiad będzie gotowy. To chociaż mam opanowane do perfekcji,
mogę gotować z zamkniętymi oczyma. Zawsze wychodzi perfekcyjnie.Po pół godzinie poszłam sprawdzić jak tam się
kurczak zarumienił. Zarumieniłam się.... JA!.....ze złości!-Sznupek bardzo jesteś głodny?-No bardzo, a co?-A nic, zapomniałam piekarnika włączyć-O jeeezzu..:(-Sznupek! Ty mnie dzisiaj nie wkurzaj! Wszystko twoja
wina!P.S.Obiad jedlismy o 21.00, na deser Sznupek dostał Delicje, a mnie do tej
pory odbija się starą
rybą.